niedziela, 28 czerwca 2015

OGŁOSZENIE!


Kochani chciałabym was przeprosić za to, że nie ma już długo notki.
Ostatnio jest u mnie kiepsko ze zdrowiem, a z powodu tego, że piszę zazwyczaj spontanicznie i przeważnie nigdy nie mam napisanej notki przed czasem nic nie dodawałam.
Są dla mnie rzeczy ważne i ważniejsze.
Oczywiście pisanie bloga należało do rzeczy ważniejszych, ale gdy miałam więcej czasu.
Zaczęły się wakacje więc mam nadzieje, że będzie tego czasu o wiele więcej niż wcześniej ;)
Wybaczcie, że to piszę, że ale irytuje mnie fakt, że piszecie mi w komentarzach coś w stylu
" To koniec... no cóż" albo "ktoś tu chyba przestał pisać"
 "długo nie ma notki chyba przestanę już tutaj zaglądać".

Czy ja wam napisałam, że kończę z tym blogiem?
 Że nie mam już ochoty pisać dla was?
NIE. Więc przestańcie snuć swoje teorie na temat tego, że zaprzestałam pisać skoro sama wam tego nie napisałam ;) Nie będę się wam za bardzo tłumaczyć ze swojego życia osobistego, ani pisać szczegółowo co mnie powstrzymywało przed dodaniem notki.
W każdym razie żyje i mam się dobrze.
I nadal będę pisać, to nie koniec.

Obiecałam sobie i Wam też mogę to teraz obiecać, że tego bloga będę pisać do samego końca!
Więc błagam zrozumcie mnie.
Jeśli nie ma notki to znaczy, że NA PRAWDĘ coś się stało.

Notkę dodam w tym tygodniu. Mam nadzieje, że do środy ją napisze :)
Pozdrawiam kochani i dziękuje tym, którzy mnie rozumieją i akceptują tak długi czas czekania.
Jeśli kogoś uraziłam to przepraszam, ale jestem tylko człowiekiem ...





niedziela, 7 czerwca 2015

Uprowadzona XXXIII

MÓJ PRZYJACIELU, TO BYŁ DŁUGI DZIEŃ BEZ CIEBIE.

OPOWIEM CI O NIM, GDY ZNOWU SIĘ SPOTKAMY.


- Nigdy mnie nie kochała. Nigdy nie nazwała mnie swoim dzieckiem, wolała alkohol niż własnego syna - Lidia przymknęła powieki, trzymając za rękę Michaela.
Od godziny, gdy tylko weszła do szpitalnej sali opowiadał o swoim życiu.
Nie przerywała mu, cierpliwie czekała na kolejne słowa z jego ust.
Z trudnością powstrzymywała łzy.
- Mówiła, że jestem do niczego. Jej faceci podburzali ją przeciwko mnie. Mówili, że gdyby nie ja.. zaszła by tak daleko. Wszystko spieprzyłem. Byłem zerem w ich oczach. Umarła, gdy miałem 8 lat. W tedy przestałem chodzić do szkoły. Przestałem mówić... Nie chciałem mówić, bo gdy ona to robiła zawsze łamała mi serce. Nie chciałem robić tego samego. Nie chciałem być taki jak ona, ale ona była wszędzie. Pojawiała się w moich koszmarach była jak cichy morderca. Pomimo, że uwolniłem się od niej nadal czuje jej oddech za swoimi plecami, zapach papierosów.
- Michael... - dopiero po chwili była w stanie wyszeptać jego imię.
Przytuliła jego dłoń do swojego policzka.
Nie wiedziała nic o dzieciństwie Michaela, bo nigdy o tym nie mówił.
Ale teraz.. nie mogła w to wszystko uwierzyć.
Jak jego matka mogła być tak podła?
Prawnik uśmiechnął się delikatnie odwracając głowę w stronę dziewczyny.
- Ledwo skończyłem szkołę. Nawet nauczyciele nie potrafili sobie ze mną poradzić. Patrzyli na mnie tym samym wzrokiem co kobieta, która mnie urodziła. Dla nich też byłem zerem. Nikomu nie ufałem, ale przysięgałem sobie, że im pokaże, że nie jestem zerem. Zacząłem od początku. Roznosiłem ulotki, sprzątałem stare magazyny... Odkładałem pieniądze na studia. Myślałem, że mi się nie uda, że już nigdy nie zobaczę słońca na swojej drodze.

