piątek, 19 września 2014

Uprowadzona XIX

Modlę się do Boga,

 I proszę go o to, aby ta chwila wracała każdą nocą



Gdy ukochana osoba odchodzi uświadamiamy sobie jak życie bywa kruche i delikatne.
Jak lekki powiew wiatru może spowodować, że tracimy równowagę i zbaczamy z drogi.
Szczęście, smutek, życiowe porażki i sukcesy. 
Nie ma to znaczenia, gdy cały świat właśnie się wali.
Dla innych ludzi to kolejne nic nieznaczące życie,
dla niej jego życie to cały jej świat.

Czuła się niczym marionetka z której ktoś bezdusznie szydzi.
Steruje nią, a ona tańczy jak jej zagra.
Jak w jakimiś filmie, który napisał pijany scenarzysta, albo co gorsza chory psychicznie.
Nic nie może z tym zrobić, nie może się tej dziwnej sile sprzeciwić, bo i tak wie, że przegra.
Ta walka jest niesprawiedliwa, ale nie ma w niej sędziów. 
A co najgorsze, nie ma na to wpływu.
Komuś najwyraźniej od pewnego czasu zaczęło bawić jej życie.

* * * * * * * * * * * * * * * *  * *


NEW YORK, 2014 

-To było mocne - skomentował chłopak z uśmiechem patrząc na swojego przyjaciela, który zaciągał się czymś co powodowało dziwne rozbawienie.
 Zaśmiał się głośno, gdy warkocz podał mu papierosa.
Nie wiedzieli za bardzo gdzie są, najprawdopodobniej w jakimiś starym, opuszczonym magazynie, gdzie walały się puste kartony.
 Nawet popękane ściany i grzyb w kącie nie przeszkadzał im wcale.
  Wydawał się trochę atrakcyjny.
-Ta.. i zajebiste. Sebastian życie jest piękne. 
-I nasze. Jesteśmy braćmi na zawsze, pamiętasz? - blond włosy uniósł jedną brew do góry.
-Tej więzi nikt nie przerwie.. choć jestem zazdrosny o Nicole - David zaśmiał się cicho, gdy kolega klepnął go w ramię.
-Spotykam się z nią dopiero od 3 miesięcy. Nie wiem czy to miłość na całe życie.
-Miłość jest naszą słabością, Sebastian. Nie pozwól się jej omotać.
-Za późno. Szaleje za Nicole i bardzo ją kocham. Tylko pamiętaj ręce przy sobie - David uśmiechnął się kpiąco. 
-Przecież mnie znasz.
-No właśnie dlatego... ale ufam ci.




Usiadł na miękkim, białym tapczanie kładąc ręce na kolanach. 
Przeklęte wspomnienia!
Po chwili zakrył twarz rękoma, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie.
 Nie wiedział co ma robić. Na prawdę tego nie wiedział. 
Czuł się jak sparaliżowany, jakby dopiero co się obudził.
 A nie spał już od dobrych 12 godzin. 
Miał wrażenie, że to tylko sen, że ta wiadomość to jakieś kłamstwo.

Odgarnął do góry swoje blond włosy po czym podniósł leniwie wzrok na mężczyznę, który wszedł do hotelowego pokoju.
-To prawda? - zapytał w końcu patrząc z lekką irytacją na faceta odzianego w drogi garnitur.
-Na to wychodzi. Wygraliśmy. David Moris nie żyje. - Sebastian powinien się cieszyć, ale nie potrafił. Skrzywił się mocniej wyprostowując obolałe kości.
-Nie wygraliśmy do cholery - warknął zrzucając ze stołu jakieś papiery, które niemal bezszelestnie opadły wolno na kremowy dywan.
-Chyba tego chciałeś. By umarł.
-Tak, ale najpierw miał cierpieć jak ja. Miał czuć ten ból, gdy ktoś odbiera ci ukochaną osobę!
-W takim razie co robimy? 
-Najpierw muszę znaleźć pewną, piękną dziewczynę łudząco przypominającą moją Nicole - odparł z chytrym uśmiechem ubierając czarną skórzaną kurtkę.



