Jesteś pierwszą twarzą jaką widzę
I ostatnią rzeczą, o której myślę
Jesteś powodem dla którego żyję
Jesteś tym bez czego nie mogę żyć
Nigdy się nie poddajesz
Kiedy się załamuje
Twoje ramiona są zawsze otwarte
I szybko wybaczasz kiedy popełniam błąd
Kochasz mnie w mgnieniu oka
Nie zasługuje na Twoją miłość
Ale dajesz mi ją i tak
Nie mogę się nacieszyć
Jesteś wszystkim czego potrzebuje
I kiedy odchodzę Ty zrywasz się
I biegniesz za mną
To właśnie robisz, a ja nie zasługuje na Ciebie
Wszędzie lała się krew.
Właściwie nie wiedziała dlaczego szła do przodu skoro każdy kolejny krok przybliżał ją do źródła czerwonej cieczy.
To był jakiś stary, opuszczony dom.
Okna były wybitne, przez które dostawało się zimne powietrze powodując
nieprzyjemne ciarki na ciele.
Właściwie nie wiedziała dlaczego szła do przodu skoro każdy kolejny krok przybliżał ją do źródła czerwonej cieczy.
To był jakiś stary, opuszczony dom.
Okna były wybitne, przez które dostawało się zimne powietrze powodując
nieprzyjemne ciarki na ciele.
W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i palącej się siarki.
Było ciemno, jedynie latarka w telefonie, który trzymała kurczowo dziewczyna dawała jakieś światło.
Było ciemno, jedynie latarka w telefonie, który trzymała kurczowo dziewczyna dawała jakieś światło.
Oddychała głośno rozglądając się na boki.
Miała wrażenie, że nie jest tutaj sama.
Miała wrażenie, że nie jest tutaj sama.
Krew prowadziła do piwnicy.
Mimo tego, że nie chciała iść nogi jakby wbrew jej woli schodziły ostrożnie po stromych schodkach.
I nagle usłyszała tuż za sobą przeraźliwy krzyk kobiety.
Mimo tego, że nie chciała iść nogi jakby wbrew jej woli schodziły ostrożnie po stromych schodkach.
I nagle usłyszała tuż za sobą przeraźliwy krzyk kobiety.
Wstrzymała gwałtownie powietrze, gdy jej oczy mocno zaszkliły się ze strachu.
Potknęła się o jakiś przedmiot leżący na brudnej ziemi, ale w porę zdążyła złapać równowagę.
Poświeciła telefonem przed siebie, a świat jakby zamarł.
Leżała tam w kałuży krwi, trzymając się mocno za brzuch. Ledwo żyła.
- Nicole! - zawołała nastolatka pozostając nadal w szoku.
Szybko podbiegła do dziewczyny i upadła przed nią na kolanach błądząc wzrokiem po jej ciele.
Kobieta podniosła na nią swój wzrok, a jej twarz wykrzywiła się w nieprzyjaznym uśmiechu.
Szybko podbiegła do dziewczyny i upadła przed nią na kolanach błądząc wzrokiem po jej ciele.
Kobieta podniosła na nią swój wzrok, a jej twarz wykrzywiła się w nieprzyjaznym uśmiechu.
- Cieszysz się, że umieram, co? Nie martw się w śmierci nie ma kompromisu. Przyjdzie też po ciebie - odparła mocno zachrypniętym głosem, a potem zaśmiała się nienaturalnie.
Na jej twarzy pojawił się po chwili grymas bólu.
Dopiero w tedy Lidia zauważyła, że wielki nóż tkwił w jej brzuchu.
Na jej twarzy pojawił się po chwili grymas bólu.
Dopiero w tedy Lidia zauważyła, że wielki nóż tkwił w jej brzuchu.
- Kto ci to zrobił?! - zawołała z przerażeniem nie ukrywając już łez.
Nicole uniosła do góry brew, a piwnicę wypełnił jej przeraźliwy chichot.
- Pytasz się kto mi to zrobił? Jesteś żałosna... Przecież to ty mnie dźgnęłaś tym przeklętym.. nożem - dokończyła próbując się podciągnąć, ale mocny ból w okolicach brzucha i żeber uniemożliwił jej to.
- O czym ty mówisz? Nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy!
- To nie moja krew tylko twoja - syknęła ze złością przez zaciśnięte zęby po czym mażąc
dwa palce w swojej krwi dotknęła ręki Lidii.
Dziewczyna pisnęła w szoku próbując się wyrwać, ale Nicole powstrzymała ją.
Lidia patrzyła z przerażeniem jak jej niegdyś czyste dłonie stają się coraz bardziej czerwone.
- Teraz jesteśmy takie same. Niczym się nie różnimy.
- Dlaczego taka jesteś? Na prawdę mnie nienawidzisz?
- Odbierasz mi wszystko. Płacę za twoje błędy, to nie jest sprawiedliwe. Powinnaś umrzeć, ale... widocznie to nie twoja kolej. Chociaż i tak śmierć cię dopadnie.
- Przestań tak mówić! Będę żyła z Davidem!
- Żyjesz marzeniami, nie życiem, a już na pewno nie z Davidem.
Lidia pokręciła szybko głową czując ogarniającą ją złość.
- Ty nie jesteś prawdziwa! To tylko sen, to tylko sen.. - powtarzała rozpaczliwie próbując powstrzymać łzy, które zdobiły jej policzki. Nicole znów się zaśmiała.
- To nie sen. To czas pożegnań - mruknęła po czym wyciągnęła nóż ze swojego brzucha
wymierzając go w dziewczynę.
Lidia pisnęła głośno próbując się osłonić.
Usiadła na łóżku oddychając głęboko.
Krople potu przyozdobiły jej czoło i kilka łez poleciało z jej oczu.
Westchnęła głośno uświadamiając sobie, że to sen i wszędzie panuje półmrok.
Serce biło jej nieznośnie szybko.
- Co się stało? - usłyszała tuż obok szept.
Spojrzała w bok widząc zmartwioną twarz mężczyzny, który bacznie ją obserwował.
Patrząc w jego ciemne tęczówki, które wydawały się jeszcze bardziej intensywne niż kiedykolwiek wciąż miała w głowie słowa Nicole "To czas pożegnań".
Zagryzła nerwowo wargę jakby walcząc ze sobą czy powiedzieć mu o swoich obawach,
czy zostawić to w zapomnieniu.
- Miałam zły sen - odparła tylko szeptem przecierając zmęczone oczy.
David uśmiechnął się delikatnie łapiąc dziewczynę za nadgarstek i ciągnąc ją ku sobie.
- Nie przejmuj się. Sny nigdy się nie spełniają - odparł tylko przytulając ją do swojego boku.
Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Czuła piekący ból w okolicach nadgarstków, ale ignorowała go za każdym razem,
gdy dawał o sobie znać.
Chociaż życie kopało ją już wielokrotnie nigdy nie czuła się przegrana.
Była głodna, brudna, zmęczona.
- Myślałam, że... piekło na mnie trochę poczeka - odparła dopiero po chwili z lekkim uśmiechem przerywając tą nieznośną ciszę. Mężczyzna dopiero w tedy spojrzał na nią zastanowieniem.
- Piekło Lidio? Przecież tylko ze mną odnajdziesz prawdziwe szczęście... ten głupi David nie da ci niczego co dam ci ja.
- Póki co zadajesz mi tylko ból - syknęła z lekką irytacją.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, po czym podniósł się z krzesła siadając na starym materacu,
zaraz obok dziewczyny.
- Nie chce cię krzywdzić, ale nie dajesz mi innego wyboru skarbie.
Nicole prychnęła resztkami sił przymykając na chwilę oczy.
- Więc opowiedz mi tą historię. Jak kolejny raz Nicole złapała komuś serce.
Oprawca spojrzał na dziewczynę uważnie jej się przyglądając.
- Jesteś identyczna... Te same usta... nos... oczy...
Nicole znała ten wzrok. I nie podobał jej się coraz bardziej.
- Gdzie ją zobaczyłeś po raz pierwszy? - zagadała chcąc szybko zmienić temat.
Widać udało jej się, bo mężczyzna podrapał się po brodzie jakby nad czymś myśląc.
- W klubie. Chciałem do niej zagadać, ale ten głupi blondasek mnie wyprzedził! Może gdybym to ja w tedy podszedł... byłaby ze mną i bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
Kobieta zamyśliła się próbując wrócić do wspomnień, ale jakoś nie bardzo umiała go tam znaleźć.
- Dlatego skrzywdziłeś tyle dziewczyn? Czemu nie spróbujesz sobie poukładać życia na nowo? - sama nie wiedziała skąd wzięła ją nagle chęć do zadawania idiotycznych pytań w zupełności jak jej młodsza siostra. Mężczyzna zaśmiał się głośno.
- Ja ją kocham do cholery! Ona powinna być moja! - krzyknął ze złością.
- Ona nie żyje! Błagam wypuść mnie... nikomu nie powiem... - zaczęła z irytacją próbując przybrać przyjazny wyraz twarzy. Mężczyzna pokiwał przecząco głową.
- Lidio będziesz tutaj już na zawsze. Ze mną. Obiecuje, że jeśli będziesz posłuszna nie zrobię ci krzywdy. - dodał uśmiechając się z satysfakcją.
Poklepał ją po biodrze po czym wstał udając się do wyjścia.
Nicole wstrzymała powietrze jakby walcząc sama ze sobą.
Zaśmiała się głośno, a jej śmiech roznosił się po pomieszczeniu.
Mężczyzna zdawał się ją ignorować.
- Taki zakochany, a swojej ukochanej nie pozna? Jak mogłabym spojrzeć na kogoś takiego? - dodała z prowokacją, po czym podparła się na łokciu.
Skalpel gwałtownie obrócił się w stronę dziewczyny, a jego oczy wyrażały zdziwienie.
- No co tak kurwa patrzysz? - to nie tak, że się nie bała o siebie.
Skoro powiedział jej, że będzie już tutaj na zawsze to woli go sprowokować by ją zabił.
Już nie będzie musiała dłużej tutaj być.
Mężczyzna podbiegł do niej szybko mocno ściskając za szyję.
- Kłamiesz suko! Próbujesz się bronić! - syknął ze złością.
- Idź do piekła - wysyczała z bezczelnym uśmiechem.
Poczuła mocny ból w okolicach policzka i była pewna, że czuje metaliczny posmak krwi w buzi.
Upadła na materac, a jej włosy zasłoniły jej połowę twarzy.
Mężczyzna usiadł na niej okrakiem po czym rozerwał jej czerwoną bluzkę zostawiając ją w czarnym staniku.
Panicznie odgarniał jej włosy z dekoltu uważnie mu się przyglądając.
Nad lewą piersią była mała blizna.
- Ty żyjesz... Moja Nicole żyje... - wyszeptał z niedowierzaniem dotykając tego miejsca.
- Zabieraj te łapy! - zawołała ze złością próbując się wyrwać, ale skrępowane ręce uniemożliwiły jej to.
Mężczyzna zaśmiał się głośno dotykając szorstkimi dłońmi jej policzków.
- Każdego dnia odkąd cię zobaczyłem moje serce krwawiło, ale teraz mam okazje sprawić byś poczuła to samo co ja. Ten fizyczny, palący ból - mruknął, a w jego oczach pojawił się nagły błysk.
Nicole oddychała ciężko obserwując uważnie każdy jego ruch.
Podszedł wolnym krokiem do szafki, z której wyciągnął dużą igłę.
Przeszukał kieszenie swoich spodni, aż znalazł zapalniczkę.
Uśmiechnął się z satysfakcją podchodząc do dziewczyny.
- To co Nicole? Bawimy się? - zapytał z ironicznym uśmiechem nagrzewając igłę.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego słowa.
Przymknęła oczy modląc się w duchu, żeby już więcej się nie obudzić.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Lidia westchnęła ciężko obserwując jak David ubiera buty i czarną bluzę.
Gdy skończył jego wzrok zatrzymał się na jej twarzy.
- Co cię gnębi?
Dziewczyna nie odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
David westchnął podchodząc do niej.
- Powiedziała, że przyjdzie i jej nie ma. Więc może odeszła - odparł w końcu.
Lidia zaśmiała się cicho.
- Kogo chcesz oszukać. Wiemy, że ona się nie podda tak łatwo.
- Tylko o to chodzi?
- Tak. Idź już.
Mężczyzna zmrużył oczy przyglądając się nastolatce,
ale nie mógł wyczytać o czym tak na prawdę myśli i co tak na prawdę ją martwi.
Westchnął tylko, po czym nachylił się by pocałować ją w usta.
Lidia przetarła rękami twarz oddychając głęboko.
Ten dzień był wyjątkowy, bo urodziła się kobieta, która dała jej życie.
Tak strasznie było jej smutno, że jej tutaj nie ma, ale to ona zdecydowała.
Wzięła do ręki telefon walcząc ze sobą, czy powinna zadzwonić.
Po chwili jednak wybrała numer przykładając telefon do ucha.
- Halo? - usłyszała po drugiej stronie słuchawki. Głos ugrzęzł jej w gardle.
Nie była w stanie się odezwać. Tak bardzo za nią tęskniła.
- Jest tam ktoś? - dopytywała kobieta.