- Przepraszam, ale trzeba wziąć leki - Lidia wyrwała się z transu słysząc głos pielęgniarki.
Spojrzała na drzwi, w których stała czarnoskóra kobieta.
 Jej wzrok powędrował w stronę Michaela, który uśmiechnął się lekko.
- Przyjdę jutro - mruknęła cicho Lidia.
Mężczyzna pokiwał głową.
- Nigdzie się nie wybieram - odparł rozciągając usta w przeciągłym uśmiechu.
Nienawidziła tego, że żartował. Żartował z tego, że umiera.
Ona nie potrafiła. Może na początku okłamywała siebie, ale już dłużej nie umiała tego zrobić.
Rzeczywistość była zbyt silna, by mogła przysłonić ją słodkimi kłamstwami.
- Kocham Cię - szepnęła składając pocałunek na jego bladych ustach.
Pielęgniarka uśmiechnęła się delikatnie na ten widok podchodząc bliżej i podając Michaelowi w małym kubeczku kilka kolorowych pastylek.

Lidia opuściła salę opierając się plecami o zimną ścianę.
Oddychała głęboko nie powstrzymując już dłużej płaczu.
Nie mogła robić tego przy nim, bo nie chciała by widział jak bardzo cierpi.
Pewnie kazałby jej odejść, ale ona nie potrafiłaby tego zrobić.
Przysłoniła twarz rękami wycierając gorzkie łzy, które nie chciały się skończyć.
Poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu i zaciska na nim palce.
Spojrzała w bok rozpoznając ten pukiel rudych włosów.
Katey przyłożyła wskazujący palec do czerwonych ust wskazując wzrokiem na salę, w której leżał Michael.
Nastolatka zacisnęła usta w cienką linię kiwając potakująco głową.
Katey pociągnęła ją za rękę przemierzając długi korytarz. 


Lidia spojrzała na dziewczynę marszcząc brwi jednak nadal posłusznie szła za nią pozwalając, by ją lekko ciągnęła w stronę wyjścia.
Jak Katey to znosi?
Jeśli jej jest ciężko, co ona musi czuć skoro tak długo go zna?
Skoro byli przyjaciółmi?
Wyrwała się gwałtownie z uścisku rudej.
Katey odwróciła się szybko w jej stronę patrząc na nią z niezrozumieniem.
- Lidia...
- Powiedz to. - warknęła dziewczyna zalewając się łzami.
Katey przymknęła oczy jakby ze zmęczeniem.
- No powiedz to kurwa!
- Przestań, to jest szpital! - syknęła ruda z lekkim podenerwowaniem, gdy pielęgniarka spojrzała ostrzegawczo na Lidię.
- No właśnie. Szpital... - Lidia zaśmiała się desperacko kręcąc głową.
- Pieprzony szpital. - dodała z desperacją w głosie.
- Chodźmy stąd. To nie miejsce na takie rozmowy.
- A jest w ogóle na świecie miejsce na taką rozmowę?!
- Lidia ...
- Powiedz to! No gadaj! - warknęła ze złością natrętnie spoglądając w zielone tęczówki Katey.
- Co mam ci kurwa powiedzieć? - syknęła ruda przez zaciśnięte zęby podchodząc bliżej.
- Że on umiera, że go tracisz.
Katey pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie prowokuj mnie. - warknęła ostrzegawczo po czym odwróciła się z napięciem udając się w stronę wyjścia.
- No jasne. Wolisz mnie zignorować niż przyznać się do tego, że go stracisz. Już z nim nie będziesz nigdy piła.  Z resztą on wszystko zapomni. Zapomni, że cokolwiek dla niego znaczyłaś, że ja coś dla niego znaczyłam. Nie przychodzisz do niego. Brzydzisz się nim? Już nie jest taki przystojny jak był na początku, co? Już go nie kochasz? A może nigdy nic dla ciebie nie znaczy? Cieszysz się, że umiera?! - Katey zatrzymała się gwałtownie. Wszystko by zniosła, ale Lidia przesadziła.
Wiedziała, że Lidia jest zła na siebie i dlatego ją prowokuje, ale musiała zareagować.
Jak mogła to powiedzieć? Jak mogła powiedzieć, że Michael nic dla niej nie znaczy?
Odwróciła się w stronę Lidii po czym podbiegła do niej.
Popchnęła ją na ścianę kipiąc ze złości.
Lidia wstrzymała powietrze patrząc w tęczówki Katey.
Dopiero będąc tak blisko dostrzegła w nich żal i gorycz.
- Nienawidzę tego, rozumiesz?! Nienawidzę tego, że ciągle patrze na telefon. Boję się odbierać każdy nieznany numer. Boję się, że zadzwonią ze szpitala i powiedzą, że to koniec. Kocham go Lidia. I nie próbuj nigdy mi wmówić, że jest inaczej. Nie prowokuj mnie.  - dodała, gdy jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Puściła dziewczynę po czym rozpłakała się.
Lidia westchnęła głośno wypuszczając ze świstem powietrze.
Położyła rękę na ramieniu rudej.
Katey zaszlochała jeszcze bardziej upadając na podłogę.
- Przepraszam - szepnęła Lidia tuląc się do jej boku. - Przepraszam.