* * * * 


-Mamo, proszę... Mam do tego prawo! - Lidia już od godziny powtarzała się niczym w jakimś amoku patrząc na swoją rodzicielkę.
-Ciało zostało  tak zmasakrowane, że nie ma nawet po co iść na pogrzeb.
-Mamo! - zawołała dziewczyna z oburzeniem.
Kobieta odwróciła się do nastolatki ze złością.
-Posłuchaj kochana. Nie wiem gdzie pochowają tego sukinsyna, ale nie tylko ja mam ochotę rozwalić mu grób, więc na pewno nam tego nie ujawnią poza tym nawet gdybym wiedziała nie powiedziałabym ci nic!
-Nienawidzę cię! Jesteś najgorszą matką na świecie! - zawołała z rozpaczą nastolatka po czym wybiegła z domu.

Rozpłakała się po raz kolejny czując jak dusi się we własnym ciele.
Nie chciała już żyć. Nikt jej nie rozumiał.
Nie mogła uwierzyć, że wszyscy są takimi egoistami.
Nawet David. Jej David.
Przez moment zastanawiała się co u Billa.
Czy on też tak cierpi jak ona?
Czy może bardziej?


Za 4 dni miał być sylwester.
 Jak ona miała się niby bawić skoro David nie żył?!?
Z ledwością powstrzymywała się od popełnienia samobójstwa.
Przecież David mówił jej, że jest bogiem, że nie da się złapać.
Więc do cholery dlaczego mówią jej, że go już tutaj nie ma?!?

Wyciągnęła z kieszeni swojej kurtki małą wizytówkę po czym wybrała go trzęsącymi się rękoma.
Na dworze było na prawdę zimno.
Dopiero za drugim razem ktoś raczył odebrać.
-Halo?
-Cześć.. Tu Lidia.. Spotkałyśmy się w...
-A cześć. A więc masz ochotę na trochę szaleństwa? - Lidia prychnęła cicho, gdy kobieta po drugiej stronie przerwała jej mówienie.
Odgarnęła długie włosy za ucho po czym westchnęła ocierając resztki łez.
-Mój oprawca, który mnie porwał, więził i gwałcił... Nie mogę o nim zapomnieć... Kocham go i to na prawdę miłość. Żaden syndrom po urazowy. On też mnie kochał... Ale nie żyje i jest mi źle... mam ochotę umrzeć, ale nikt mnie nie rozumie... 

Katey słyszała rozpacz w głosie dziewczyny i nie spodziewała się, że
 Lidia jej powie dlaczego chodzi na terapię.
-Na drugiej stronie jest adres baru. Wpadnij. Będę czekać.
Nastolatka rozłączyła się po czym schowała do ręki telefon.
Wzięła wizytówkę udając się w wyznaczone miejsce.