Lidia przymknęła oczy próbując się nie rozpłakać.
Otworzyła je dopiero w tedy, gdy znów odezwał się jej tak dobrze znany głos.
- Lidia to ty? Boże dziecko... jeśli to ty... mam nadzieje, że wszystko u ciebie dobrze... że jesteś teraz szczęśliwa i decyzję o tym, że nas znów zostawiłaś podjęłaś samodzielnie... bez niczyjego przymusu.. wiec, że bardzo cię kochamy z ojcem. Jeśli jesteś szczęśliwa to wszystko jest dobrze.
Po jej policzkach spływały łzy.
Chciała coś powiedzieć, ale na prawdę nie potrafiła.
Jej serce pękało na milion kawałeczków.
Odłożyła po chwili słuchawkę nie mogąc już wytrzymać.
Nie mogła do nich wrócić.
Chociaż coraz bardziej odnosiła wrażenie, że to ona potrzebuje mocniej Davida niż on ją.
Podeszła wolnym krokiem do stolika w ich sypialni wyjmując białe pudełeczko.
Nie była pewna czy chce otworzyć kopertę, która się tam znajdowała.
Ale musiała wiedzieć co napisał tam Michael.
* * * * * *
Po pokoju rozległ się dziecięcy śmiech dziewczynki.
Jej różowa sukieneczka została właśnie poplamiona czekoladą, którą miała ozdobić ciasteczka ułożone starannie na małym, plastikowym stoliczku.
Jej śmiech był tak zaraźliwy, że rodzice spojrzeli na nią uważnie,
ale po chwili dołączyli do rozbawienia dziewczynki.
- Nic się nie stało Nikki! Tatuś wypierze! - zawołała ruda kobieta uśmiechając się do dziewczynki, która przytuliła się do spódniczki kobiety.
- Jasne, że tak. Nic nie jest mi straszne. Nawet ta czekolada na nosie twojej mamusi - dodał z rozbawieniem, po czym wziął na palec czekoladę i posmarował nim nos kobiety.
Rodzicielka zaśmiała się głośno patrząc z politowaniem na mężczyznę.
- Ty i Nicole macie chyba we krwi brudzenie wszystkiego i wszystkich - odparła ze zrezygnowaniem wycierając chusteczką buzię.
- Ja tes! - zawołała mała dziewczynka wbiegając do kuchni i prawie przewracając się.
W ostatniej chwili starsza siostra złapała ją śmiejąc się przy tym.
- Uważaj Lidka. - upomniała ją Nicole przytulając mocno.
Dziewczynka zaśmiała się cicho. - Wybac.
- Po mimo, że są w różnym wieku tak świetnie się dogadują. Mam nadzieje, że zawsze będą takie szczęśliwe jak teraz - odparła kobieta z zachwytem, po czym pocałowała swojego męża.
- Bóg nad nimi czuwa, kochanie.
Otworzyła leniwie oczy dopiero po chwili, gdy rzeczywistość zaczęła wracać.
Nie znosiła takich przeklętych, zmyślonych snów, a miała ich coraz więcej i coraz częściej.
- Przyśniło ci się coś miłego kochanie? - usłyszała szorstki głos tuż koło siebie.
Jej ręka była położona na jego kolanach. Nie mogła na nią patrzeć.
Była cała we krwi i cholernie ją piekła. Mimo wszystko nawet nie pisnęła.
- Śniło mi się, że umarłeś. I rzygałeś swoimi flakami - odparła zachrypniętym głosem, oblizując suche, popękane usta. Mężczyzna prychnął.
- Udajesz twardą. Jeszcze będziesz błagać o litość - mruknął z uśmiechem, po czym przyłożył jej rozgrzaną igłę do ręki.
Nicole zagryzła mocno dolną wargę, miała nawet wrażenie, że ją przegryzła.
Po jej policzku spłynęła jedna łza.
Nie miała pojęcia jak w jednej chwili w szaleńczo zakochanego psychola stał się szaleńczo dla niej okrutny. Może gdyby podtrzymywała go w przekonaniu, że jest Lidią nie bolałoby to tak bardzo.
Ale była odporna na to.
Przyzwyczaiła się, że cokolwiek się stanie zawsze będzie o krok do tyłu od Lidii.
Tak już było na zawsze.
Spójrz na moje ciało.
Spójrz na moje dłonie.
Jest tak wiele rzeczy, których nie rozumiem.
Twoje Obietnice wyszeptywane niczym modlitwy.
Nie potrzebuje ich.
Już traktowano mnie bowiem tak źle
Traktowano tak długo
Jak gdybym stawała się niegodna nawet dotyku.
Cóż, pogarda kocha ciszę, rozkwita w ciemności.
Delikatnym, wijącym się pnączem dusi serce.
Mawiają, że obietnice osładzają cios,
Lecz ja ich nie potrzebuje.
Jestem powoli więdnącym kwiatem
W godzinę największych mrozów
Słodyczą zmieniającą się w gorycz nie do dotknięcia
Potrzebuje kołysanki, pocałunku na Dobranoc,
Anioła, Słodkiej Miłości mojego życia.
Twoje Obietnice niczym modlitwa.
- To na prawdę okropny widok. Widząc taką kobietę w zupełności bezbronną, zdaną na moją łaskę. - Nicole prychnęła cicho nie mając nawet siły się zaśmiać.
- Po prostu mnie zabij. - wyszeptała resztkami sił.
Obraz przed jej oczami zaczął się rozmazywać i dziwnie migać.
- Oszalałaś? Tak długo na to czekałem...
- Chce mi się pić.
- Oh. Zapomniałem o tym. - mężczyzna machnął ręką po czym lewą sięgnął po czarną torbę.
Zaczął ją przeszukiwać aż znalazł małą buteleczkę wody.
Odkręcił ją dając pod nos dziewczynie.
Nicole rozchyliła usta chcąc się napić, ale mężczyzna gwałtownie rzucił butelką w przeciwległą ścianę wylewając całą zawartość napoju.
- Kutas - warknęła ze złością próbując wstać, ale mężczyzna przyłożył palec do jej rany.
Nicole krzyknęła głośno próbując zabrać rękę, ale ją przytrzymał uniemożliwiając to.
- Ty chyba jesteś masochistką.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Lidia otworzyła białą kopertę, a gdy to zrobiła poczuła znajome perfumy Michaela.
Jakby był tuż obok niej.
Uśmiechnęła się lekko, po czym usiadła na parapecie w salonie.
Dom znajduje się tam, gdzie jest prawdziwa miłość.
Prawdziwa miłość pojawia się w tedy, gdy wiesz, że chcesz oddać za kogoś życie.
Jesteś najjaśniejszą gwiazdą jaką kiedykolwiek poznałem.