* * * * * *


Lidia odgarnęła kosmyk włosów za ucho patrząc z czułością w jego ciemne tęczówki.
Nie mówiła nic, oczekiwała, że zrobi to pierwszy. I tak też się stało.
- Nie miałem przyjaciół. Nie byli mi potrzebni. Odrzucałem wszystko i wszystkich, ale gdy już byłem znany... zaczęły pojawiać się kobiety. Nigdy nie zapamiętywałem ich imion, nigdy nie prosiłem o numer telefonu. Same przychodziły i w tedy zrozumiałem, że nic im nie przeszkadza. Nie przeszkadzało im to, że byłem zbyt agresywny, że nie mówiłem prawie nic. Wystarczyło, że znały moje nazwisko i wiedziały, że mam kupę kasy. Reszta ich nie obchodziła. Potem...
- Potem poznałeś Katey - przerwała mu Lidia uśmiechając się delikatnie.
 Michael pokiwał na zgodę głową.
- Była wspaniała. Od razu przykuła moją uwagę. Była inna niż te wszystkie dziewczyny, które mnie otaczały. Nie udawała. Już na samym początku była dla mnie oschła. Nie działały na nią słodkie słówka i pieniądze, które wykładałem na ladę, gdy podawała mi kolejnego drinka. Katey jest jedną z najprawdziwszych osób jakie kiedykolwiek poznałem. Nikogo nie udaje, jest sobą.. chciałbym... - przerwał nagle uśmiechając się delikatnie. Wiedziała czego chciał.
- Może zadzwonię do niej?
- Nie trzeba. Katey nie znosi szpitali więc pewnie nie prędko tutaj przyjdzie. - Lidia nie skomentowała tego. Sam fakt, że mówił to tak spokojnie dobijał ją jeszcze bardziej.
- Chcesz się założyć? - oboje odwrócili się z zaskoczeniem w stronę drzwi, w których stała Katey.
Michael uśmiechnął się unosząc do góry brwi.
Ruda zignorowała spojrzenie Lidii wchodząc głębiej.
Odchrząknęła siadając obok nastolatki.
- Nie sądziłem, że się tutaj pojawisz.
Katey prychnęła cicho patrząc na niego prowokacyjnie.
 - Wisisz mi kasę za ostatniego drinka. Nie myśl sobie, że zapomniałam.
Michael zaśmiał się cicho, ale jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie bólu.
Lidia przez moment poczuła się niezręcznie.
W końcu oni znali się bardzo długo, a wiedziała, że większość przyjaźni damsko - męskich źle się kończy.
- Więc rozmawialiście o mnie? Niech zgadnę. Opowiadałeś jej o tym jak to się we mnie zakochałeś i trzydzieści razy dałam ci kosza.
- Chciałabyś.
Lidia zachichotała cicho, a za nią reszta towarzystwa.
 Po chwili Katey westchnęła nerwowo kręcąc głową.
- Nie potrafię tak... Co ja zrobię bez Ciebie do cholery? Nie zostawiaj mnie - szepnęła nerwowo łapiąc go za rękę i ściskając lekko.
 Michael westchnął spoglądając na Lidię, która nie ukrywała zaskoczenia zachowaniem rudej.
- To dobry czas dla was. Przyjdę jutro - powiedziała dopiero po chwili i  uśmiechnęła się delikatnie całując Michaela w czoło.
Wcale nie zezłościło ją zachowanie Katey.
Wiedziała, że dziewczyna tego potrzebuje.
Potrzebuje chwili sam na sam z nim.