* * * * * 

Sporo ludzi, zapach alkoholu i fajek zmieszany z  potem tańczących na wielkim parkiecie ludzi.
Migające światła, głośna muzyka i wielki bar na przeciw.
Lidia udała się tam widząc rudą dziewczynę z masą loków na głowie.
 Kobieta widząc ją puściła oczko wycierając ladę. 
Miała mocny dekolt i krótką jeansową spódniczkę. 
Choć na dworze było zimno w pomieszczaniu panowała duchota. 
-Siadaj - odparła kobieta wskazując jej na wysokie krzesło. 
Lidia usiadła zdejmując kurtkę i dając ją na siedzenie obok.
Ruda podała jej drinka, którego chętnie skosztowała Lidia. 
-Na koszt firmy. Za 10 minut mam zmianę, poczekasz? - kiwnęła lekko głową, gdy Katey wyszła zza baru udając się z okrągłą tacą na której znajdowały się dwa duże kufle piwa do jakiegoś stolika. 
Westchnęła głośno stukając paznokciami o czerwony blat.
Zauważyła, że przygląda jej się jakiś mężczyzna. Wyglądał na bogatego. 
Odziany w białą koszulę z długim rękawem i czarne dopasowane spodnie.
 Na ręce miał złoty zegarek. Mógł mieć maks 30 lat. I trzy dniowy zarost, który dodawał mu seksowności.
-Masz jakiś problem? - zapytała unosząc do góry brew. 
Mężczyzna zaśmiał się cicho przesuwając bardziej.
-Wybacz, nie chciałem byś poczuła się niekomfortowo. Jestem Michael - Lidia uśmiechnęła się jakby z niechęcią.
-A ja nie jestem zainteresowana. 
-Myślałem, że..
-Nie szukam sponsora. Poza tym nie mam jeszcze 18 lat więc można to uznać jeszcze za pedofilie. 
Nieznajomy spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami.
Po chwili jego twarz przybrała cyniczny wraz. Nachylił się bardziej.
-Przedstawiłem się. Nie proponuje ci seksu, ale jak już mówisz mi ile masz lat to chyba wiesz, że spożywanie alkoholu w tym wieku również jest karalne, prawda?
Lidia zrobiła dziubek przekręcając teatralnie oczami.
-Jesteś psem?
-Prawnikiem. 
-Ups! Mój błąd. Skoro nie szukasz tutaj "przyjemności" co robisz? - zapytała w końcu już mniej wojowniczym tonem.
-Kolejna sprawa się udała więc muszę to uczcić.
-A gdzie reszta twoich jak przypuszczam nudnych kolegów?
Michael zaśmiał się głośno.
-Bawią się za pewne w burdelu. Są bardziej rozrywkowi ode mnie.
-No popatrz.
-O widzę, że się poznaliście - do rozmowy wtrąciła się ruda, która nagle pojawiła się obok.
Lidia spojrzała zaskoczona na Katey, która uśmiechnęła się szeroko do prawnika.
-To nasz stały klient. Nie martw się nie ma żony - mruknęła z uśmiechem puszczając jej oczko.
-Katey...
-Wiem, mała. Chodź na zaplecze tam pogadamy. Trzymaj się - mruknęła do mężczyzny, który uśmiechnął się do nich, gdy te po chwili zniknęły za jakimiś drzwiami.

Pomieszczenie nie było duże, ale było tu przynajmniej chłodniej niż na parkiecie.
Lidia usiadła na twardej kanapie, a Katey uczyniła to samo odpalając papierosa i dając nogi na krzesło obok. Ułożyła się wygodnie przymykając na chwilę oczy.
-Spoko, Michael nie jest taki - zaczęła z lekkim uśmiechem, a Lidia spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Co?
-Oh, daj spokój. Wiem co sobie pomyślałaś. "Taki stary facet no i bogaty. Spogląda na mnie. Pewnie chce mnie bzyknąć".
-Nie pomyślałam tak.. - widząc politowanie w oczach rudej uśmiechnęła się szerzej.
-No okey może na początku..
-Mówiłam. Więc opowiedz mi o tym.
Lidia westchnęła niepewnie, a Katey podała jej butelkę whisky, która leżała obok kanapy.
-Na rozluźnienie.


Nawet jeśli Lidia przyrzekała sobie, że nigdy nie skosztuje alkoholu, teraz obaliła prawie pół butelki. Co najdziwniejsze - pomogło.
Niemal bez problemu, bez skrępowania opowiedziała jej o WSZYSTKIM.
Nie przejmowała się tym, że może jednak uznać ją za wariatkę, albo zadzwonić na policje i wszystko powiedzieć. Było jej wszystko jedno.
Dopiero pod koniec tej opowieści rozpłakała się niczym małe dziecko i nie mogła przestać.
Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Katey głaskała ją uspokajająco we włosy, gdy bełkotała coś o Nicole.. że jest suką i wredną szmatą, ale chciałaby mieć po niej pewność siebie.
Ruda nie przerywała jej.
Wytrwale ją słuchała, nawet jeśli przez procenty Lidia jąkała się i nie mówiła z sensem, gdy już skończyła i alkohol w butelce też wyparował spojrzała na dziewczynę.
-Więc jednak przebiłaś moją historię - Lidia zamrugała dwa razy, ale zaśmiała się ze łzami w oczach.
Czuła, że potrzebuje tego. Potrzebuje przez chwilę stać się kimś innym.
-Chce potańczyć - mruknęła po chwili ze spokojem i niczym dziecko czekała na pozwolenie rodzica.
-Więc chodźmy.