Wiem, że Twój blask nie tylko moje serce rozświetlił.
Gdy nie będziesz dbała o te światło, które nosisz w sercu w tedy świat stanie się smutny.
I gdy pewnego dnia nie będziesz wiedziała co dalej zrobić, w tedy spójrz w niebo,
wsłuchaj się w tą cichą melodię jaką daje Twoje dobre serce, Lidio.
Bo są ludzie i sytuacje o które należy walczyć do samego końca.
Z Miłością, Michael.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Tęskniła za nim, ale teraz miała kogoś innego kogo też bardzo mocno kocha.
Schowała list w bezpieczne miejsce zamykając szufladkę.
Usłyszała kroki, a gdy spojrzała na drzwi zobaczyła w progu Davida.
Uśmiechnęła się do niego z radością, po czym podeszła przytulając się do jego boku.
- Kocham cię David. Tak bardzo cię kocham - szepnęła oplatając go w pasie.
Mężczyzna uśmiechnął się uroczo odwzajemniając uśmiech.
- Wszystko ok?
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła spoglądając na niego z góry.
Wspięła się na palce całując go delikatnie w usta.
David objął rękami jej policzki pogłębiając pocałunek.
- Miałaś jakiś gości? - zapytał po chwili odrywając się na chwilę od nich.
Dziewczyna zaprzeczyła głową.
- Nikt nie przyszedł, a czekałeś na kogoś?
- Nie.
- Chodzi o Nicole, prawda?
Mężczyzna nie odpowiedział odsuwając się już znaczniej od dziewczyny.
- Ja po prostu... - zaczął jednak przerwał im dzwonek do drzwi.
Lidia spojrzała przelotnie na niego, po czym wyminęła go.
David podążył za nią, trochę ciekawy kto to może być.
Czyżby jednak Nicole wróciła?
Dziewczyna spojrzała zaskoczona widząc jakiegoś blondyna.
Nie był to Sebastian. Ani Ian. Nie znała go.
- Ło, ło, ło - zaczął David z bezczelnym uśmiechem patrząc na mężczyznę przed sobą.
- Kogo moje oczy widzą. Zack Petterson. Co cię do mnie sprowadza? - dodał podchodząc bliżej.
Lidia odsunęła się trochę.
- Nigdy bym tutaj nie przyszedł bez powodu. Chodzi o Nicole.
- No to mnie zaskoczyłeś - mruknął z ironią.
- Nie mogę się z nią skontaktować od wczoraj.
- To Nicole. Ona lubi bajerować i zostawiać.
- Ty niczego nie rozumiesz! Boje się, że Skalpel mógł jej coś zrobić.. - gdy to powiedział wyraz twarzy David nagle się zmienił.
- O czym wy mówicie? - przerwała im Lidia z niepokojem na nich zerkając.
- Wow. Jesteście prawie takie same. Pewnie chciał złapać ciebie, a złapał ją - dodał patrząc na nią z nieukrytym zachwytem.
- Dobrze jej tak. Sama sobie zasłużyła - warknął warkocz ze złością.
- Nie kupuje tego Moris. Dobrze wiesz co robił Skalpel ze swoimi ofiarami. On miał bzika na jej punkcie. Musisz mi pomóc!
Minęły dwa dni. Dwa cholerne dni, w których David przez cały czas wydzwaniał do podejrzanych ludzi, kreślił na jakieś mapie miejsca, a potem do nich jechał.
Przez cały ten czas kontaktował się z tym Zackiem i ciągle o czymś rozmawiali.
Nie wiedziała, że tak bardzo zmartwił się tym, że Nicole mogło się coś stać.
Czy ją też by tak bardzo szukał?
Przymknęła oczy, gdy usłyszała hałas dobiegający z pokoju obok.
Udała się tam powoli, a widząc jak David ręką zrzuca jakieś kartki i rzeczy z biurka nie wytrzymała.
- Chyba tego chciałeś by odeszła, a teraz wściekasz się, że nie umiesz jej znaleźć - David zaprzestał swojej czynności, po czym spojrzał w jej stronę. Był zły wyczuła to od razu.
- A Ty? Nie chciałaś jej poznać?
- Więc chcesz mi powiedzieć, że to wszystko dla mnie?
- Odejdź.
- Chce usłyszeć prawdę David - odparła ze spokojem.
Mężczyzna podszedł do niej gwałtownie po czym złapał mocno za ramiona.
- Co mam ci do cholery powiedzieć, hę?! Że nadal ją kocham i kurewsko mi na niej zależy?! To chciałaś usłyszeć?! A więc usłyszałaś - dodał spokojniej, po czym puścił nastolatkę.
- Przepraszam, że nie mogę wczuć się w sytuacje, która powoduje, że cię tracę - wyszeptała.
Odwróciła się z napięciem udając się do łazienki i zamykając się w niej.
Oparła się dwoma rękami o zlew, po czym załkała głośno.
Ta sytuacja przerażała ją jeszcze bardziej i nie potrafiła już sobie z nią w zupełności poradzić.
Z jednej strony w jakiś dziwny, nieznany sposób zależało jej na poznaniu Nicole.
Jednak gdy widziała jak David panicznie stara się ją odnaleźć czuła dziwne kłucie zazdrości w sercu.
W tedy pojawiła się w jej głowie prośba by Nicole już więcej nie wróciła.
- Nie jestem dobra, nie jestem dobra.. - powtarzała do siebie patrząc załzawionymi oczami w lustro.
Przez jej głowę przebiegła myśl, czy po prostu nie odejść. Nie zostawić tego całego bałaganu.
Po prostu wyjechać stąd, gdzie nikt jej nie będzie znał.
Ani Nicole, a już na pewno nie Davida.
Wytarła resztki łez, po czym otworzyła drzwi niemal wpadając na Davida.
- Wszyscy widzą we mnie dobro. Mówią jakie to miłosierne mam serce, ale już nie chce taka być David. Nie chce być już szara, niewidzialna. Nie chce zawodzić ludzi tylko dlatego, że ich zdanie na mój temat nie jest prawdziwe. Spójrz na mnie do cholery.. ja nie jestem dobra.. zakochałam się w tobie! Nie mogę być dobra! Zostawiłam własnych rodziców dla Ciebie! Dla swojego szczęścia! Nie mogę być dobra! Umarł facet, któremu wyznawałam miłość. Już prawie o nim zapomniałam! Nie mogę być dobra! Moja jedyna siostra prawdopodobnie jest w rękach jakiegoś psychola zamiast mnie, a ja czasem myślę o tym by już więcej jej nie zobaczyć! Nie jestem dobra! Nie jestem dobra... - zaczęła powtarzać zalewając się przy tym gorzkimi łzami.