Michael odprowadził Lidię wzrokiem, a gdy upewnił się, że wyszła spojrzał na Katey.
Dopiero teraz zauważył jej czerwone od płaczu oczy.
- Łamiesz mi serce - warknęła próbując się zezłościć, ale nie potrafiła.
Głos uwiązł jej w gardle.
- Jesteś piękna Katey. Przeżyłaś już tyle. Zaczynając od tych frajerów na których ciągle się natykałaś kończąc na naszej przyjaźni. Przeszłaś terapię, walczyłaś o życie. Masz narzeczonego, wkrótce bierzecie ślub. Wiem, że Ian nigdy cię nie skrzywdzi.
Katey nie odpowiedziała. Spojrzała na Michaela ze łzami w oczach.



- Nie martwię się o ciebie, Katey. Wiem, że to przetrwasz, ale martwię się o Lidię.
Kobieta nadal milczała obserwując uważnie jego bladą twarz i trzy dniowy zarost.
- Wiem - mruknęła dopiero po chwili pochylając się nad Michaelem. - Wiem, że się martwisz.
Prawnik uśmiechnął się lekko łapiąc dziewczynę za rękę i splatając ich palce razem.
- Zaopiekuj się nią. Bądź przy niej nawet w tedy, jeśli by cię odrzucała, a gdy pewnego dnia się zakocha wesprzyj ją w tym uczuciu.
- To za dużo, Michael. Prosisz mnie o zbyt wiele.
- Nie prawda. Jesteście podobne do siebie. Obie jesteście wspaniałe, obie przeszłyście tyle trudności... Dzięki tobie się podniosła. Zaufała ci.
- Ale to nie ona umiera, tylko ty - jej głos wydawał się trochę zirytowany i znudzony ciągłym powtarzaniem tego samego.
Michael zaśmiał się cicho kciukiem gładząc jej wewnętrzną stronę dłoni.
- Widocznie zrobiłem już wszystko... Katey.. proszę cię teraz o to, bo wiem, że zapomnę. Zapomnę o wszystkim. O każdym naszym dniu spędzonym razem, o każdym pocałunku z Lidią... jestem przerażony tym faktem.
Katey oblizała suche usta pociągając nosem. Prychnęła z niedowierzaniem.
- Jesteś sukinsynem. Nawet śmierć traktujesz jak zabawę.
- Kocham Cię.
- Przestań.
- Kocham Cię.
- Jesteś okropny - fuknęła próbując wyrwać się z jego uścisku dłoni, ale Michael mocno ją trzymał.
- Powiedz, że ty mnie też.
- Wiesz dobrze o tym - odparła zerkając w jego oczy.
Znała go dobrze wiedziała, że cierpi, ale on potrafił to ukrywać.
Ukrywać swój ból i fakt, że umiera.
- Chcę to usłyszeć. - nalegał unosząc do góry brew i uśmiechając się kpiąco.
- Kocham Cie, cholernie cię kocham. Zadowolony?!
- Jak najbardziej.
Katey przekręciła teatralnie oczami uśmiechając się pod nosem.
- To będzie bardzo ciężkie, Michael. Straciła Davida... teraz ciebie.
Mężczyzna nie odpowiedział. Spojrzał na dziewczynę przed sobą oddychając głęboko.
- Nie chciałem tego mówić przy Lidii, ale... nie wiem jak ją poznałem. Nie wiem jak poznałem Ciebie. - Katey uniosła wysoko brwi, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie rozczarowania.
- Michael...
- Lekarz powiedział, że jest źle. Na prawdę źle. I tylko cud może spowodować bym nie stracił pamięci z dnia na dzień. Nie mogłem powiedzieć tego Lidii... I chciałem, żebyś przyszła. Wiedziałem, że jeśli nie przyjdziesz dzisiaj to przyjdziesz dopiero na mój pogrzeb. I wiem też, że już tutaj nie wejdziesz. To ostatni raz kiedy cię widzę, pamiętam.. kiedy mogę cię dotknąć.
- Nie znoszę gdy mówisz coś co jest prawdą.
Michael zaśmiał się cicho.
- Więc to nasz ostatni dzień razem. Co powinniśmy zrobić? - zapytał zaczepnie unosząc do góry jedną brew. Katey zachichotała pochylając się bardziej.
- A co byś chciał żebyśmy zrobili? - Michael uśmiechnął się szeroko.
- Gdy już umrę... w moim mieszkaniu na stosie pełnym papierów... są dwie koperty. Czarna jest dla Ciebie, biała dla Lidii. Chcę abyś jej to dała.
Katey pokiwała na zgodę głową. - Dobrze. Przekaże jej.
- Dziękuje Katey. Mieszkanie wystawiłem na sprzedaż i pieniądze pójdą na cele charytatywne.
- Nigdy tak nie robiłeś.
- Śmierć każdego nawraca.
- Nie mów teraz o tym. Nie psuj tej chwili - szepnęła uśmiechając się delikatnie.
- Mam nadzieje, że zawsze już będę śnił o tych kocich oczach i rudych włosach.
- Bo pomyślę, że na prawdę mnie kochasz. - mruknęła ironicznie, wywołując w mężczyźnie delikatny uśmiech.
- Nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej. - Katey uniosła do góry jedną brew, ale nim cokolwiek powiedziała
jej telefon zaczął dzwonić. Spojrzała przepraszająco na Michaela.
- To Ian.
- W porządku. Idź.
Katey zawahała się na moment, ale po chwili uśmiechnęła się lekko całując Michaela w dłoń.
- Czuwaj nad nami.
- Żegnaj Katherine.
- Do zobaczenia - poprawiła go ostatni raz spoglądając na jego twarz.
Chciała go zapamiętać. Każdy szczegół, jego głos. Kolor oczu. Wszystko.