Lidia nie zdawała sobie sprawy kiedy weszła na podwyższenie, gdzie znajdowała się rurka.
 Było jej tak ciepło, że już dawno pozbyła się czerwonego sweterka zostając tylko w czarnej bokserce z dekoltem. Uśmiechnęła się uwodzicielsko do zainteresowanych jej tańcem po czym okrążyła rurę kusząco ruszając biodrami. Tańczyła w rytmie muzyki ruszając seksownie włosami.
Katey śmiała się cicho nalewając komuś piwa, a Michael nie mógł w to uwierzyć.
Na prawdę to robiła?
-Jest niesamowita, co? Może ją u nas zatrudnią - mruknęła z rozbawieniem patrząc na mężczyznę.
-Jest cholernie kusząca.
-Dobra zgarnij ją tu, bo nie chce jej stracić z oczu.
-Nie ma sprawy.
Michael wstał z krzesła po czym przepchał się przez tłum ludzi.
Lidia zrobiła obrót, a prawnik uchronił ją przed upadkiem.
Wpadła wprost w jego umięśnione ramiona.
-O rany, ale masz piękne oczy.. takie brązowe... mam ochotę cię pocałować! - zaczęła zachwycona, wywołując w mężczyźnie śmiech.
-Jeszcze niedawno brałaś mnie za pedofila.
-Mogę udawać małą dziewczynkę jeśli chcesz - mruknęła słodko się uśmiechając.
-Jesteś stuknięta - odparł zanosząc ją do Katey.
Lidia z ledwością stała na nogach. Spojrzała na tańczących ludzi i zmrużyła oczy.
Zauważyła jakiegoś mężczyznę, który miał tatuaż na ramieniu.
Smok.. znała ten tatuaż... tą budowę ciała, te blond włosy...
-Sebastian.. - wyszeptała, a gdy mężczyzna kierował się do wyjścia chciała za nim pobiec.
Zrobiła krok, ale potknęła się o własne nogi i znów musiał interweniować Michael.
-Nigdzie nie idziesz. Jesteś zlana na maksa. Twoi starzy mnie zabiją... - jęknęła desperacko Katey.
-Tam był Sebastian... - zaczęła z niedowierzaniem, a alkohol nieco wyparował.
Na pewno nie.
Zdawało jej się.
A może to on zabił Davida?
-Dobra śpisz u mnie. - odparła w końcu, a Michael uśmiechnął się lekko.
-Odwiozę was kociaki.






A więc jest i notka!
Mam nadzieje, że się podoba, dziękuje za każdy komentarz to bardzo motywuje!
Myślałam, że się nie wyrobie, ale jednak! UFFF :)
A NO I JESZCZE JEDNO :
Aleksandra Migdalska - Wszystko najlepszego! Mam nadzieje, że taki "prezent" też ci się spodobał.
 Życzę ci dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia w życiu no i miłości! Dzięki, za dużo komentarzy! :))

Pozdrawiam misiaki i udanego weekendu! <3





sobota, 13 września 2014

Uprowadzona XVII



Śmiertelnie znudzeni w niebie

osamotni w piekle.

A tylko chcemy być sobą.

Jesteśmy Upadłymi Aniołami.



~ cztery tygodnie później. 