Jej ramiona trzęsły się ze zdenerwowania i ze szlochu.
David objął jej twarz rękami i przytrzymał by patrzyła w jego oczy.
- Jestem zły. Zabijam ludzi bez mrugnięcia okiem. Policja tylko czeka aż mnie zamknie, ludzie wyczekują na moją śmierć. Zabieram szczęście, niszczę psychicznie. Robiłem ci krzywdę, a ty mi to wybaczyłaś. Tak po prostu.. cieszyłem się, że rodzice umarli, chciałem zabić Nicole i swojego najlepszego przyjaciela. Nie widziałem jak ojczym znęca się nad Billem. Rozkochałem w sobie Anioła i zostawiłem go samego. Uderzyłem go wielokrotnie, podcinałem mu skrzydła. A on nadal ze mną jest. Jesteś dobra Lidia. Nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do ciebie. Ale nie zapominaj, że oprócz tego jesteś tylko człowiekiem. I masz prawo robić głupoty, masz prawo do szczęścia - zakończył uważnie patrząc w jej oczy.
- Co teraz będzie David?
- Teraz będzie czas by wszystko sobie wyjaśnić.
Jesteś światłem w moich oczach
Dajesz mi powód by wciąż próbować
Dajesz mi więcej niż mógłbym sobie wymarzyć
I sprawiasz, że Ci się poddaje.
Twoje serce jest złote
I jak to możliwe, że jestem tym
Którego wybrałaś by kochać
Dalej nie mogę uwierzyć, że jesteś obok mnie.
Po tym wszystkim, co zrobiłem.
* * * * * * * * * *
W końcu notka gotowa! Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam okazji, żeby siąść i napisać.
Oglądałam dzisiaj smutne filmy i tą notkę pisałam z lekką "deprechą".
Nie jest sprawdzona, wiec za wszystkie błędy już was przepraszam :D
Mam nadzieje, że wam się spodoba :)
Dziękuje za każdy komentarz to na prawdę motywuje.
I według moich obliczeń (trudna matematyka)
Zostały do końca chyba około cztery rozdziały + epilog.
Wciąż myślę nad zakończeniem, mam tyle opcji w głowie. Zobaczymy z resztą co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam misiaki! <3
dwa palce w swojej krwi dotknęła ręki Lidii.
Dziewczyna pisnęła w szoku próbując się wyrwać, ale Nicole powstrzymała ją.
Lidia patrzyła z przerażeniem jak jej niegdyś czyste dłonie stają się coraz bardziej czerwone.
- Teraz jesteśmy takie same. Niczym się nie różnimy.
- Dlaczego taka jesteś? Na prawdę mnie nienawidzisz?
- Odbierasz mi wszystko. Płacę za twoje błędy, to nie jest sprawiedliwe. Powinnaś umrzeć, ale... widocznie to nie twoja kolej. Chociaż i tak śmierć cię dopadnie.
- Przestań tak mówić! Będę żyła z Davidem!
- Żyjesz marzeniami, nie życiem, a już na pewno nie z Davidem.
Lidia pokręciła szybko głową czując ogarniającą ją złość.
- Ty nie jesteś prawdziwa! To tylko sen, to tylko sen.. - powtarzała rozpaczliwie próbując powstrzymać łzy, które zdobiły jej policzki. Nicole znów się zaśmiała.
- To nie sen. To czas pożegnań - mruknęła po czym wyciągnęła nóż ze swojego brzucha
wymierzając go w dziewczynę.
Lidia pisnęła głośno próbując się osłonić.
Usiadła na łóżku oddychając głęboko.
Krople potu przyozdobiły jej czoło i kilka łez poleciało z jej oczu.
Westchnęła głośno uświadamiając sobie, że to sen i wszędzie panuje półmrok.
Serce biło jej nieznośnie szybko.
- Co się stało? - usłyszała tuż obok szept.
Spojrzała w bok widząc zmartwioną twarz mężczyzny, który bacznie ją obserwował.
Patrząc w jego ciemne tęczówki, które wydawały się jeszcze bardziej intensywne niż kiedykolwiek wciąż miała w głowie słowa Nicole "To czas pożegnań".
Zagryzła nerwowo wargę jakby walcząc ze sobą czy powiedzieć mu o swoich obawach,
czy zostawić to w zapomnieniu.
- Miałam zły sen - odparła tylko szeptem przecierając zmęczone oczy.
David uśmiechnął się delikatnie łapiąc dziewczynę za nadgarstek i ciągnąc ją ku sobie.
- Nie przejmuj się. Sny nigdy się nie spełniają - odparł tylko przytulając ją do swojego boku.
Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Czuła piekący ból w okolicach nadgarstków, ale ignorowała go za każdym razem,
gdy dawał o sobie znać.
Chociaż życie kopało ją już wielokrotnie nigdy nie czuła się przegrana.
Była głodna, brudna, zmęczona.
- Myślałam, że... piekło na mnie trochę poczeka - odparła dopiero po chwili z lekkim uśmiechem przerywając tą nieznośną ciszę. Mężczyzna dopiero w tedy spojrzał na nią zastanowieniem.
- Piekło Lidio? Przecież tylko ze mną odnajdziesz prawdziwe szczęście... ten głupi David nie da ci niczego co dam ci ja.
- Póki co zadajesz mi tylko ból - syknęła z lekką irytacją.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, po czym podniósł się z krzesła siadając na starym materacu,
zaraz obok dziewczyny.
- Nie chce cię krzywdzić, ale nie dajesz mi innego wyboru skarbie.
Nicole prychnęła resztkami sił przymykając na chwilę oczy.
- Więc opowiedz mi tą historię. Jak kolejny raz Nicole złapała komuś serce.
Oprawca spojrzał na dziewczynę uważnie jej się przyglądając.
- Jesteś identyczna... Te same usta... nos... oczy...
Nicole znała ten wzrok. I nie podobał jej się coraz bardziej.
- Gdzie ją zobaczyłeś po raz pierwszy? - zagadała chcąc szybko zmienić temat.
Widać udało jej się, bo mężczyzna podrapał się po brodzie jakby nad czymś myśląc.
- W klubie. Chciałem do niej zagadać, ale ten głupi blondasek mnie wyprzedził! Może gdybym to ja w tedy podszedł... byłaby ze mną i bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
Kobieta zamyśliła się próbując wrócić do wspomnień, ale jakoś nie bardzo umiała go tam znaleźć.
- Dlatego skrzywdziłeś tyle dziewczyn? Czemu nie spróbujesz sobie poukładać życia na nowo? - sama nie wiedziała skąd wzięła ją nagle chęć do zadawania idiotycznych pytań w zupełności jak jej młodsza siostra. Mężczyzna zaśmiał się głośno.