Wyszła ze szpitala udając się do samochodu, w którym czekał Ian.
Opadła z rezygnacją na przednie siedzenie.
- W porządku? - zapytał narzeczony uważnie ją obserwując.
Katey zaprzeczyła głową. - On umiera.


* * * * * * * * * * * *

Wyprostowała swoje długie, lśniące włosy po czym przeniosła wzrok na blondynkę,
która uważnie jej się przyglądała.
- Nicole...
- Nie mów nic. - mruknęła spokojnie kobieta odkładając gorącą prostownicę na półkę z przyrządami fryzjerskimi.
Anna uniosła do góry brwi. - Co?
- Czujesz to? - zapytała na moment unosząc do góry swój wzrok i zamyślając się.
Blondynka podeszła do niej bliżej. - Czuje co?
- Ból. - odparła krótko nie patrząc na kobietę.
Anna spojrzała na nią ze zdziwieniem. Wiedziała, że Nicole jest szalona, ale czy aż tak?
Nie miała pojęcia co ma na myśli, ale nie podobały jej się te słowa.
- Nicole...
- Czuje ból mojej siostry. Ona cierpi, bo śmierć się zbliża.


- Nicole jeśli to jest kolejny twój chory żart to lepiej...
- On umiera Ann. A to oznacza, że finał się zbliża. - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

* * * * * * * * * * * *

Lidia przemierzała szybkim krokiem wąski korytarz, który zdawał się nie mieć końca.
Zatrzymała się gwałtownie przed drzwiami po czym biorąc dwa, szybkie oddechy pewnym krokiem weszła do środka. Uśmiechnęła się delikatnie zauważając Michaela na łóżku.
Podeszła bliżej.
 - Przyszłam - mruknęła cicho, a w jej oczach pojawiły się małe iskierki tęsknoty pomieszanej z radością.
Mężczyzna powędrował zaciekawiony wzrokiem skąd dochodził ten głos.
Spojrzał na dziewczynę przed sobą marszcząc brwi.
- Pani przyszła do mnie? - uśmiech zniknął szybko z jej twarzy.
Lidia uniosła do góry brew nie spodziewając się takiej odpowiedzi.
- To ja Lidia. Nie poznajesz mnie? - zapytała niepewnie z lekko drżącym głosem.
Mężczyzna spojrzał na nią przepraszająco.
- Wybacz, ale nie pamiętam cię.
- Nie, nie, nie... to nie może być prawda! Nie tak szybko! Twoja historia! Nie powiedziałeś mi jej do końca! - warknęła z rozpaczą nerwowo pocierając ramiona.
- Jakiej historii? Myślę, że powinna pani iść.
Lidia zaśmiała się histerycznie.
 - Jestem twoja dziewczyną. Nie masz prawa mnie stąd wygonić.
- Co tu się dzieje? - oboje przenieśli wzrok na tą samą pielęgniarkę, która niemal każdego dnia przynosiła Michaelowi lekarstwa.
- Nie znam tej pani. Nie chce żeby tutaj była.
- On mnie nie pamięta. Nie wie, że jestem dla niego ważna - usprawiedliwiła się dziewczyna patrząc błagalnym wzrokiem na czarno skórą kobietę.
- Bardzo mi przykro, ale jeśli on cię nie pamięta i nie chce, żebyś tutaj była musisz opuścić salę.
- Nie chce, żebym tutaj była, bo mnie nie pamięta!
- To nie ma znaczenia. Bardzo mi przykro - Lidia ponownie zaśmiała się z niedowierzaniem kręcąc głową.
Wyszła z sali wybierając szybko numer Katey.
Dopiero za drugim razem dziewczyna odebrała.
- On mnie nie pamięta. I nie mogę wejść na tą pieprzoną salę! - zawołała z rozpaczą w głosie.