-Więc zapytam cię jeszcze raz. Czy czujesz coś do pana "X"? - kobieta w blond włosach mogła mieć maksymalnie 30 lat. W ręku trzymała niebieski długopis, a na ogromnym biurku położyła duży notes w którym czasem coś bazgrała. Na nosie miała założone okulary, co dodawało jej powagi. 
Ubrana była w elegancką czarną za kolana spódnicę, białą koszulę z kołnierzykiem i do tego starannie upięty kok z równym przedziałkiem na czubku głowy. Lidia powstrzymała śmiech. 
-Pragnę go. - odparła prowokacyjnie z głupim uśmiechem unosząc do góry brew.
Kobieta spojrzała na nią już z lekką irytacją. 
Jej praca była na prawdę trudna, ale ta dziewczyna wyglądała jakby miała z tego wszystkiego ubaw.
-Dlaczego? Co jest w nim takiego pociągającego, czego nie ma inny facet? - dopytywała kobieta patrząc na siedzącą na przeciw dziewczynę. Jej włosy były na końcach kręcone, a sama sprawiała wrażenie jakby dopiero co wstała. Miała na sobie czarny sweterek z lekkim dekoltem, a jej twarz przybrała bardziej figlarny wyraz.
-No cóż. Zacznijmy od jego boskości. Niczym anioł. 
-Jego czyny nie są anielskie, Lidio.
-Być może, ale to jest jeszcze bardziej podniecające - mruknęła z uśmiechem.
Na prawdę bawiły ją te spotkania. 
-Więc nadal uważasz, że go kochasz? - Lidia spoważniała nieco pochylając się w stronę kobiety.
-Kocham i nie mogę przestać.
Kobieta westchnęła odkładając długopis na bok.
-Dobrze, zaczniemy od początku. Zostałaś porwana, prawie pół roku. Nie chcesz powiedzieć policji kim jest osoba, która cię porwała, a mam wrażenie, że doskonale to wiesz, chronisz go i usprawiedliwiasz. Żyłaś z nim kilkanaście tygodni, przywiązałaś się do niego, ale nie Lidio. To nie jest miłość. Na czym polega miłość według ciebie? 
-Na wzajemnym szacunku.
-Widzisz! Czy on cię szanował? 
Lidia zaśmiała się figlarnie. 
-A kto powiedział, że ta miłość była odwzajemniona? 
-To syndrom sztokholmski. Rzadko występuje, ale jak już się pojawia to tak właśnie działa. Zamiast nienawidzić swojego oprawcy, pałasz do niego sympatią. Zupełnie inne uczucie niż na początku, gdy go poznałaś, prawda? - Lidia wzruszyła ramionami zakładając nogę na nogę. 
-Więc co mam zrobić? Narysować go przykleić na ścianie i rzucać nożem? 
-Jeśli to ma ci pomóc, to czemu nie? - Lidia prychnęła pod nosem. 
Irytowała ją już ta rozmowa, a trwała może 20 minut?


Jak rodzice mogli w ogóle zapisać ją na takie spotkania. 
Nie była przecież chora. Choć miała wrażenie, że wszyscy na siłę próbują z niej zrobić wariatkę.
Najgorsze jednak było to, że pomimo tak wielu ludzi, którzy ją otaczali w nikim nie mogła znaleźć oparcia. Westchnęła przeciągle patrząc na kobietę przed sobą.
-Chcesz go znów spotkać? - zadała kolejne pytanie dziewczynie znów powracając do dziwnego pisania w dużym notesie. 
-Chcę. Mam wrażenie, że tylko po to żyje. By znów go zobaczyć.
-Dobrze... więc opisz mi wasze spotkanie. Gdzie, kiedy, jak się zachowujecie. Wszystko co tylko przyjdzie ci do głowy - Lidia zamyśliła się na moment odgarniając pasmo włosów za ucho.
-To na pewno wiosna. W tedy, gdy wszystko budzi się do życia, gdy na drzewach pojawiają się liście, gdy znów latają kolorowe i piękne motyle. Spotykamy się przypadkowo. Właściwie to on obserwował mnie już od dłuższego czasu. Ja jestem zmęczona uśmiechaniem się, jedzeniem, spaniem. Na pewno jadę pociągiem. Nie mam określonego celu, chce znaleźć przygodę, jednak to ona znajduje mnie. 
Wszystko jest dla mnie szare, mam wrażenie, że tonę w swoim smutku i ogarnia mnie żałoba jakby cała moja rodzina umarła. W tedy niespodziewanie ktoś dosiada się do mnie. Nie mam odwagi spojrzeć na nieznaną postać, która nawet nie raczyła zapytać się, czy jest tu wolne. Nie chce z nim rozmawiać chociaż mam wrażenie, że nie jest mi obcy zapach jego drogich perfum. Mam wrażenie, że mężczyzna pochyla się nade mną, a jego ciepłe usta dotykają mojego ucha. W tedy swoim ściszonym głosem mówi mi "Witaj w piekle Lidio. Ponownie". Zdziwiona, jednocześnie zaskoczona odwracam się do niego patrząc w jego oczy. Jego twarz wykrzywia się w cynicznym uśmiechu jaki miał w zwyczaju obdarzać innych. 
Nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. Nie jestem w stanie wypowiedzieć nawet jego imienia. Czuje się jakbym znów dopiero co uczyła się mówić. Jestem spięta, ale jednocześnie szczęśliwa. Chce na niego nakrzyczeć, wyrzucić z siebie ten cały żal, który trzymałam w sercu, ale mi nie pozwala. Całuje mnie mocno i namiętnie wkładając w to wszystkie uczucie, które umiejętnie w sobie ukrywał przez 22 lata swojego życia. Jestem oczarowana tą błogością, mam wrażenie, że mogłabym umrzeć tu i teraz, że opłacało się kochać go przez tyle tygodni... - głos Lidii załamał się w pewnym momencie, gdy to co opowiadała zaczynało rodzić się w jej głowie.
 Ta nadzieja, że jeszcze go zobaczy. Nie miała zamiaru płakać przy tej kobiecie. 
-Starczy - odparła stanowczo patrząc na kobietę w blond włosach.
-Dobrze. Na dzisiaj koniec... Chcę byś na następne spotkanie przygotowała coś co chcesz mu przekazać, może list, może napiszesz o nim jakiś wiersz, może go narysujesz. Zrobisz to? - Lidia wzruszyła ramionami wstając i ubierając na siebie czarny płaszcz.
-Widzimy się za tydzień.
-Taa.. 
Lidia wyszła siadając na krześle obok gabinetu
. Rodzicie zawozili ją i przyjeżdżali po nią, a skoro spotkanie zakończyło się trochę wcześniej musiała na nich poczekać. Mogłaby sama iść do domu, ale wiedziała,
 że jeśli by to uczyniła jej matka dostałaby chyba zawału.

-Niezbyt dobrze wyglądasz - Lidia odwróciła się w bok widząc obok siedzącą rudą dziewczynę. Miała burze loków na głowie i zielone, kocie oczy. 

Lidia prychnęła pod nosem widząc ironiczny uśmiech nieznajomej.
-No proszę to jest nas dwie - odparła brunetka z tym samym uśmiechem. 
Jeszcze kilka miesięcy temu nigdy nie wdawałaby się w takie dyskusje, w szczególności w taki sposób, ale przecież się zmieniła.
Ruda zaśmiała się siadając obok dziewczyny.
-chodzę już tu od pół roku, ale ciebie widzę od dwóch miesięcy. Jestem Katey. 
-Lidia - odparła dziewczyna, ale nie sprawiała wrażenie bardzo zainteresowaną nową znajomością.
-Czasem fajnie mieć znajomego wariata, a ty wyglądasz na normalną laskę - Lidia spojrzała na kobietę z kpiną.
-Bo nie znasz mojej historii. 
-I za pewne jej nie poznam. Rzadko kto zwierza się nowo poznanym osobą - nastolatka uśmiechnęła się szeroko. 
-No, ale ty Katey jesteś wariatką. Więc powiedz mi, dlaczego tutaj chodzisz już od pół roku? - Ruda zaśmiała się odgarniając do tyłu gęste loki.
- W wieku 15 lat miałam przyjaciela, w którym podkochiwałam się od dwóch lat, byłam w nim tak zakochana, że nie zauważyłam jakie miał problemy. Popełnił samobójstwo, a ja znalazłam jego ciało. Podciął sobie żyły. Miał dopiero 17 lat. Po paru spotkaniach u psychologa poznałam faceta.  Super przystojny z grubym portfelem i aroganckim charakterkiem. Cóż, imponował mi do czasu, aż pewnego dnia na chatę wbiła policja oskarżając go o wielokrotne morderstwa i gwałty na kobietach. Miałam być jego kolejną ofiarą, oczywiście tego mi nie powiedział przeklęty dupek. Rok później spotkałam Alexa. Chodziliśmy razem nawet planowaliśmy się pobrać. Dwa miesiące przed weselem oznajmił mi, że jest gejem-masochistą. W końcu poznałam Iana, ma 32 lata i chce bym została jego żoną. Wylądowałam tutaj, gdzie uważają mnie za wariatkę i próbują za wszelką cenę wytłumaczyć, że mój nowy narzeczony nie popełni samobójstwa nie jest gwałcicielem i mordercą, a już na pewno nie gejem masochistą - Lidia uniosła do góry brwi z lekkim zdziwieniem i zaskoczeniem.
-Wow, chyba nie masz szczęścia do facetów - Katey zaśmiała się głośno.
-Przez to doświadczenie jestem trochę stuknięta. Dlatego Ian mnie tu zabiera.
-Twoja historia chyba nie przebije mojej, ale kto wie. 
Ruda wyciągnęła z torebki małą wizytówkę.
-Pracuje w barze przyjdź tam jakbyś miała ochotę na trochę szaleństwa. - Lidia wstała, gdy zobaczyła, że idą rodzice.
-Nie wiem czy skorzystam, ale dzięki no i powodzenia - Katey puściła jej oczko po czym zniknęła za drzwiami gabinetu.

* * * * * * 


-Nel, daj łapkę. Powiedziałam Łapka - mały piesek merdał radośnie ogonkiem wykonując z entuzjazmem polecenia, które dawała jej właścicielka. Lidia zaśmiała się głośno tuląc do piersi pupilka.

-Jesteś cudowna. - suczka zaszczekała głośno liżąc przy tym policzek nastolatki.
Po chwili do pokoju weszła kobieta przynosząc dziewczynie herbatę i ciastka.
-Być może w następnym tygodniu będzie to ostatnie spotkanie u psychologa.
-Super. To mnie pociesza, że jednak nie uważacie mnie za wariatkę.
-Dobrze wiesz, że to nie o to chodzi. 
-Wiem, wiem.

* * * * 


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ.


-Obiecałeś mi, że już nie bierzesz - David spojrzał ze złością na brata, który już od rana gderał niczym matka. 

-Bo nie biorę. człowieku daj mi spokój - warknął warkocz nie zadowolony z tak częstych wizyt Billa.
-Dam ci spokój jak przestaniesz w końcu udawać, że jest w porządku. David powiedz o tym co czujesz.
-Pojebało cię?! Nie masz co robić tylko bawić się w psychologa? Może naślesz na mnie księdza? - David zaśmiał się z kpiną patrząc na Billa.
-A może policje? Co ty na to? Dożywocie będzie ci odpowiadało? W ofercie obiad i nocleg za darmo - mężczyzna uniósł jedną brew do góry zakładając szarą bluzę z kapturem.
-O co ci chodzi?
-Mają cię na celowniku. Dlatego tutaj przychodzę. Nie chce cię stracić David, a mam wrażenie, że zbliża się twój koniec.
-Jestem nieśmiertelny bracie.
-Jezu David do cholery! Przestań sobie żartować, przestać bawić się w boga! 
-Niczego nam nie dał więc to ja jestem bogiem swojego życia, a jak srasz w gacie, że tu przyjadą pieski to wskażę ci drzwi - David zmrużył gniewnie oczy.
Ich dyskusje przerwało natrętne pukanie w drzwi.
Oboje momentalnie zesztywniali. 
David przyłożył wskazujący palec do ust po czym wyciągnął z kieszeni broń.
 Po cichu udał się w stronę drzwi. 


* * * * * 



Lidia spięła swoje długie włosy w wysokiego kucyka po czym pomalowała się lekko. 

Ubrała na siebie obcisłe kremowe rurki do tego czarną tunikę i płaszcz. 
Owinęła się szczelnie szalikiem po czym biorąc torebkę i żegnając się z Nel wsiadła do samochodu na spotkanie.


-Napisałam wierszyk - zaczęła nastolatka patrząc na kobietę siedzącą na przeciw niej.

-Wspaniale! Chciałabym byś się nim podzieliła.

- Moja miłości,
Do ciebie wznoszę każdą modlitwę, każdą tęsknotę
Do ciebie piszę setki listów dziennie
każdy z nich wyrzucam, są nieodpowiednie
Dla ciebie oddycham,
dla ciebie też płaczę
czekam aż przyjedziesz i znów cię zobaczę
Nasz pocałunek, nasze noce tysiące
wciąż przypomnieć dają o sobie
twoje słowa niczym modlitwy w mej głowie
chcę byś do mnie wrócił, czy zapomniałeś już o mnie?
zbliżyłeś się do mnie
pozwoliłeś mi na to
teraz umieram z tęsknoty za tobą
ale Ty jesteś jakby skałą z lodu
Nie dzwonisz, nie piszesz 
nie widuje cię w okolicy
chociaż gdybyś chciał mógłbyś góry przenosić
Więc piszę to by się pożegnać na prawdę
Będzie to trudne, ale dłużej już nie potrafię
I na sam koniec tego głupiego wierszyka
pragnę ci powiedzieć, że ta miłość jest wieczna.

Lidia miała wrażenie, że kobieta patrzy na nią zbyt nachalnie. 

Miała tylko nadzieje, że nie będzie jej dalej chciała leczyć.
-To na prawdę piękne, ale musisz ten list zniszczyć. Potargaj go i wyrzuć do kosza jeśli chcesz patrzeć w przyszłość, jeśli jednak nie przeszkadza ci to, że jest egoistą, że cię zostawił i wie jak cierpisz zachowaj ten list i nadal tkwij w niepewności czy jeszcze go zobaczysz i czy wróci. Nadal miej tą nadzieje, która odbiera ci życie.

Lidia wahała się, ale po chwili przymykając na chwilę oczy przerwała kartkę na pół by po chwili

 wyrzucić do kosza drobne kawałeczki jej wypocin.


Spotkanie skończyło się o wiele szybciej, ale co dziwne jej matka już na nią czekała.

 Była jakaś rozpromieniona i radosna jakby tata dostał podwyżkę, albo wygrała na loterii.
Kobieta jechała radośnie nucąc sobie pod nosem.
-Może to ty powinnaś chodzić na takie spotkania? - mruknęła z ironią dziewczyna patrząc na matkę z niedowierzaniem.
-Muszę ci coś ważnego powiedzieć.
-Co takiego? - zapytała Lidia z lekkim zniecierpliwieniem tą całą zagadką.
-Twój oprawca nazywał się David. - dziewczyna miała wrażenie jakby dostała w twarz. 
Spojrzała zaszokowana na matkę.
-S-skąd wiesz?
-Policja już na niego polowała od dłuższego czasu. Czekała tylko aż zrobi jakiś błąd być może to, że cię oddał pomogło policjantom. Tego nie wiem. Dzisiaj pojechali do jego domu by go na dobre zamknąć. Myślał, że ucieknie. Podczas strzelaniny do której doszło dostał 3 strzały. Ostatni z nich zadecydował o jego śmierci.

Lidia miała wrażenie jakby słowa matki odbijały się echem w jej głowie.

DAVID NIE ŻYJE
DAVID NIE ŻYJE
NIE MA GO
UMARŁ
ON NIE ŻYJE
JEJ DAVID NIE ŻYJE
Zakryła sobie usta ręką czując jak zlewa się łzami. Miała wrażenie, że własnie się dusi.
-Lidia? Wszystko w porządku? - dopiero teraz jej matka nieco spoważniała. a z jej twarzy zniknął zadowolony uśmiech.
-Zatrzymaj samochód! - zawołała z rozpaczą zakrywając twarz rękami.
-Lidia..
-Zatrzymaj do kurwy ten jebany samochód! - jeszcze nigdy chyba nie przeklinała przy rodzicach, ale teraz było jej to wszystko jedno.
Kobieta zahamowała gwałtownie zjeżdżając na bok. 
-To nie może być prawda... on żyje.. to pomyłka... - dziewczyna powtarzała to jakby w jakimś amoku.
-Lidia on sam się dał złapać. Sam się ujawnił.
-Kłamiesz! On by tego nie zrobił! - Nastolatka wybiegła z samochodu udając się nad stary most.
Z ledwością dostrzegała obraz, gdyż słone łzy natrętnie spływały po jej policzkach. 
Złapała się za barierkę mostu patrząc gdzieś w ciemne niebo.
W jej głowie odbijały się słowa Davida "Nigdy nie dam się złapać".
-TCHÓRZ!!!!!!!!!! PRZEKLĘTY TCHÓRZ!!!!!!!! - zawołała głośno z rozpaczą łapiąc się za obolałe serce.
Ta historia nie ma prawa się tak zakończyć.








Bardzo Was przepraszam, że dopiero teraz notka...
Jak wspominałam wiele razy mam problemy z laptopem.
Mam nadzieje, że następna pojawi się za tydzień.
Miałam dzisiaj dodać dwie, ale niestety nie dam rady ;//
Co do tego 27 - dziękuje wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki.
Udało się! Co prawda nie do końca tak jak chciałam, ale najważniejsze, że jest OK.
Bardzo dziękuje za każdy komentarz, który motywuje do dalszego pisania.
Pozdrawiam i udanego weekendu kochani! :*