- Ja ją kocham do cholery! Ona powinna być moja! - krzyknął ze złością.
- Ona nie żyje! Błagam wypuść mnie... nikomu nie powiem... - zaczęła z irytacją próbując przybrać przyjazny wyraz twarzy. Mężczyzna pokiwał przecząco głową.
- Lidio będziesz tutaj już na zawsze. Ze mną. Obiecuje, że jeśli będziesz posłuszna nie zrobię ci krzywdy. - dodał uśmiechając się z satysfakcją.
Poklepał ją po biodrze po czym wstał udając się do wyjścia.
Nicole wstrzymała powietrze jakby walcząc sama ze sobą.
Zaśmiała się głośno, a jej śmiech roznosił się po pomieszczeniu.
Mężczyzna zdawał się ją ignorować.
- Taki zakochany, a swojej ukochanej nie pozna? Jak mogłabym spojrzeć na kogoś takiego? - dodała z prowokacją, po czym podparła się na łokciu.
Skalpel gwałtownie obrócił się w stronę dziewczyny, a jego oczy wyrażały zdziwienie.
- No co tak kurwa patrzysz? - to nie tak, że się nie bała o siebie.
Skoro powiedział jej, że będzie już tutaj na zawsze to woli go sprowokować by ją zabił.
Już nie będzie musiała dłużej tutaj być.
Mężczyzna podbiegł do niej szybko mocno ściskając za szyję.
- Kłamiesz suko! Próbujesz się bronić! - syknął ze złością.
- Idź do piekła - wysyczała z bezczelnym uśmiechem.
Poczuła mocny ból w okolicach policzka i była pewna, że czuje metaliczny posmak krwi w buzi.
Upadła na materac, a jej włosy zasłoniły jej połowę twarzy.
Mężczyzna usiadł na niej okrakiem po czym rozerwał jej czerwoną bluzkę zostawiając ją w czarnym staniku.
Panicznie odgarniał jej włosy z dekoltu uważnie mu się przyglądając.
Nad lewą piersią była mała blizna.
- Ty żyjesz... Moja Nicole żyje... - wyszeptał z niedowierzaniem dotykając tego miejsca.
- Zabieraj te łapy! - zawołała ze złością próbując się wyrwać, ale skrępowane ręce uniemożliwiły jej to.
Mężczyzna zaśmiał się głośno dotykając szorstkimi dłońmi jej policzków.
- Każdego dnia odkąd cię zobaczyłem moje serce krwawiło, ale teraz mam okazje sprawić byś poczuła to samo co ja. Ten fizyczny, palący ból - mruknął, a w jego oczach pojawił się nagły błysk.
Nicole oddychała ciężko obserwując uważnie każdy jego ruch.
Przeszukał kieszenie swoich spodni, aż znalazł zapalniczkę.
Uśmiechnął się z satysfakcją podchodząc do dziewczyny.
- To co Nicole? Bawimy się? - zapytał z ironicznym uśmiechem nagrzewając igłę.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego słowa.
Przymknęła oczy modląc się w duchu, żeby już więcej się nie obudzić.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Lidia westchnęła ciężko obserwując jak David ubiera buty i czarną bluzę.
Gdy skończył jego wzrok zatrzymał się na jej twarzy.
- Co cię gnębi?
Dziewczyna nie odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
David westchnął podchodząc do niej.
- Powiedziała, że przyjdzie i jej nie ma. Więc może odeszła - odparł w końcu.
Lidia zaśmiała się cicho.
- Kogo chcesz oszukać. Wiemy, że ona się nie podda tak łatwo.
- Tylko o to chodzi?
- Tak. Idź już.
Mężczyzna zmrużył oczy przyglądając się nastolatce,
ale nie mógł wyczytać o czym tak na prawdę myśli i co tak na prawdę ją martwi.
Westchnął tylko, po czym nachylił się by pocałować ją w usta.
Lidia przetarła rękami twarz oddychając głęboko.
Ten dzień był wyjątkowy, bo urodziła się kobieta, która dała jej życie.
Tak strasznie było jej smutno, że jej tutaj nie ma, ale to ona zdecydowała.
Wzięła do ręki telefon walcząc ze sobą, czy powinna zadzwonić.
Po chwili jednak wybrała numer przykładając telefon do ucha.
- Halo? - usłyszała po drugiej stronie słuchawki. Głos ugrzęzł jej w gardle.
Nie była w stanie się odezwać. Tak bardzo za nią tęskniła.
- Jest tam ktoś? - dopytywała kobieta.
Lidia przymknęła oczy próbując się nie rozpłakać.
Otworzyła je dopiero w tedy, gdy znów odezwał się jej tak dobrze znany głos.
- Lidia to ty? Boże dziecko... jeśli to ty... mam nadzieje, że wszystko u ciebie dobrze... że jesteś teraz szczęśliwa i decyzję o tym, że nas znów zostawiłaś podjęłaś samodzielnie... bez niczyjego przymusu.. wiec, że bardzo cię kochamy z ojcem. Jeśli jesteś szczęśliwa to wszystko jest dobrze.
Po jej policzkach spływały łzy.
Chciała coś powiedzieć, ale na prawdę nie potrafiła.
Jej serce pękało na milion kawałeczków.
Odłożyła po chwili słuchawkę nie mogąc już wytrzymać.
Nie mogła do nich wrócić.
Chociaż coraz bardziej odnosiła wrażenie, że to ona potrzebuje mocniej Davida niż on ją.
Podeszła wolnym krokiem do stolika w ich sypialni wyjmując białe pudełeczko.
Nie była pewna czy chce otworzyć kopertę, która się tam znajdowała.
Ale musiała wiedzieć co napisał tam Michael.
* * * * * *
Po pokoju rozległ się dziecięcy śmiech dziewczynki.
Jej różowa sukieneczka została właśnie poplamiona czekoladą, którą miała ozdobić ciasteczka ułożone starannie na małym, plastikowym stoliczku.
Jej śmiech był tak zaraźliwy, że rodzice spojrzeli na nią uważnie,
ale po chwili dołączyli do rozbawienia dziewczynki.
- Nic się nie stało Nikki! Tatuś wypierze! - zawołała ruda kobieta uśmiechając się do dziewczynki, która przytuliła się do spódniczki kobiety.
- Jasne, że tak. Nic nie jest mi straszne. Nawet ta czekolada na nosie twojej mamusi - dodał z rozbawieniem, po czym wziął na palec czekoladę i posmarował nim nos kobiety.
Rodzicielka zaśmiała się głośno patrząc z politowaniem na mężczyznę.
- Ty i Nicole macie chyba we krwi brudzenie wszystkiego i wszystkich - odparła ze zrezygnowaniem wycierając chusteczką buzię.
- Ja tes! - zawołała mała dziewczynka wbiegając do kuchni i prawie przewracając się.
W ostatniej chwili starsza siostra złapała ją śmiejąc się przy tym.
- Uważaj Lidka. - upomniała ją Nicole przytulając mocno.
Dziewczynka zaśmiała się cicho. - Wybac.
- Po mimo, że są w różnym wieku tak świetnie się dogadują. Mam nadzieje, że zawsze będą takie szczęśliwe jak teraz - odparła kobieta z zachwytem, po czym pocałowała swojego męża.
- Bóg nad nimi czuwa, kochanie.
Otworzyła leniwie oczy dopiero po chwili, gdy rzeczywistość zaczęła wracać.
Nie znosiła takich przeklętych, zmyślonych snów, a miała ich coraz więcej i coraz częściej.
- Przyśniło ci się coś miłego kochanie? - usłyszała szorstki głos tuż koło siebie.
Jej ręka była położona na jego kolanach. Nie mogła na nią patrzeć.
Była cała we krwi i cholernie ją piekła. Mimo wszystko nawet nie pisnęła.
- Śniło mi się, że umarłeś. I rzygałeś swoimi flakami - odparła zachrypniętym głosem, oblizując suche, popękane usta. Mężczyzna prychnął.
- Udajesz twardą. Jeszcze będziesz błagać o litość - mruknął z uśmiechem, po czym przyłożył jej rozgrzaną igłę do ręki.
Nicole zagryzła mocno dolną wargę, miała nawet wrażenie, że ją przegryzła.
Po jej policzku spłynęła jedna łza.
Nie miała pojęcia jak w jednej chwili w szaleńczo zakochanego psychola stał się szaleńczo dla niej okrutny. Może gdyby podtrzymywała go w przekonaniu, że jest Lidią nie bolałoby to tak bardzo.
Ale była odporna na to.
Przyzwyczaiła się, że cokolwiek się stanie zawsze będzie o krok do tyłu od Lidii.
Tak już było na zawsze.
Spójrz na moje ciało.
Spójrz na moje dłonie.
Jest tak wiele rzeczy, których nie rozumiem.
Twoje Obietnice wyszeptywane niczym modlitwy.
Nie potrzebuje ich.
Już traktowano mnie bowiem tak źle
Traktowano tak długo
Jak gdybym stawała się niegodna nawet dotyku.
Cóż, pogarda kocha ciszę, rozkwita w ciemności.
Delikatnym, wijącym się pnączem dusi serce.
Mawiają, że obietnice osładzają cios,
Lecz ja ich nie potrzebuje.
Jestem powoli więdnącym kwiatem
W godzinę największych mrozów
Słodyczą zmieniającą się w gorycz nie do dotknięcia
Potrzebuje kołysanki, pocałunku na Dobranoc,
Anioła, Słodkiej Miłości mojego życia.
Twoje Obietnice niczym modlitwa.
- To na prawdę okropny widok. Widząc taką kobietę w zupełności bezbronną, zdaną na moją łaskę. - Nicole prychnęła cicho nie mając nawet siły się zaśmiać.
- Po prostu mnie zabij. - wyszeptała resztkami sił.
Obraz przed jej oczami zaczął się rozmazywać i dziwnie migać.
- Oszalałaś? Tak długo na to czekałem...
- Chce mi się pić.
- Oh. Zapomniałem o tym. - mężczyzna machnął ręką po czym lewą sięgnął po czarną torbę.
Zaczął ją przeszukiwać aż znalazł małą buteleczkę wody.
Odkręcił ją dając pod nos dziewczynie.
Nicole rozchyliła usta chcąc się napić, ale mężczyzna gwałtownie rzucił butelką w przeciwległą ścianę wylewając całą zawartość napoju.
- Kutas - warknęła ze złością próbując wstać, ale mężczyzna przyłożył palec do jej rany.
Nicole krzyknęła głośno próbując zabrać rękę, ale ją przytrzymał uniemożliwiając to.
- Ty chyba jesteś masochistką.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Lidia otworzyła białą kopertę, a gdy to zrobiła poczuła znajome perfumy Michaela.
Jakby był tuż obok niej.
Uśmiechnęła się lekko, po czym usiadła na parapecie w salonie.
Dom znajduje się tam, gdzie jest prawdziwa miłość.
Prawdziwa miłość pojawia się w tedy, gdy wiesz, że chcesz oddać za kogoś życie.
Jesteś najjaśniejszą gwiazdą jaką kiedykolwiek poznałem.
Wiem, że Twój blask nie tylko moje serce rozświetlił.
Gdy nie będziesz dbała o te światło, które nosisz w sercu w tedy świat stanie się smutny.
I gdy pewnego dnia nie będziesz wiedziała co dalej zrobić, w tedy spójrz w niebo,
wsłuchaj się w tą cichą melodię jaką daje Twoje dobre serce, Lidio.
Bo są ludzie i sytuacje o które należy walczyć do samego końca.
Z Miłością, Michael.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Tęskniła za nim, ale teraz miała kogoś innego kogo też bardzo mocno kocha.
Schowała list w bezpieczne miejsce zamykając szufladkę.
Usłyszała kroki, a gdy spojrzała na drzwi zobaczyła w progu Davida.
Uśmiechnęła się do niego z radością, po czym podeszła przytulając się do jego boku.
- Kocham cię David. Tak bardzo cię kocham - szepnęła oplatając go w pasie.
Mężczyzna uśmiechnął się uroczo odwzajemniając uśmiech.
- Wszystko ok?
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła spoglądając na niego z góry.
Wspięła się na palce całując go delikatnie w usta.
David objął rękami jej policzki pogłębiając pocałunek.
- Miałaś jakiś gości? - zapytał po chwili odrywając się na chwilę od nich.
Dziewczyna zaprzeczyła głową.
- Nikt nie przyszedł, a czekałeś na kogoś?
- Nie.
- Chodzi o Nicole, prawda?
Mężczyzna nie odpowiedział odsuwając się już znaczniej od dziewczyny.
- Ja po prostu... - zaczął jednak przerwał im dzwonek do drzwi.
Lidia spojrzała przelotnie na niego, po czym wyminęła go.
David podążył za nią, trochę ciekawy kto to może być.
Czyżby jednak Nicole wróciła?
Dziewczyna spojrzała zaskoczona widząc jakiegoś blondyna.
Nie był to Sebastian. Ani Ian. Nie znała go.
- Ło, ło, ło - zaczął David z bezczelnym uśmiechem patrząc na mężczyznę przed sobą.
- Kogo moje oczy widzą. Zack Petterson. Co cię do mnie sprowadza? - dodał podchodząc bliżej.
Lidia odsunęła się trochę.
- Nigdy bym tutaj nie przyszedł bez powodu. Chodzi o Nicole.
- No to mnie zaskoczyłeś - mruknął z ironią.
- Nie mogę się z nią skontaktować od wczoraj.
- To Nicole. Ona lubi bajerować i zostawiać.
- Ty niczego nie rozumiesz! Boje się, że Skalpel mógł jej coś zrobić.. - gdy to powiedział wyraz twarzy David nagle się zmienił.
- O czym wy mówicie? - przerwała im Lidia z niepokojem na nich zerkając.
- Wow. Jesteście prawie takie same. Pewnie chciał złapać ciebie, a złapał ją - dodał patrząc na nią z nieukrytym zachwytem.
- Dobrze jej tak. Sama sobie zasłużyła - warknął warkocz ze złością.
- Nie kupuje tego Moris. Dobrze wiesz co robił Skalpel ze swoimi ofiarami. On miał bzika na jej punkcie. Musisz mi pomóc!
Minęły dwa dni. Dwa cholerne dni, w których David przez cały czas wydzwaniał do podejrzanych ludzi, kreślił na jakieś mapie miejsca, a potem do nich jechał.
Przez cały ten czas kontaktował się z tym Zackiem i ciągle o czymś rozmawiali.
Nie wiedziała, że tak bardzo zmartwił się tym, że Nicole mogło się coś stać.
Czy ją też by tak bardzo szukał?
Przymknęła oczy, gdy usłyszała hałas dobiegający z pokoju obok.
Udała się tam powoli, a widząc jak David ręką zrzuca jakieś kartki i rzeczy z biurka nie wytrzymała.
- Chyba tego chciałeś by odeszła, a teraz wściekasz się, że nie umiesz jej znaleźć - David zaprzestał swojej czynności, po czym spojrzał w jej stronę. Był zły wyczuła to od razu.
- A Ty? Nie chciałaś jej poznać?
- Więc chcesz mi powiedzieć, że to wszystko dla mnie?
- Odejdź.
- Chce usłyszeć prawdę David - odparła ze spokojem.
Mężczyzna podszedł do niej gwałtownie po czym złapał mocno za ramiona.
- Co mam ci do cholery powiedzieć, hę?! Że nadal ją kocham i kurewsko mi na niej zależy?! To chciałaś usłyszeć?! A więc usłyszałaś - dodał spokojniej, po czym puścił nastolatkę.
- Przepraszam, że nie mogę wczuć się w sytuacje, która powoduje, że cię tracę - wyszeptała.
Odwróciła się z napięciem udając się do łazienki i zamykając się w niej.
Oparła się dwoma rękami o zlew, po czym załkała głośno.
Ta sytuacja przerażała ją jeszcze bardziej i nie potrafiła już sobie z nią w zupełności poradzić.
Z jednej strony w jakiś dziwny, nieznany sposób zależało jej na poznaniu Nicole.
Jednak gdy widziała jak David panicznie stara się ją odnaleźć czuła dziwne kłucie zazdrości w sercu.
W tedy pojawiła się w jej głowie prośba by Nicole już więcej nie wróciła.
- Nie jestem dobra, nie jestem dobra.. - powtarzała do siebie patrząc załzawionymi oczami w lustro.
Przez jej głowę przebiegła myśl, czy po prostu nie odejść. Nie zostawić tego całego bałaganu.
Po prostu wyjechać stąd, gdzie nikt jej nie będzie znał.
Ani Nicole, a już na pewno nie Davida.
Wytarła resztki łez, po czym otworzyła drzwi niemal wpadając na Davida.
- Wszyscy widzą we mnie dobro. Mówią jakie to miłosierne mam serce, ale już nie chce taka być David. Nie chce być już szara, niewidzialna. Nie chce zawodzić ludzi tylko dlatego, że ich zdanie na mój temat nie jest prawdziwe. Spójrz na mnie do cholery.. ja nie jestem dobra.. zakochałam się w tobie! Nie mogę być dobra! Zostawiłam własnych rodziców dla Ciebie! Dla swojego szczęścia! Nie mogę być dobra! Umarł facet, któremu wyznawałam miłość. Już prawie o nim zapomniałam! Nie mogę być dobra! Moja jedyna siostra prawdopodobnie jest w rękach jakiegoś psychola zamiast mnie, a ja czasem myślę o tym by już więcej jej nie zobaczyć! Nie jestem dobra! Nie jestem dobra... - zaczęła powtarzać zalewając się przy tym gorzkimi łzami.
Jej ramiona trzęsły się ze zdenerwowania i ze szlochu.
David objął jej twarz rękami i przytrzymał by patrzyła w jego oczy.
- Jestem zły. Zabijam ludzi bez mrugnięcia okiem. Policja tylko czeka aż mnie zamknie, ludzie wyczekują na moją śmierć. Zabieram szczęście, niszczę psychicznie. Robiłem ci krzywdę, a ty mi to wybaczyłaś. Tak po prostu.. cieszyłem się, że rodzice umarli, chciałem zabić Nicole i swojego najlepszego przyjaciela. Nie widziałem jak ojczym znęca się nad Billem. Rozkochałem w sobie Anioła i zostawiłem go samego. Uderzyłem go wielokrotnie, podcinałem mu skrzydła. A on nadal ze mną jest. Jesteś dobra Lidia. Nigdy nie spotkałem kogoś podobnego do ciebie. Ale nie zapominaj, że oprócz tego jesteś tylko człowiekiem. I masz prawo robić głupoty, masz prawo do szczęścia - zakończył uważnie patrząc w jej oczy.
- Co teraz będzie David?
- Teraz będzie czas by wszystko sobie wyjaśnić.
Jesteś światłem w moich oczach
Dajesz mi powód by wciąż próbować
Dajesz mi więcej niż mógłbym sobie wymarzyć
I sprawiasz, że Ci się poddaje.
Twoje serce jest złote
I jak to możliwe, że jestem tym
Którego wybrałaś by kochać
Dalej nie mogę uwierzyć, że jesteś obok mnie.
Po tym wszystkim, co zrobiłem.
* * * * * * * * * *
W końcu notka gotowa! Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam okazji, żeby siąść i napisać.
Oglądałam dzisiaj smutne filmy i tą notkę pisałam z lekką "deprechą".
Nie jest sprawdzona, wiec za wszystkie błędy już was przepraszam :D
Mam nadzieje, że wam się spodoba :)
Dziękuje za każdy komentarz to na prawdę motywuje.
I według moich obliczeń (trudna matematyka)
Zostały do końca chyba około cztery rozdziały + epilog.
Wciąż myślę nad zakończeniem, mam tyle opcji w głowie. Zobaczymy z resztą co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam misiaki! <3