Lidia zatrzymała się tuż przed szpitalem spoglądając na kobietę opartą o murek.
W jednej ręce trzymała papierosa, a w drugiej kluczyki z samochodu.
Zmarszczyła brwi podchodząc do dziewczyny i przyglądając się jej blond włosom do ramion.


- Katey? - zapytała głupio nie mogąc w to uwierzyć.
 Jak mogła ściąć tak długie włosy i przefarbować?
Kobieta przeniosła wzrok na Lidię uśmiechając się pod nosem.
- Nie znosiłam tych przeklętych włosów.
- Więc czemu takie miałaś?
- Bo jemu się podobały - odparła krótko wzrokiem wędrując na szpitalne wejście.
Lidia westchnęła, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach nikotynowego dymu.
- Nie mogę wejść na salę. - mruknęła po chwili z rozpaczą patrząc na blondynkę.
Katey wypuściła wolno dym z buzi po czym wyciągnęła z torebki reklamówkę.
- Załóż te szmaty.
Lidia spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Co?
- Chcesz go widzieć czy nie? - jej głos wydał się trochę szorstki, ale to nie zraziło nastolatki.
Z zaciekawieniem otworzyła reklamówkę. Wyciągnęła przed siebie białą, nocną koszulę.
- Żartujesz sobie? Katey...
- Jedynie tak możesz wejść do jego świata.
- Ale przecież lekarze...
- Rozmawiałam z nimi. Dyrektor to przyjaciel Iana. Nie będzie problemu jeśli ty go nie będziesz robić.
Lidia odetchnęła głęboko.
- Dziękuje. Na prawdę dziękuje!
- Leć już.
Nastolatka zawahała się czy zadać to pytanie, jednak ciekawość była silniejsza.
- A ty? Nie idziesz?
- To wasza droga... Moja i jego dobiegła już końca.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Lidia otarła delikatnie łzy, a na jej bladej twarzy wymalował się delikatny uśmiech.
Czuła przepełnioną radość, a jej serce ciągle na nowo ożywiało.
Plan Katey choć trochę głupi okazał się niezwykle skuteczny.
Michael pozwolił jej wejść, nawet nie pamiętał, że wcześniej tą samą dziewczynę wypraszał z sali.
Jej serce ściskało się w nieuleczalnym bólu i pękało na milion kawałeczków, gdy jego ciemne tęczówki patrzyły na nią tak samo jak na tego, który przychodził do niego w odwiedziny.
Nie patrzyły już na nią z czułością, z miłością.
Była w jego oczach kimś przeciętnym, zwykłą dziewczyną, która nie miała prawa coś dla niego znaczyć.
Ale wolała już taki ból, niż ten gdyby nie mogła tutaj wejść.
 *

