Bo jeśli tej zimy byśmy w siebie zwątpili
Bez uczuć i siły upadli wraz z nimi
Tworząc lawiny znów siebie zgubili
A potem w poczuciu winy się roztopili
A jeśli tej zimy nie spadnie śnieg
A ja zostanę sam szukając Cię
Bo odeszłaś gdzieś, zmęczona smutkiem
I tylko płatki mogły zwrócić Ci uśmiech.
Wyminęła ostrożnie mężczyznę nieustanie powtarzając, że musi iść do domu.
- Lidia... - zatrzymała się gwałtownie czując jak oblewa ją zimny pot.
Nie mogła się poruszyć, nie potrafiła.
Ten głos był jej tak bardzo znany...
Tylko on w ten sposób mógł wypowiadać jej imię.
Ciemne tęczówki niebezpiecznie się zaszkliły.
Łzy przysłoniły widok.
Lidia załkała głośno nerwowo potrząsając głową.
Zasłoniła rękami uszy po czym kucnęła na podłodze.
- To niemożliwe! - krzyknęła do siebie niemal dusząc się własnym szlochem.
Usłyszała jakiś szelest i poczuła jak ktoś łapie ją za ramię.
Wypuściła ze świstem powietrze wciąż mając oczy mocno zaciśnięte.
Mężczyzna odsunął jej dłonie z uszu i dopiero w tedy Lidia spojrzała na niego.
Z bliska był jeszcze przystojniejszy.
Prawie taki sam jak go zapamiętała.
- Jestem prawdziwy - odparł dopiero po chwili paląc ją swoim spojrzeniem.
Jego usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu.
Lidia spojrzała na niego z przerażeniem.
- Nie, nie, nie... Bill mi powiedział, że ty... - zaczęła z przejęciem, jednak David przerwał jej brutalnie.
- Bill kłamał!
Nastolatka spojrzała na niego jeszcze raz z niezrozumieniem.
Poczuła jak mokre krople deszczu zaczynają kapać na jej włosy i ubranie.
David westchnął głośno.
- Musiałaś uwierzyć w moją śmierć, bo jeśli ty uwierzyłabyś, że ja nie żyje policja, twoja rodzina... też by to zrobiła.
- O mój boże - pisnęła cicho zalewając się łzami, które mieszały się z deszczem.
Dziewczyna wstała gwałtownie i spojrzała na niego z wyrzutem.
- Przez te wszystkie tygodnie wmawiano mi na siłę, że ty nie żyjesz! Że cię nie kocham, że to nie jest miłość, że porwane osoby często tak mają, a teraz okazuje się, że to wszystko jedno wielkie KŁAMSTWO?! Nienawidzę cię! Jesteś sukinsynem! Cholernym draniem! Powinieneś umrzeć i zgnić w piekle! - krzyczała na całe gardło nieumiejętnie uderzając mężczyznę rękami.
David prychnął na to, ale gdy jej otwarta dłoń znalazła się na jego prawym policzku nie wytrzymał.
Złapał Lidię mocno za nadgarstek uniemożliwiając jej dalszą walkę.
Popchnął ją po chwili na murek o który uderzyła plecami.
- Wiem, że mnie kochasz, więc nie pleć głupot - odparł spokojnie co jeszcze bardziej rozzłościło nastolatkę.
- Ofiary często tak mają, to syndrom sztokholmski!
- Ofiary tak mają, ale nie oprawcy! - Lidia wstrzymała na moment powietrze, słysząc to wyznanie.
- Co? - zapytała głupio czując jak serce przyśpiesza swoje bicie.
Nie była pewna czy to wszystko nie jest snem, bała się, że jeszcze moment i się obudzi.
A gdy to zrobi, szara rzeczywistość znów się odezwie.
David westchnął głośno odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.
- Przyszedłem się pożegnać. - dodał ciszej, ignorując deszcz, który padał coraz mocniej.
Lidia spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- O czym ty mówisz?
- Chciałem ostatni raz spojrzeć na coś dobrego, coś co powoduje, że zaczynam się zmieniać.
- David... - szepnęła, gdy łzy zaczęły na nowo zdobić ścieżkę na jej twarzy.
- To już na prawdę definitywny koniec. Już więcej tutaj nie przyjadę, obiecuje. Wyjadę, a ty ułożysz sobie życie na nowo, ale możesz też pojechać ze mną.
Lidia uniosła do góry brew nie ukrywając zdziwienia.
Starała się zapamiętać to wszystko co mówił, ale coraz bardziej gubiła się w tym wszystkim.
- Ale musisz wiedzieć, że niczego ci nie obiecam. Nie składam obietnic, których nie jestem w stanie dotrzymać, więc nie obiecuje ci, że cię nie zdradzę, że będę wierny, albo, że będę chociaż trochę dobry. Nie obiecuje, że się zmienię, że nigdy nie zrobię ci krzywdy, że nie będziesz przeze mnie płakać, a gdy mi się znudzisz nie zabije cię. Chce byś wiedziała na co się piszesz, jeśli się zgodzisz ze mną wyjechać, to ma być twoja decyzja i ja nie chce w żaden sposób na nią wpływać. Chce byś była moja.
- David ja...
- Jeszcze jedno - przerwał jej kładąc wskazujący palec na jej miękkie usta.
- Nigdy nie zobaczysz już twoich bliskich. Nigdy tutaj nie wrócisz, rozumiesz? Bagaż tego całego syfu zostawiasz tutaj.
Lidia nie odpowiedziała. Była w szoku.
Czy to wszystko co mówi jest prawdą?
- Jutro w tym samym miejscu o 20, będę czekał na ciebie. - dodał, a jego usta rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu.
Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniła.
Mężczyzna odsunął się od niej.
- To twój wybór - dodał odwracając się i udając w innym kierunku.
Jeszcze chwile temu czuła jego zapach, jego miętowy oddech, a teraz znów odchodzi?
Odchrząknęła robiąc krok w przód.
- David! - zawołała z lekką rozpaczą.
Mężczyzna zatrzymał się odwracając w jej stronę.
I właśnie w tej jednej chwili,
Gdy patrzysz w Jego oczy,
Masz wrażenie, że to jest to
Czego tak bardzo szukałaś
Za czym tak bardzo tęskniłaś
Czego tak bardzo potrzebowałaś
Podszedł do niej szybkim krokiem po czym objął jej twarz swoimi dłońmi.
Jego usta zwinnie odnalazły jej.
Miała wrażenie, że zaraz się przewróci.
On na prawdę to zrobił?
Złapała go za szyję stając na palcach.
Czuła żar w ustach, tak bardzo za nim tęskniła.
Tak bardzo jej brakowało smaku jego ust.
David pogłębił pocałunek łapczywie ją całując, a ona za każdym razem starała się dorównać mu kroku.
Po chwili oderwali się od siebie oddychając głęboko.
Lidia spojrzała w jego ciemne tęczówki.
Nadal była w nich pustka, ale jakaś mała iskierka przedzierała się przez nią.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
- Katey zrozum! - zawołała Lidia z irytacją, gdy blondynka chodziła w kółko ciągle prychając z niedowierzaniem.
- Nie rozumiem do cholery! Nie rozumiem twojego zachowania! Chcesz rzucić wszystko dla jakiegoś skurwysyna, który powinien już dawno siedzieć? Lidia on znowu będzie tobą manipulował! - blondynka podeszła do nastolatki po czym złapała ją za rękę.
- Nie chce cię stracić - dodała już spokojniej, patrząc w jej oczy.
Lidia westchnęła.
Świetnie zdawała sobie sprawę, że nie powinna nikomu mówić o tym spotkaniu,
ale Katey była jej jedyną przyjaciółką. I wiedziała, że może jej zaufać.
- Nie stracisz mnie, Katey, ale ja muszę spróbować. Może pewnego dnia mnie pokocha, będzie patrzył na wspólną przyszłość ze mną, może pewnego dnia...
- Może pewnego dnia. Ale nie jutro, nie za miesiąc, za rok.
- Wiem to, ale jestem cierpliwa.
- A co jeśli mu odbije? Jeśli będzie chciał cię znów skrzywdzić?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko wzruszając ramionami.
- Nie dowiem się co w tedy, jeśli nie spróbuje. - blondynka przekręciła teatralnie oczami słysząc tą odpowiedź.
- A co z twoimi rodzicami? Złamiesz im ponownie serce. Tym razem z pełną świadomością.
- To boli Katey. Boli mnie to, że ich skrzywdzę, ale jeszcze bardziej boli mnie fakt, że mogę go już więcej nie zobaczyć.
- Ty na prawdę ześwirowałaś na jego punkcie.
Lidia zachichotała.
- Nie wiem dokąd jedziemy. Moja przyszłość stanie się jeszcze bardziej niepewna niż do tej pory.
Katey westchnęła głośno.
- Przemyśl to jeszcze. Jedna chwila rozkoszy nie jest warta późniejszego cierpienia.
- Dziękuje. Za wszystko. - mruknęła cicho po czym przytuliła się do dziewczyny.
Długo nad tym myślała.
Prosiła Boga by wrócił, by to, że nie żyje okazało się kłamstwem.
Bóg spełnił jej prośbę. Dał jej ponownie Davida.
Ale dlaczego czuje się niepewnie?
Czy na prawdę miłość do niego jest silniejsza niż ta, którą darzy rodziców?
Nie są idealni, nigdy nie byli, ale to oni ją wychowali.
To oni nauczyli ją kochać.
I widzieć w każdym człowieku dobro.
Nawet w takim, jakim jest David.
Spojrzała na Nel z lekkim uśmiechem, gdy ta zamerdała radośnie ogonkiem.
- I co ja mam zrobić, Nel? Co mam wybrać?
Zeszła wolno po schodach patrząc na rodziców. Starała się nie rozpłakać.
Jakiś cichy głosik podpowiadał jej, że to będzie błąd, że nie może ich zostawić.
Nie po tym jak ją stracili. Lidia usiadła obok na kanapie oddychając głęboko.
- Wszystko w porządku? - zapytała rodzicielka uważnie obserwując swoje dziecko.
Lidia wysiliła się na uśmiech kiwając potakująco głową.
- Jestem po prostu zmęczona. - odparła cicho.
- Może połóż się spać. - dodał ojciec zmieniając kanał w telewizorze.
Lidia spojrzała na telewizor, gdy w rogu pojawił się biały pasek ukazujący godzinę i datę.
20:10
Wstrzymała na moment powietrze. Co powinna zrobić? Może już odjechał?
Chciałem ostatni raz spojrzeć na coś dobrego, coś co powoduje, że zaczynam się zmieniać.
Niemal jak modlitwa w jej głowie odbijały się słowa Davida.
Zerwała się nagle z kanapy przykuwając uwagę rodziców.
- Muszę gdzieś wyjść. Kocham was - dodała nerwowo, po czym przytuliła się do rodziców.
- Lidia wszystko w porządku? - zapytała ponownie mama z troską patrząc na dziewczynę.
- Jeszcze nigdy nie było lepiej - odparła z lekkim uśmiechem po czym wybiegła z domu, gdy łzy pojawiły się w jej oczach.
Wiedziała, że robi im największe świństwo, ale nie potrafiła inaczej.
Wiedziała, że robi im największe świństwo, ale nie potrafiła inaczej.
Nie potrafiła ugasić w sercu, tego płomienia, który David ponownie w niej zapalił.
Może kiedyś, pewnego dnia ich odwiedzi.
Może kiedyś zrozumieją ten wybór.
Może kiedyś zrozumieją ten wybór.
Może nawet będą się z tego śmiać.
Ale póki co, muszą się pogodzić z tą stratą.
Biegła ile sił w nogach wracając do tego samego miejsca.
Nie miała przy sobie niczego prócz telefonu.
Żadnych innych ciuchów prócz czarnej koszulki i spodni.
Żadnych pieniędzy. Miała tylko serce, które kocha zbyt mocno.
Zatrzymała się po chwili rozglądając dookoła. Pusto.
Nikogo już nie było. Odjechał.
Przymknęła oczy, oddychając głęboko.
Po chwili jej telefon zadzwonił. Zdziwiła się, gdy dostała wiadomość od Billa.
"Odwróć się".
I zrobiła to, z mocno bijącym sercem.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
NOTKA JUŻ JEST, WIEM OKROPNIE KRÓTKA, ALE NASTĘPNA BĘDZIE DŁUŻSZA :>
PRZEPRASZAM, ZA TAK DŁUGIE OPÓŹNIENIA.
ROZDZIAŁ MIAŁ SIĘ POJAWIĆ WCZORAJ, ALE NIE MIAŁAM INTERNETU.
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE (JAK ZWYKLE :))
MAM NADZIEJE, ŻE CHOĆ TROCHĘ WAM SIĘ PODOBAŁ ROZDZIAŁ.
NASTĘPNY ZA DWA TYGODNIE W PIĄTEK.
WASZE KOMENTARZE NA PRAWDĘ DAJĄ MI KOPA DO DALSZEGO PISANIA!
POZDRAWIAM KOCHANI! <3