- Myślę, że gdzieś cię już spotkałem - skierowała swoje zaciekawione spojrzenie na Michaela, który uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał gorzej niż zazwyczaj.
Lidia uśmiechnęła się leciutko udając zdziwienie.
- Ah, tak? Może leżeliśmy kiedyś na jednej sali.
 Michael zaprzeczył głową.
- To znaczyło coś więcej, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to, że tu jesteś... czuje się spokojniej.
Po jej policzku spłynęła łza i już jej nie ukrywała.
Tak pragnęła go przytulić, pocałować... ale jedynie co mogła to kłamać.
Kłamać, że też jest chora.
- Jak się czujesz? - zmieniła temat. Prawnik wzruszył ramionami.
- Nie czuje niczego.
Jedynie dźwięk bicia serca monitorowanego na małym ekraniku zagłuszał ciszę, która nagle się pojawiła.
- Ja też - odparła po chwili.
- Ale kiedyś czułaś. Na pewno kogoś kochałaś.
Lidia uśmiechnęła się lekko przymykając na moment oczy.
- Kochałam, ale Bóg ciągle mi zabiera ludzi których kocham, dlatego już przestanę kochać. Przestanę czuć.
- Mi też Bóg zabrał.. mamę - Lidia zmrużyła oczy.
Dlaczego miał przebłyski pewnych momentów ze swojego życia?
- Kochałeś ją, prawda?
- Nie wiem. Czasem mi się śni i zawsze w tym śnie jestem małym chłopcem i płaczę. Nie wiem dlaczego.
- Była złą matką?
- Chyba tak. Chciałbym, żeby tutaj była, ale nikogo tutaj nie ma. Chyba nie miałem zbyt dużo przyjaciół.
Gdyby tylko wiedział...

To smutne. 
On upada, a Ty nie jesteś w stanie go podnieść. 
Patrzysz jak życie z Ciebie szydzi.
Zabiera wszystko co jest twoją wiarą, twoją miłością. 
Zabiera Ci tlen, którym oddychałaś.
Ziemię po której chodziłaś.
Słońce, które tak bardzo kochałaś. 
Już nic nie ukoi Cię do snu.
Bo wszystko co miałaś zostało Ci odebrane. 



* * *
Po pokoju rozległa się piosenka Leony Lewis "I see you".
Lidia spięła się na dźwięk melodii. Spojrzała na telefon widząc na wyświetlaczu imię "Katey".
Odebrała po chwili nieśpiesznie, jakby bojąc się co może nieść telefon dziewczyny.
- Halo? - jej głos drżał, a w oczach zakręciły się łzy.
- To koniec - wydawało jej się, że nie słyszy tych dwóch słów, że to tylko koszmar z którego zaraz powinna się wybudzić. Telefon wypadł jej z dłoni uderzając o podłogę w kuchni.
Nie potrafiła nic zrobić. Nie mogła oddychać.
Nie wiedziała jak się to robi.


Biegła ile sił w nogach mijając kolejno przechodniów.
Deszcz nieznośnie moczył jej ubrania, ale to jej nie przeszkadzało.
Mieszał się z jej łzami rozmazując czarny tusz na rzęsach.
Nigdy jeszcze nie biegła tak szybko jak w tym momencie.
Weszła na korytarz nie mogąc się zatrzymać. Łzy przysłoniły jej widok.
Katey odwróciła się w jej stronę.
- Lidia - zaczęła chcąc ją złapać za rękę jednak ta umiejętnie ją wyminęła biegnąc dalej.
Dopiero po chwili dostrzegła Iana stojącego nieopodal z głową spuszczoną w dół.
Wszytko wydawało się takie inne. Jakby była pomiędzy jawą, a snem.
Weszła szybko do stali w której zawsze leżał Michael, jednak go nie było.
Łóżko było pościelone, jakby w ogóle nikt tam nie spał.
- Bardzo mi przykro - odwróciła się z napięciem w stronę czarnoskórej pielęgniarki, która zawsze podawała mu tabletki.
- Gdzie jest Michael? - zapytała głupio czując przeszywający ból w okolicach klatki piersiowej.
- Umarł. Michael umarł - Katey pojawiła się w progu patrząc nerwowo na Lidię.
- Niech was szlag! - zawołała ze złością dziewczyna po czym mocnym kopnięciem przewróciła metalowy stół na którym było kilka talerzy i dzbanek.
W całym pomieszczeniu rozległ się odgłos tłuczonej porcelany.
- Lidia do cholery! - warknęła ostrzegawczo Katey próbując do niej podejść, ale to jeszcze bardziej zezłościło dziewczynę.
- Tyle mi jeszcze miał opowiedzieć! Jak mógł umrzeć?! Nienawidzę swojego życia! Nie mam już siły! To tak bardzo boli! - krzyczała na całe gardło powodując, że do sali wszedł Ian zaniepokojony tym zachowaniem.
Lidia zmierzyła go lodowatym spojrzeniem po czym wyszła z sali.
- Proszę się uspokoić. - dodała pielęgniarka chcąc ją dogonić, ale ona miała wrażenie, że wpadła w jakiś trans, z którego nie potrafi wyjść. Wszystko co stało jej na przeszkodzie zaczęła niszczyć, przewracać, rzucać. Katey była w szoku. Nigdy nie widziała ją w takim stanie.
Nie była sobą.
Pojawił się lekarz, potem drugi i ktoś z ochrony.
 Katey podeszła do niej łapiąc ją za rękę.
- Nie tylko ty cierpisz. Mi też jest ciężko!
Lidia pokręciła nerwowo głową. - Zostaw mnie.
- Lidia...
- Puść mnie, bo zrobię ci krzywdę!
- Wiem, że to boli, ale...
Dziewczyna z całej siły popchnęła Katey do tyłu.
Blondynka upadła na podłogę nie spodziewając się takiego ataku.
 Poczuła ból w okolicach ręki, gdy przecięła ją na jakimś szkle potłuczonym przez Lidię.
Ian od razu do niej podszedł pomagając jej wstać.
- Lidia.. - Katey próbowała ją dogonić, gdy ta wyrwała się z rąk przerażonych lekarzy, ale Ian złapał ją za ramię nie pozwalając na to.
- Pozwól jej odejść. Ona musi ochłonąć.
Katey spojrzała na swojego narzeczonego ze łzami w oczach.
Dopiero teraz dotarło do niej wszystko.
Ian nie powiedział już nic więcej. Przyciągnął dziewczynę do siebie i mocno przytulił.






+ + + + + + + + + + +
 (SONG) https://www.youtube.com/watch?v=DT92VVDJwNE



To właśnie ten moment, gdy nie chcesz już niczego czuć.
Gdy każda łza przynosi Ci coraz więcej bólu, 
a serce pęka na milion kawałeczków.
Gdy patrzysz w lustro i czujesz obrzydzenie,
niesmak i jakąś pustkę, której nie potrafisz wypełnić.
Nienawidzisz tego życia, więc chcesz je zakończyć.
Chcesz zakończyć to cierpienie, które zdaje się nie mieć końca.
Wiec zakładasz koszulę, w której On ostatni raz Cię ujrzał.
Wypełniasz wannę ciepłą wodą i wchodzisz do niej mocząc ubranie i swoje włosy.
Musisz zapomnieć, że jest ktoś kto może po Tobie płakać. 
Dla kogo możesz być ważna.
Musisz zapomnieć o tym. 
Sięgasz po telefon, który leży nieopodal Ciebie. 
Wchodzisz w kontakty i szukasz tego drugiego, który przypomina Ci o Davidzie. 
Piszesz do niego esemesa, choć obiecałaś, że tego nie uczynisz.
To będzie jedyna wiadomość jaką od Ciebie otrzyma.
Wystukujesz drżącymi palcami tekst :
" Zawiodłam Cię Bill. Nie mam siły już szukać w sobie dobra. Przegrałam".
 Klikasz 'wyślij'.

Następnie wchodzisz na połączenia i wybierasz numer do Michaela.
Załącza się poczta. Słyszysz jego głos:
 "Cześć tu Michael nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość, oddzwonię w wolnej chwili"

Zamykasz oczy i wolno opuszczasz głowę w dół, woda zakrywa Ci twarz.
Nie czujesz niczego. Nie widzisz niczego.
PODDAŁAŚ SIĘ, A JEGO GŁOS UTULIŁ CIĘ DO SNU.
ANIOŁY ODESZŁY





* * * *

Wybaczcie kochani, że tak późno notka. Jestem z niej mega niezadowolona.
Nie tak chciałam to opisać, ale najwidoczniej inaczej nie potrafię. :/
Przepraszam za wszystkie błędy niestety moja korektorka od pewnego czasu nie ma dla mnie chwili :)
Mam wrażenie, że jest was coraz mniej i po prostu was już nudzę.

Dziękuje za każdy nowy komentarz, za wasze wiadomości na gg.
Uwielbiam z wami rozmawiać!
Następna notka za dwa tygodnie. Tak jak obiecałam - będzie niespodzianka ;)
Pozdrawiam kochani i pamiętajcie, że trzeba kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą!