niedziela, 29 marca 2015

Uprowadzona XXIX

Oh You’re beautiful

Don’t you go

I need you so


Mężczyzna przyłożył jej zimną chusteczkę do nosa, a ona broniąc się ile mogła w końcu poddała się w błogi sen, który zdawał się nie mieć końca. Obudziła się dopiero po około godzinie.
Rozejrzała się niepewnie czując pulsujący ból głowy. Jej ręce były mocno związane.
Leżała na łóżku, a jej usta pokryła gruba, srebrna taśma.
Szarpnęła się chcąc się uwolnić, ale sznury były zbyt mocne.
Panicznie wzrokiem błądziła po pomieszczeniu. Była w jakieś piwnicy.
Przegniłe ściany z mnóstwem zacieków i grzybów w kątach.
Śmierdziało stęchlizną.
Dopiero po chwili szarpania zorientowała się, że ktoś ją obserwuje.
Spojrzała w bok po czym zamarła. Znała tą budowę ciała, te ciemne oczy, masę warkoczyków i diabelski uśmieszek. - Witaj ponownie w piekle Lidio - szepnął ironicznie, a z kieszeni spodni wyciągnął nóż.
Dziewczyna szarpnęła się nerwowo próbując wydać z siebie okrzyk przerażenia, ale taśma doskonale to stłumiła. Jej oczy zaszkliły się.
 Chciała by wrócił, ale dlaczego jego wzrok ją przerażał?
To nie jesteś ty... to tylko sen powtarzała w myślach chcąc się wybudzić z tego koszmaru.

Odetchnęła głęboko i zmrużyła oczy, gdy lampka przy łóżku została przez nią włączona.
Czuła delikatne krople potu na czole, a jej serce szalenie biło.
Nienawidziła takich snów. Nienawidziła tego, że zawsze chciał ją w nich skrzywdzić.

2 tygodnie później.

Stukała długimi, smukłymi palcami o metalowy blat stołu, a jej kocie oczy natarczywie gapiły się na bukiecik sztucznych kwiatów postawiony na samym środku okrągłego stolika.
Cicha muzyka lecąca w lokalu powodowała stan melancholii i natłoku myśli.
Westchnęła głośno wyjmując z czarnego kubka piramidową, czerwoną saszetkę i położyła ją obok na mały talerzyk. Do jej nozdrzy dotarł słodki zapach dzikiej róży.
Oblizała suche usta wyciągając w stronę napoju prawą dłoń, ale powstrzymała się w ostatniej chwili gdy usłyszała  szelest, a przed nią pojawiła się dziewczyna, która ze zmęczeniem opadła na krzesło na przeciwko i głośno westchnęła.
Katey uniosła do góry jedną brew przyglądając się z nieukrywaną ciekawością,
 gdy dziewczyna zdjęła ciemne okulary.
 Jej włosy były w całkowitym nieładzie, wyglądała jakby co najmniej wstała z łóżka.
Ciemne oczy były opuchnięte, czerwone i małe.
Pod nimi miała lekkie wory sugerujące nieprzespane noce.
Skóra na twarzy była nienaturalnie blada, a usta sine.
Jej twarz wyrażała niepokój, a oczy nieprzerwanie rozglądały się na boki.
- Lidia w porządku? - ruda odgarnęła pukiel kręconych włosów do tyłu pochylając się nad dziewczyną.
Nastolatka dopiero po chwili zatrzymała wzrok na kobiecie.
Wzruszyła ramionami oddychając głęboko.
- To uczucie jest straszne... jestem przerażona. - odparła w końcu z przejęciem.
Katey prychnęła na te słowa patrząc na dziewczynę.
 - Jestem tego świadoma inaczej chyba nie przyjęłabyś tego zaproszenia. Co cię przeraża?
- Jak wyglądam? - zignorowała pytanie rudej patrząc na nią z nadzieją.
Katey westchnęła nie rozumiejąc z tego zupełnie nic.
Ponownie stukała palcami o blat stołu. -Jakbyś była chora.
Lidia jęknęła głośno znów nerwowo rozglądając się na boki.
- Ja... na prawdę jestem chora. Chyba oszalałam! - kobieta zmarszczyła brwi dopiero po chwili dotarł do niej sens jej słów. Od razu zareagowała łapiąc ją za rękę i ściskając lekko.
- Nie w tym sensie, Lidia. Wyglądasz jakbyś była przeziębiona, nie szalona.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.
- Boję się...
Katey spojrzała na nią marszcząc brwi.
Pochyliła się nad nią bardziej patrząc z niepokojem.
- Co się dzieje? Ktoś zrobił ci krzywdę? - Lidia zacisnęła usta, a jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- Ona mnie obserwuje. Czeka tylko na dobry moment - ruda była coraz bardziej przerażona i coraz więcej nie rozumiała tego co mówiła nastolatka.
- Lidia do cholery kto cię obserwuje? - jej głos wydał się już zirytowany tą słowną gierką.
Nastolatka spojrzała na nią po czym cicho wyszeptała - Śmierć...

Katey wypuściła ze świstem powietrze opadając na drewniane krzesło w kawiarni.
Twarde drewno boleśnie wbijało jej się w plecy.
- Wstawaj. Przejedziemy się - mruknęła dopiero po chwili wyczekująco patrząc na nastolatkę.
Lidia podniosła się wolno zasuwając krzesło, które zrobiło lekki hałas w pomieszczeniu.
Katey wyciągnęła z czarnej torebki paczkę papierosów po czym podała jednego dziewczynie i wyjęła z kieszeni obcisłych jeansów czerwoną zapalniczkę.
Lidia nie zaprotestowała.
 Od razu przyjęła "podarunek" odpalając szlugę.
Zaciągnęła się dosyć mocno, a dym przyjemnie drażnił jej płuca i przełyk.
Katey otworzyła drzwiczki białego Mercedesa gestem pokazując by wsiadła.
Uchyliła z obu stron okna by czasem nie zatruły się smrodem papierosa.
Lidia założyła ponownie ciemne okulary, gdy z jej oczu poleciało kilka łez.
- Powiedz mi co się dzieje.
- Ktoś trzy dni temu wysłał mi to - mruknęła dopiero po chwili wyciągając z torebki złoty naszyjnik.
Ruda uniosła do góry brew skręcając w jakąś uliczkę.
- No i? Jest ładny.
Lidia prychnęła tą odpowiedzią. - Ładny i zabójczy.
- A nie możesz mieć po prostu cichego wielbiciela, któremu się podobasz?
- To na pewno Sebastian. Chce mnie zabić!
Katey po chwili zahamowała spoglądając na dziewczynę.
- Nie uważasz, że popadasz w lekką paranoje?
- Dwa tygodnie temu dostałam sukienkę. Czerwoną, intensywny zapach. Wiem, że to mógł być przypadek z tym naszyjnikiem, ale dałabym sobie rękę uciąć, że już gdzieś go widziałam. Mam wrażenie, że on chce bym zwariowała.
- Może ktoś robi sobie z ciebie żarty? Przecież szukali cię twoi rodzice byli nawet w telewizji.
Lidia prychnęła. - Ale żadna osoba nie zna tej historii tak bardzo jak ja.
Katey przez moment zastanawiała się czy aby czasem na prawdę paranoja Lidii wynika z jakiegoś późnego działania szoku przez to, że została porwana.
Przecież nie miała kontaktu ze światem oprócz z tymi psycholami, którzy ją zgarnęli.
Westchnęła głośno po czym wyłączyła silnik wyjmując od razu kluczyki ze stacyjki.
- Okej. Zacznijmy od samego początku. Kto znał tą historię? Kto w niej uczestniczył?
Lidia zamyśliła się na chwilę. -Mój oprawca, Sebastian, jego brat... ich ludzie...
- Mieli swoich ludzi?
- Tak, mieli ochronę. Pilnowali mnie bym nie zwiała.
- Pamiętasz ich twarze? Coś charakterystycznego?
- Nie wiem, cholera.
- Lidia to ważne. Skup się. Czy jest jakaś osoba, która nienawidzi cię?
- No przecież mówię, że Sebastian.
- A oprócz niego jest ktoś jeszcze? - Lidia spojrzała z niedowierzaniem na Katey.
- Nic nie przychodzi mi do głowy. Nicole nie żyje... z resztą nawet mnie nie znała. Tylko on...

Każdy powiew wiatru, każdy szelest
Powoduje, że popadasz w obsesje.
Czujesz się obserwowana.
Ale nie wiesz przez kogo.
Nie wiesz czym mu zawiniłaś
I dlaczego akurat Ty stałaś się jego celem.


- Ta osoba wie co robię, gdzie chodzę. Wyprzeda fakty nim się wydarzą. Jest jakby... - Lidia zawahała się, gdy przypomniała sobie o nim.
-Jak to?
- Jak bóg. - odparła cicho. Nie chciała używać tego określenia, gdyż tylko David nazywał się "bogiem".
Nikt inny nie mógł się tak nazwać. Katey milczała. Nie wiedziała właściwie co powinna powiedzieć by uspokoić dziewczynę. Sprawa wyglądała na poważną, jednak chyba nie było sensu zgłaszać tego na policję.
Dopóki jej "wielbiciel" nie wysłał jej jakiś zwłok lub listu z pogróżkami nie jest to rozpatrzone jako przestępstwo. Nie była do końca pewna czy Lidia nie wyolbrzymia pewnych spraw, w końcu ma siedemnaście lat i była więziona to, że wcześniej przyjęła to ze spokojem, że jest już wolna nie oznacza wcale, że jej podświadomość też do tego przywykła.
 Do życia bez tych intryg.
- Co zrobiłaś z tą sukienką? - zapytała po chwili odwracając głowę w stronę brunetki.
Lidia wyrzuciła papierosa przez okno.
- Założyłam ją.
Oczy rudej rozszerzyły się nienaturalnie.
 - Co kurwa zrobiłaś?!
Nastolatka westchnęła jakby niezadowolona z faktu, że musiała jej mówić wszystko od początku.
- Założyłam. - powtórzyła głośnej.
- Zrozumiałam za pierwszym razem - warknęła Katey oddychając głębiej.
- Po prostu... tata miał w pracy jakiś bankiet wiec musiałam iść z nimi, nie miałam żadnej sukni więc założyłam tą, którą mi ktoś wysłał. Pasowała idealnie. W środku pudełka, w którym była ta sukienka znajdowała się kartka.
- Co na niej było napisane?
- Dzisiaj pod niebem pełnym gwiazd, w czerwonej sukni zobaczyć cię chcę. Nie chowaj się przede mną ja wszędzie znajdę cię - Katey uniosła wysoko brwi.
Nie wiedziała co ją bardziej zaskoczyło, że Lidia zna to na pamięć czy treść tej karteczki.
- Ta osoba wiedziała, że pójdę na ten bankiet. Dlatego wysłała tą sukienkę, ale gdy byłam u Davida.. pozwolił mi spalić taką samą suknię od mojej siostry... ona nawet pachniała jak tamta, ja...
- Czekaj. Nie bardzo rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że suknia od twojej starszej, zmarłej siostry, którą spaliłaś za zgodą Davida wróciła do ciebie?! I na dodatek założyłaś ją na siebie?! - tym razem Lidia prychnęła słysząc przerażenie w głosie kobiety.
- To jeszcze nic. Gdy byłam już na tej imprezie poszłam do łazienki. W tedy mama upomniała mnie niby żartem,że miałam iść do łazienki a nie flirtować z kelnerem.
- Rozumiem, że nie gadałaś z żadnym kelnerem? - Katey spojrzała na nią niepewnie, a w jej zielonych oczach można było zobaczyć błaganie, które prosiło by jednak zagadała do obsługi.
Lidia pokiwała przecząco głową.
- Z nikim nie rozmawiałam... to było bardzo dziwne i w tedy zobaczyłam przez ułamek sekundy kobietę... miała czerwoną suknię. Pobiegłam za nią i wyszłam na dwór, on tam był...
- Lidia, kto tam był?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. - Borys.

*****
Nie widziała prawnie nic, gdyż z jej oczu leciały nieprzerwanie łzy powodując, że czarny tusz do rzęs rozmazywał się i boleśnie szczypał jej oczy. 
Czuła tylko ciepłą dłoń na nadgarstku, która ciągnęła ją w nieznanym kierunku. 
Jej ramiona trzęsły się od szlochu, a serce wyznaczyło sobie nienaturalnie szybki rytm. 
Miała wrażenie, że idą bardzo długo, właściwie to lecą, bo ledwo za nim nadążyła. 
Dwa razy z trudem utrzymała równowagę, bo szpilki które miała na sobie były bardzo niewygodne. 
W końcu zatrzymał się gwałtownie i oparł ją o zimny murek trzymając mocno za ramiona.
Na jej ciele pojawiły się dreszcze, gdy skóra dotknęła zimnej powierzchni.
Jej oczy były szeroko otwarte, usta rozchylone, a twarz wykrzywiła się w zdumieniu. 
Na pierwszy rzut oka kompletnie go nie poznała.
 Miał ścięte włosy w kolorze blond, wygolony z obu stron nie miał ani grama makijażu na sobie i obcisłe ciuchy też zniknęły. 

Lidia zacisnęła usta w cienką linijkę po czym wzięła zamach uderzyła mężczyznę otwartą dłonią. 
Bill spojrzał na nią ze zdziwieniem trzymając się za pulsujące miejsce.
- Zwariowałeś?! Myślałam, że to Sebastian kogoś na mnie wysłał! - zawołała ze złością. 
Tylko przez chwilę była pewna siebie, bo znów rozpłakała się na dobre osuwając się po ścianie. Kucnęła wplatając palce we włosy i głośno szlochając. Bill westchnął podchodząc do niej bliżej i odgarnął niepewnie kosmyk jej włosów za ucho. 
Lidia w tedy odważyła się na niego spojrzeć. Jego oczy były takie same jak Davida. 
W końcu był jego bliźniakiem. Dlaczego on tutaj przyszedł?! 
- Dlaczego nie przyszedłeś z Davidem? - zapytała dopiero po chwili z drżącym głosem. 
Bill wypuścił ze świstem powietrze oddychając głęboko.
- Posłuchaj mała...
- Co u was? David pewnie...
- David nie żyje - przerwał jej. Zapanowała cisza, która zdawała się nie mieć końca.
Słychać było tylko jej przerywany oddech.
Lidia patrzyła na niego z niezrozumieniem. 
Bill przymknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył dziewczyna znów zaczęła płakać.
- Powiedz, że to żart! Powiedz do cholery, że on nie umarł, że się ukrywa! - krzyczała wpadając w jakąś histerię. 
Bill złapał ją mocno za nadgarstek po czym dźwignął ją do góry i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Poczuła intensywny zapach wody kolońskiej. 
Zamknęła oczy rozkoszując się ciepłem, które jej nagle dał.
Załkała głośno ściskając jego czarną koszulkę. 
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek okaże jej trochę sympatii zwłaszcza, że to on ją uświadamiał w przekonaniu, że David w końcu ją zabije.
 A teraz?

Teraz ją przytulał, głaszcząc uspokajająco jej włosy i plecy. 

- Chciałbym powiedzieć, że mam jeszcze brata, ale nie mogę... - szepnął dopiero po chwili po czym chwycił ją za ramiona oddalając od siebie by móc spojrzeć w jej rozpłakane oczy. 
Lidia pociągnęła nosem.
 - Powiedzieli, że nie żyje. Myślałam, że zrobili to celowo. Na początku w to uwierzyłam, ale potem dostawałam wiadomości od Sebastiana i w dodatku ta suknia, którą mam na sobie.. - mówiła cała roztrzęsiona na jednym tchu i gorączkowo gestykulowała. 
- Wiedziałem, że skądś znam tą sukienkę - mruknął spokojnie, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, gdy wspomnienie Nicole na chwilę wróciło.
- Ty mi to wysłałeś? Tą głupią kołysankę o tym, że sułtan porzucił swoją lalkę?! 
Bill ze zdziwieniem uniósł brwi.
 - Jaką kołysankę do cholery?! Lidia nie mam siedmiu lat by wysyłać ci jakieś kołysanki.
- Więc kto ją wysłał? - zapytała z lekką irytacją, ale nieco spokojniej.
 Była już zmęczona i Sebastianem i tajemniczą osobą, która chciała by oszalała. 
Mężczyzna wzruszył ramionami.
 - Nie wiem, ale dobrze ci w tej sukience. - dodał po chwili.
Nastolatka wytarła ręką resztki łez po czym zmrużyła oczy patrząc na niego ze zdenerwowaniem. 
- Oh zwłaszcza, że osobiście ją spaliłam, co?! - Bill prychnął drapiąc się po głowie. 
 - Ironiczna niczym Nicole - mruknął, a twarz wykrzywiła się w cynicznym uśmiechu.
Lidia spojrzała na niego z politowaniem.
 Dopiero teraz mogła racjonalnie myśleć i przyzwyczaiła się do świadomości, 
że stoi przed nią Borys. 
- Chcesz mnie zabić? - zapytała odsuwając się do tyłu.

Mężczyzna wybuchnął śmiechem patrząc na nią z politowaniem. 

- Jaja sobie robisz? Dlaczego miałbym cię chcieć zabić?
- Odkąd twój brat mnie porwał wszyscy chcą mojej śmierci. Co cię tu sprowadza skoro nie chęć poderżnięcia mi gardła? 
- Chciałem sprawdzić czy wszystko okej. Poza tym wiem, że Sebastian cię prześladuje. Chcę go złapać i zemścić się za to wszystko co zrobił Davidowi. 
Lidia spojrzała na niego ze smutkiem. 
Ciągle płakała, że sobie nie poradzi bez Davida, a jak miał sobie jego brat poradzić? 
Na dodatek brat bliźniak? Przecież stracił rodziców, teraz brata...
- Jak zginął? - wiedziała, że jeśli tego pytania nie zada wciąż nie będzie w stanie uwolnić się od tej chorej miłości. Billa twarz wykrzywiła się w grymasie jakby samo wspomnienie wywoływało w nim na nowo to okropne uczucie pustki, którą niegdyś wypełniał warkocz.
- Policja go ścigała. Wpadł w poślizg i zginął na miejscu. Auto spłonęło. Właściwie on też, ale go rozpoznali po tatuażu. Polowali na niego, mówiłem mu to tyle razy, ale ten idiota niczym się nie przejmował. Był bogiem w swoim życiu, a to życie go wyruchało.
-Stąd ta zmiana wizerunku? Ciebie też szukają? 
Borys prychnął.
 - Prawie nikogo nie zabiłem, ani nie porwałem. Jestem teoretycznie czysty, ale to, że jestem bratem jednego z najbardziej niebezpiecznych morderców aż przyciąga pieski nie uważasz? 
-Przykro mi Bill. Wiem, że jest ci ciężko. 
- Nie, nie wiesz jak mi jest. Tyle razy mówiłem mu, żeby się ogarnął, że życie nie kończy się na tej szmacie, na Sebastianie, na jebanych rodzicach, że życie nie kończy się na.. tobie. Ale on był egoistą. Tak samo jak Nicole. Nie widzę między nimi żadnej różnicy. - głos mężczyzny przepełniony był żalem i złością.
- Nie mów tak! - zawołała Lidia patrząc w jego ciemne tęczówki. - David nie jest taki jak ona! 
-Właśnie, że jest! - warknął po czym zbliżył się do dziewczyny. 
Lidia zrobiła krok w tył znów uderzając lekko w ścianę. 
-David to pierdolony egoista. Rozkochał cię w sobie, a potem zostawił niczym zabawkę. Nigdy nie pomyślał co ja czuję, nigdy nie przyszło mu do głowy, że jest dla mnie ważny, że go kurwa kocham! Wolał ignorować wszystkich, brać z życia to co najlepsze, a potem bezczelnie odejść! Czy to jest wystarczająco dobry argument by stwierdzić, że David Moris jest pierdolonym egoistą?! - Lidia przymknęła oczy, gdy znów się zaszkliły. Cokolwiek Bill jej nie wykrzyczał miał racje. 
-Nie wiem Bill. Nie mam pojęcia nawet co się dzieje. Jeszcze niedawno byłam zwyczajną, nudną nastolatką z masą problemów i nauki na głowie, a teraz... teraz nawet nie wiem kim jestem. Wszystko w co wierzyłam zostało mi odebrane, rozumiesz?! Wierzyłam w Boga tylko po to by zrozumieć, że go nie ma! Modliłam się o niego prosząc o coś co odmieni moje życie na lepsze. A tymczasem sprawił, że przestałam wierzyć w jego istnienie.  Trwając przy boku twojego brata dzień w dzień powtarzałam sobie do upadłego, że to przetrwam, że cokolwiek mi zrobi to mnie nie złamie! Ale im dłużej to sobie wmawiałam tym bardziej nie rozumiałam dlaczego złość i  rozpacz znika.. zupełnie inaczej zaczęłam na niego patrzeć! Jak mogłam dopuścić się tego, by zakochać się w kimś takim jak on?! Skrzywdził mnie, upokorzył, poniżył, a ja tak po prostu się w nim zakochałam! Może to ze mną jest coś nie tak?! 
Powinnam się brzydzić samej siebie! Jestem okropna. To ja jestem egoistką Bill. Gdy rodzice mnie szukali, gdy płakali wołając moje imię ja wolałam tego nie słyszeć. Uparcie prosiłam w myślach, żeby mnie nigdy nie znaleźli. Chciałam trwać do końca przy boku Davida. - dokończyła oddychając ciężko. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek powie coś takiego na głos, ale gdy już zaczęła mówić to samo nagle przyszło. 
Musiała to w końcu wykrzyczeć. Zbyt długo trzymała w sobie tą gorycz. 
- Lidia...
- Wiesz jak trudno było mi się pozbierać po tym jak mnie "oddał"? Jak policja wypytywała mnie o różne rzeczy, chciała zbadać. Wiesz jak trudno patrzeć mi w oczy mamie i powtarzać nieustannie, że nigdy nie uprawiałam seksu z osobą, która mnie porwała? Wiesz jak ciężko było mi chodzić do psychologa, który uparcie wmawiał mi, że to nie jest miłość? Jak ciężko mi patrzeć na innego mężczyznę, gdy nie ma ciemnych i długich warkoczyków? Gdy nie ma tak przerażająco smutnych i jednocześnie pięknych oczu? Gdy jego usta nie zdobi srebrny kolczyk? Gdy nie nosi za dużych ubrań, gdy jest po prostu... zwyczajny? 
Borys oblizał suche usta wypuszczając ze świstem powietrze.
 Właściwie nie do końca wiedział po co tutaj przyszedł. 
Co prawda chciał wiedzieć co u dziewczyny, ale nie planował rozmowy z nią. 
Wszystko zaczęło się komplikować...

- Zamknij już ten rozdział w życiu. Go już nie ma. Jesteś młoda i piękna... zasługujesz na szczęście. 
- Bill, ale ja siebie nienawidzę! - zawołała ze złością łapiąc się za czoło.
Nawet nie odczuwała zimna marcowego powietrza. 
- Nie masz prawa tak mówić! Nie masz prawa mówić, że już przestałaś wierzyć! 
- Bill ja..
- To ty byłaś jego wiarą! - tym razem to on wybuchł. 
Lidia drgnęła na te słowa patrząc z niedowierzaniem na blondyna.
- Dzięki tobie on zwolnił! Ty dałaś mi nadzieje, że tamten David wróci! Byłaś jedyną dobrą osobą jaką kiedykolwiek spotkaliśmy w życiu, rozumiesz?! Tylko ty byłaś w stanie zobaczyć w nim dobro choć inny skreślali go już na starcie! Więc teraz nie masz prawa mówić, że nie wierzysz! Że się nienawidzisz! Nie możesz być taka jak ona! Nie możesz tracić wiary prze którą David choć na chwilę stał się dobry! Nie możesz wyciszyć tych cech dzięki którym znów poczułem, że mam brata.... - dokończył.
-On mnie nigdy nie kochał... - warknęła ze złością i wyminęła go. 
Roztarła nagie ramiona dopiero teraz odczuwając lekki podmuch wiatru.
 Bill prychnął kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Masz co do tego jakieś wątpliwości? 
- Bill nie żartuj sobie ze mnie. Gdyby mnie kochał to...
- To co Lidia? Zabiłby cię, bo o to w tym chodziło? A może żyłabyś jak on czekając tylko aż złapie was policja? Albo wzięlibyście ślub i żyli długo i szczęśliwie? To nie ta bajka. 
- Więc to nazywał miłością? Nie znam dokładniej definicji tego słowa, ale nie wydaje mi się, że o to w niej chodzi. By podejmować za dwojga decyzję. To trochę samolubne. 
- A co miał zrobić? Widział w tobie dobro, nie chciał byś upadła z nim. To cię niszczyło Lidia. On nie chciał cię zniszczyć. Nie chciał by jego wady stały się twoimi, byś przejęła jego nawyki, jego życie... byś poszła z nim na dno. 
- Po prostu... Brakuje mi go - odparła cicho odgarniając kosmyk włosów do tyłu.
Bill westchnął. - Musisz o nim zapomnieć. Powinnaś wyjechać. Odpocząć od tego. 
- A co z tobą? Co teraz? 
- Jeszcze dzisiaj opuszczam kraj. Może wyjadę do Paryża. Zawsze lubiłem teatry tam choć żabie udka mnie nie przekonują - oboje się zaśmiali. 
- Dziękuje Bill. Nie musiałeś tutaj przychodzić, a mimo to się pojawiłeś. 
Mężczyzna uśmiechnął się. - Żegnaj - Lidia patrzyła jak mężczyzna obraca się i idzie w innym kierunku. Jeszcze chwilę się uśmiechała, ale chwila radości zniknęła, gdy uświadomiła sobie, że to już koniec. DEFINITYWNY koniec historii z tymi braćmi. 
Oni już odeszli. Jedni dosłownie, drudzy tylko w przenośni. 
-Nie chcę... - szepnęła cicho do siebie po czym pobiegła w jego stronę. 
Złapała go za rękę odwracając tym samym do siebie.
 Bill uniósł brwi ze zdziwienia.
 - Lidia?
- Jesteś do niego podobny... Tak bardzo mi go przypominasz... masz nawet takie same usta... - mówiła z rozpaczą uważnie na niego patrząc. 
Bill nie czuł się pewnie w tej sytuacji.
Miał wrażenie, że dziewczyna chce by go zastąpił.
-Powinienem...
- Powinieneś zostawić mi swój numer telefonu. 
- Lidia, ale...
- Jestem pewna, że tylko tym sposobem jestem w stanie przypomnieć sobie kim byłam, w co wierzyłam. Obiecuje, że nigdy nie zadzwonię, nie napiszę... ale gdy będę mieć twój numer będę miała wrażenie, że jesteś ze mną... że David jest ze mną... - dokończyła niepewnie jakby obawiając się jego reakcji. Bill spojrzał na nią zagryzając dolną wargę. 
Przez moment miała wrażenie, że odmówi, że po prostu odejdzie i ją zostawi. 
- Daj telefon - powiedział dopiero po chwili wbrew temu co sobie obiecał.
Lidia w tym momencie  zorientowała się, że został w restauracji.
- Nie mam go przy sobie... ale mogę po niego wrócić poczekaj chwilę ja.. - zaczęła z niepokojem, że się rozmyśli.
- Nie mogę czekać. Muszę lecieć. Podaj mi swój poślę ci sygnał i będziesz miała mój numer.
- Spokojnie - dodał z lekkim rozbawieniem widząc jak się przejęła tym, że może nie mieć tych paru cyferek w telefonie.
 - Do zobaczenia - mruknęła cicho patrząc w jego błyszczące tęczówki.
 Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 
- Na prawdę wyglądasz jak ona - szepnął z szerokim uśmiechem po czym odwrócił się wsiadając do czarnego samochodu, który właśnie podjechał obok.

* * * ** 

- Skoro Borys czy tam Bill powiedział, że wszystko załatwi nie wiem czym się martwisz. - mruknęła cicho Katey patrząc z troską na dziewczynę.
- Co jeśli nie udało mu się zabić Sebastiana?
- Ale czy to ma sens? Przecież gdyby chciał już dawno byłabyś martwa. Wciąż żyjesz.
- Go to bawi. Bawi go to, że się boje. 
- Zróbmy tak, że jeśli to się powtórzy pójdziesz do psychologa. Nie twierdzę, że jesteś szalona, bo na pewno nie jesteś, ale potrzebujesz rozmowy z osobą, która jest doświadczona, ok? - Lidia pokiwała na zgodę głową oddychając głęboko. Rozmowa z Katey uspokoiła ją nieco.
- Chcę by było jak dawniej - dodała ruda cicho. 
Lidia uniosła brwi do góry patrząc z powagą na kobietę. 
Po chwili zaśmiała się cicho kręcąc z politowaniem głową. 
- Jesteś wredną arogantką, ale kocham cię i też chce nadal się z tobą przyjaźnić - odparła w końcu. 
Ruda odetchnęła jakby z ulgą po czym przyciągnęła do siebie dziewczynę tuląc ją do siebie. 
Lidia odwzajemniła uścisk.
- Już nigdy więcej tajemnic. Dziękuje, że mi wybaczyłaś. 
- A co z Michaelem? Od czasu, gdy poszłam nie miałam z nim kontaktu... - głos Lidii wydał się niepewny, a ona przez chwilę poczuła wyrzuty sumienia, że tak się zachowała.
Katey westchnęła.
 - Dzisiaj, albo jutro go wypuszczą. Potem... potem się zobaczy. 
Widać dla rudej to też nie był łatwy temat tym bardziej, że znała go już dość długo.
Nastolatka pokiwała na zgodę głową. - Powinnam już wracać.
- Ok, odwiozę cię, ale gdyby cokolwiek się działo masz mi mówić jasne?
- Tak jest! 

* * * 

Ułożyła ręce jak do modlitwy opuszczając lekko głowę w dół. 
Miała dosyć tego wszystkiego. 
Bill ma racje ona musi wyjechać. Inaczej wszystko będzie jej przypominać o nim.
 Skoro on też wyjeżdża, bo sobie z tym nie radzi, z jego śmiercią, ona musi zrobić to samo.
Musi żyć na nowo. 
Ale zanim wyjedzie najpierw będzie z Michaelem. 
W jakiś dziwny sposób jest nim zauroczona.
 Nie może wyjechać wiedząc, że jego życie jest na bardzo płytkim lodzie.
 Westchnęła spoglądając na swoją mamę.
- Wyjedziemy stąd mamo. Wyjedźmy do innego kraju - odparła cicho patrząc na kobietę, która zmywała naczynia. Zakręciła wodę wycierając mokre ręce o leżącą na kuchennym blacie szmatkę.
 - Co?
- Zróbmy sobie wakacje. Może na miesiąc, może na rok. Po prostu nie mogę tutaj dłużej być. 
Kobieta westchnęła.
 - Porozmawiam z ojcem. Może będzie mógł pracować w innym kraju. 
Lidia uśmiechnęła się lekko. - Ale jeszcze nie teraz. Teraz muszę być szczęśliwa - odparła po czym wyminęła matkę udając się do góry.
 Nel leżała zwinięta w małą kulkę na łóżku i najwyraźniej właśnie spała. 
Dziewczyna zaśmiała się na ten widok. - Może zmienię ci imię? - zapytała cicho. 
Skoro David na prawdę umarł nie może jeszcze bardziej dobijać się przez to.
Jej telefon zawibrował. 
Spojrzała zaciekawiona na mały ekranik czytając wiadomość od nieznajomego numeru. 

Otwórz drzwi. 
Na początku nie zrozumiała treści tej wiadomości, ale gdy usłyszała dzwonek do drzwi drgnęła czując nieprzyjemne dreszcze. 
Przełknęła nerwowo ślinę, a jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
Wybiegła z pokoju udając się na dół.
- Nie otwieraj mamo! - zawołała z rozpaczą. 
Zahamowała gwałtownie prawie wywalając się, gdy zobaczyła uchylone wejściowe drzwi przy których stał on. 



- Michael... - wyszeptała zalewając się łzami. Kamień z jej serca nagle spadł.
- Lidia wszystko dobrze? - zapytała ze zdziwieniem kobieta wyczuwając stres córki.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Wyminęła matkę po czym przytuliła się do mężczyzny głośno szlochając.
- Kocham cię. Nigdy więcej cię nie zostawię - mówiła z rozpaczą obejmując go w pasie i tuląc się do niego bardzo mocno. Michael uniósł ze zdziwienia brwi, ale odwzajemnił ten uścisk. 

_________________________________________________________


Wreszcie napisałam ufff.
Ostatnio kiepsko jest u mnie z weną stąd te opóźnienia.
Dziękuje wam za cierpliwość i za komentarze.
:)
Jesteście wspaniali. Pozdrawiam kochani!!


piątek, 6 marca 2015

Uprowadzona XXVIII


So love me like you doTouch me like you doWhat are you waiting for?



Na ulicach pojawiły się małe kropelki deszczu, które spływały po szybach budynku.
Słońce już dawno schowało się za kotarą gestych, ciemnych chmur.
Uwielbiała taką pogodę, uwielbiała ten zapach nadchodzącej wiosny.

Odchrząknęła znacząco po czym odpięła pasy.
 Jej ciemne tęczówki niepewnie wpatrywały się w kobietę obok.
Wyglądała na bardziej przejętą od swojej córki, ale była równie milczącą jak ona.

-Las - odparła w końcu kobieta wyłączając silnik pojazdu.
-Samochód - mruknęła szybko Lidia odgarniając włosy do tyłu.
-Szczerość.
 Nastolatka spojrzała na swoją matkę udając zdziwienie.
-To nie zaczyna się na "d".
-A co się zaczyna na literę "d"? - Lidia westchnęła przeciągle.
-David. To imię zaczyna się od tej literki.
Kobieta prychnęła cicho patrząc na córkę z politowaniem. -Nie zdenerwujesz mnie tym.





-Definitywnie go kocham - ciągnęła dalej dziewczyna.
-I dlatego tutaj przyjechałyśmy? Lidia... wiem, że to jest ciężkie i czasem się zastanawiam czy może wszyscy powinniśmy udać się na jakąś rodzinną terapię... albo wyjechać od tego całego gówna... ale wiem, że nie wyjedziesz. Wiem też, że powodem dla którego nie wyjedziesz jest ten prawnik.
-Mamo to nie tak... po prostu na prawdę sądziłam, że to jest to. Że mogę zapomnieć o tej przeszłości, zacząć od nowa, ale ta teraźniejszość nie wydarzyłaby się gdyby nie przeszłość.
-Mam rozumieć, że gdyby... nie twoje porwanie nie poznałabyś Michaela? Lidia do cholery... - kobieta spojrzała przenikliwie na córkę po czym prychnęła z niedowierzaniem kręcąc głową.
-Michael to prawnik... Lidia dlaczego właściwie tak mu na tobie zależało?!
-Na mojej historii mu zależało mamo. - poprawiła ją nastolatka po czym chrząknęła uchylając lekko szybę.
Zdecydowanie zbyt duszno zaczęło się tutaj robić.
-Więc czemu chciałaś bym cię tutaj zawiozła?
-Nie wiem... po prostu... chce z nim porozmawiać.To wszystko. Lepiej już pójdę. Wrócę autobusem.
Kobieta przytrzymała córkę łapiąc ją za nadgarstek i tym samym powodując,
że dziewczyna ponownie opadła na miękkie siedzenie.
-O co chodzi?
-Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym... o twojej siostrze... - mruknęła niepewnie kobieta powodując
 dziwny uścisk w sercu dziewczyny.
Lidia pochyliła się nad kobietą patrząc w jej lekko załzawione oczy.
-Przepraszam mamo...gdy mówiłam, że stała się okropną suką przez was wcale nie miałam
 tego na myśli... po prostu...

-Nie tłumacz się Lidio. Masz prawo nam tego nie wybaczyć. Jednak... skąd o niej wiesz?
Nastolatka zacisnęła usta w cienką linijkę zamykając na chwilę oczy.
Poprawiła się na siedzeniu ponownie odwracając wzrok na swoją matkę.
-Była miłością Davida... - odparła w końcu tak niepewnie jakby nadal zastanawiała się czy dobrze robi dzieląc się tymi informacjami.
Kobieta zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. -Jak to była jego... miłością?

-David nie był złym człowiekiem mamo. To życie go zniszczyło tak samo jak Nicole.
Oboje potrzebowali miłości, oboje chcieli nauczyć się kochać... - jakie dziwne było dla niej uczucie mówić o nim w czasie przeszłym.
A tym bardziej bronić Nicole skoro ona wygrała.

-Lidia znów go usprawiedliwiasz...
-Nie usprawiedliwiam go mamo. Próbuje zrozumieć. Gdybyś nie oddała Nicole może byłaby dobra... może potrafiłaby...
-Popełniłam w życiu dwa największe błędy, których nigdy sobie nie wybaczę. Pierwszy to ten, w którym powierzyłam moją małą córeczkę w ręce obcych ludzi i drugi, w którym pozwoliłam by ktoś wyrządził ci krzywdę.
-On mnie nie skrzywdził. - przerwała jej czując zbierające się łzy.
Nadal mówienie o nim wywoływało w niej tyle bólu.
-Lidia on cię porwał... i w dodatku miał styczność z Nicole... jak on śmiał...
-On ją na prawdę kochał. Nigdy nie czuł się tak jak w tedy, gdy był z nią. Kochał ją całym sercem.
-Ktoś taki nie może kochać prawdziwie... ale skąd to wiesz Lidio? Czy on ci o tym powiedział?
-Nie on, lecz ktoś komu ufał.
-Gdy powiedziałaś, że ona nie żyje... całą noc nie mogłam zasnąć.
-Nie powinnam tak łatwo to mówić. Za to też przepraszam.
-Czy jej śmierć była wypadkiem?
-Najprawdopodobniej tak. Choć czasem mam wrażenie, że zrobiła to świadomie.
Gdy częściej o tym myślę, gdy pozwalam sobie by jej życie stało się moim w wyobraźni... mam wrażenie,
że to samo bym zrobiła.
 Ona była zniszczona przez uczucia.
-Powiedziałaś, że Nicole wyglądała prawie jak ty. Różniłyście się kolorami włosów i charakterem... a teraz mówisz, że była miłością Davida... To dlatego cię porwał?! Bo przypominałaś mu ją?
-Nie wiem mamo...może dlatego pozwolił mi wrócić do domu... nigdy mnie nie skrzywdził, ale nie wiem co było tego powodem. - Lidia czuła się źle, że kłamie, ale nie mogła powiedzieć tak wiele matce. Wystarczająco dużo już powiedziała.
Kobieta zamilkła na chwilę.
-I ona nie umarła przez was mamo. - dodała cicho przypominając sobie jak im to powiedziała.
-Jak to nie przez nas Lidio?! To my ją porzuciliśmy... - głos kobiety załamał się.
-Nie cofniemy już czasu. Po prostu zapomnijmy o tym.
Rodzicielka kiwnęła niepewnie głową.
 -Leć już. Michael na pewno się ucieszy, że cię widzi.
Lidia uśmiechnęła się lekko ubierając czarną kurtkę na siebie.
-Będę wieczorem.


* *

Masz ciarki. Nie znosisz tego miejsca.
Przeraźliwie białe ściany, miliony pomieszczeń i cisza, która zdaje się nigdy nie kończyć.
W tym miejscu zaczyna się życie i często się w nim kończy.
Przeraża cię myśl o tym, że on tutaj zostanie.
Że będziesz mogła go widywać tylko raz dziennie i to przez maksymalnie dwie godziny.
Będziesz widziała jak powoli upada.
I nic nie będziesz mogła z tym zrobić.
Nie jesteś w stanie mu pomóc.
Nikt już nie może mu pomóc.
Nie jesteś na tyle silna by go podnieść, gdy już upadnie.
Anioł stracił swoje skrzydła.


Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka, gdy przemierzała biały korytarz.
Zdawał się nie mieć końca.
Nie znosiła też wind i tylko zmuszając się do tego wsiadła do niej by udać się na trzecie piętro.
Jej serce biło jak oszalałe i z ledwością umiała tutaj trafić.
Na szczęście wokół było kilka pielęgniarek, które umożliwiły jej szybsze dojście w wyznaczone miejsce.
Przełknęła ciężko ślinę opierając się o ścianę przy której były lekko uchylone drzwi.
Nie była pewna czy chce tam wchodzić.
Powtarzała sobie w myślach, że będzie twarda w końcu on nie był przecież bez winy.
Okazał się sukinsynem, a ona mu tak bardzo zaufała.
W końcu przekroczyła próg sali i rozejrzała się niepewnie.
Ściany były ponure białe, na przeciwko szpitalnych łóżek wisiał krzyż.
Obok wielkich łóżek były półki.
-Dzień Dobry - mruknęła cicho do mężczyzny leżącego obok Michaela.
Kiwnął tylko głową po czym wrócił do czytania gazety.
Lidia podeszła bliżej do łóżka na którym leżał mężczyzna.
Miał zamknięte oczy, trzy dniowy zarost, a ręka była nakłuta igłą i plastrem spod której ciągnął się kabelek. Nie była pewna czy przyszła w porę, bo wyglądało na to, że spał.
Usiadła niepewnie na krześle zaraz obok i znów na niego spojrzała zagryzając dolną wargę.

-Przyszłaś - jej serce przyśpieszyło. Spojrzała zaskoczona w stronę prawnika.
Po chwili otworzył oczy, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Nie chciałam cię obudzić - mruknęła cicho zważając na to, że nie byli tutaj sami.
Michael zaśmiał się cicho. -Nie spałem, poznałem twoje perfumy.
Czuła, że się ucieszył z tego spotkania. Widziała to w jego oczach.
-Wygląda strasznie - mruknęła krzywiąc się lekko, a jej wzrok padł na wenflon wbity w nadgarstek mężczyzny.
-Prawie wcale nie boli.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
Nie wiedziała co właściwie mogłaby mu powiedzieć.
Zdecydowanie to był jeden z tych niezręcznych momentów w jej życiu.
Michael spojrzał na nią.
 -W tym liście... napisałem prawdę. Kocham Cię Lidia.
Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy,
 a gdy Michael chwycił ją za rękę odsunęła dłoń nie chcąc jego dotyku.
-Lidia spójrz na mnie... proszę...
Nastolatka dopiero po dłuższej chwili spełniła jego prośbę.
Jego ciemne tęczówki przypominały o tej bolesnej miłości.
-Straciłam bliską mi osobę i nie mogłam się dłuższy czas po tym pozbierać...myślę, że nadal ona ma silny wpływ na mnie. Jeśli stracę ciebie...
-Nie chcę ci niczego obiecywać. Nie chcę mówić, że jest dobrze, że będę miał dzieci. Jestem prawnikiem, Lidio. Nie umiem kłamać, ale...
-Umierasz? - przerwała mu dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Michael nie odpowiedział od razu.
Podniósł się lekko układając wygodniej na dużej, białej poduszce.
Lidia prychnęła żałośnie nerwowo ściskając pasek torebki w rękach.
-Lidia...
-Okazałeś się chamem, rozumiesz?! Wykorzystałeś mnie, a ja tak bardzo ci zaufałam. Czemu nie wyczułam nic dziwnego w tym, że ktoś taki jak TY interesuje się mną? Głupią dziewczyną, która jest rozchwiana emocjonalnie, która jest nic nie warta...
-Lidia przestań do cholery! - głos Michael wydał się nieco ostrzejszy, a jego serce zabolało, gdy usłyszał jakim tonem mówi to dziewczyna.
 Jej głos był przepełniony bólem, żalem i jakby niezrozumieniem wymieszanym na przemian z irytacją.
-Już przestaje. - dokończyła spokojniejszym głosem, gdy po jej policzkach leciały gorzkie łzy.
 -I zapomnę, że kiedykolwiek dla mnie istniałeś, że Katey..
-Katey nie ma z tym nic wspólnego.
-Jasne, bo ona o niczym nie wiedziała. Robiono ze mnie wiele razy już idiotkę i chyba starczy. Jestem już zmęczona.
-Lidia ty nic nie rozumiesz..
-Nie rozumiem i nie chce rozumieć. Niepotrzebnie tutaj przyszłam. - podniosła się z krzesła po czym udała się szybkim krokiem w stronę drzwi.
Stanęła gwałtownie w progu, gdy prawie zderzyła się z jakąś kobietą.
Podniosła wyżej głowę czując uścisk w gardle. Wszędzie poznałaby te zielone, kocie oczy, które natarczywie na nią patrzyły. Lidia uniosła do góry brwi chcąc wyminąć dziewczynę, ale ta zablokowała przejście.
-Lidia pogadajmy...
-Nie mamy o czym. Chcę tylko wiedzieć czy to wszystko co ci mówiłam o Davidzie, Sebastianie i Nicole.. czy ty powtórzyłaś to Michaelowi? - Katey spojrzała na nią jakby z troską.
-Oczywiście, że nie. Gdy pierwszy raz zobaczyłam się na terapii chciałam tej historii, ale potem na prawdę cię polubiłam z resztą Michael też. Jest nam tak strasznie przykro i...

Lidia wyminęła kobietę bez pożegnania nie słuchając już dalej tego co ma do powiedzenia.
Pobiegła korytarzem do windy, a gdy do niej wsiadła rozpłakała się jak mała dziewczynka.




* * * *


Nie była pewna czy dobrze robi. Miała już dosyć płakania.
Ale za każdym razem gdy uświadamiała sobie, że straciła Davida i teraz Michaela czuła ból w sercu i nie mogła go wytłumaczyć. Oczywiście bardziej przywiązała się do Davida,
ale może wszyscy mają racje, że to nie jest miłość. Gdyby mogła tą miłość zastąpić inną.
W końcu przecież Michael wyznał jej miłość.
Gdyby ją przyjęła... może definitywnie zapomniałaby o Davidzie.

Spojrzała na Nel, która smacznie sobie spała na łóżku dziewczyny.
O dziwo dzisiaj była grzeczna i nie miała zbyt dużej ochoty na jakiekolwiek zabawy.
Lidia uśmiechnęła się lekko. Po chwili usłyszała wołanie mamy.
Zeszła na dół, a widząc kobietę trzymającą jakieś pudło uniosła do góry brew.
-Co to? - zapytała od razu zaciekawiona czarnym pudełkiem.
-Do Ciebie przesyłka - Lidia zmarszczyła brwi. Jej serce dziwnie przyszyło i poczuła na ciele zimne dreszcze.
-Od kogo? - zapytała od razu ukrywając drżenie głosu.
-Masz jakiegoś cichego wielbiciela - kobieta uśmiechnęła się szeroko podając pudło córce.
Lidia wzięła je niepewnie, ale jakoś nie było ciężkie.
Udała się do pokoju by tam spokojnie móc je otworzyć.
Nie chciała tego robić przy matce, bo nie miała żadnej pewności co tam może znaleźć.
Katey raczej nie przysłała w nim kolejnych przeprosin.

Otworzyła ją niepewnie powodując lekki hałas przez co Nel podniosła lekko przyklapnięte uszka do góry i pomerdała ogonkiem.
Odsunęła wierzch pudełka odkładając je na bok i zaglądając do środka.
Zmarszczyła brwi widząc czerwony materiał.
Drżącymi dłońmi po niego sięgnęła i wyciągnęła przed siebie.
Do jej nozdrzy dotarł intensywny zapach mięty i róż.
Wstrzymała powietrze, chyba nawet zapomniała jak się oddycha, gdy materiał w jej dłoniach się rozwinął, a ona ujrzała sukienkę.
Mocny dekolt, cienkie ramiączka, krótka i przylegająca.
Znała tą suknie. Przecież ona ją spaliła.
Jej twarz zbladła. Z trudem powstrzymała krzyk. Nie chciała tłumaczyć tego mamie.
Właściwie co jej miała powiedzieć?
Że ktoś jej wysłał sukienkę jej zmarłej siostry, którą NA PEWNO SPŁONĘŁA?!?
Złapała się nerwowo za czoło oddychając głęboko.
Zajrzała do pudła widząc jakąś karteczkę.
Przełknęła ciężko ślinę wyciągając ją i czytając napis.


Jak Wenus piękna jest Ajlali,
co wśród sułtańskich żyła żon
i wszyscy się nią zachwycali,
a sułtan pieścił lalkę swą.
Bo sułtan kochał swoją lalkę,
co pięknych zalet miała moc.
Kochał i pieścił swą wybrankę
i czułe słowa szeptał doń:
Ajlali, cichutko śpisz pieszczoto Ty ma.
Ajlali, Ty u mnie nigdy nie zaznasz zła.
Piękna córo ze Wschodu,
Ty nie doznasz zawodu.
Ajlali, Ajlali ja kocham Cię.
ci co ze Wschodu przyjechali,
przywieźli transport nowych żon
i tak się skończył los Ajlali ... 


-Sułtan porzucił lalkę swą.... - dokończyła dziewczyna kołysankę, która nie była napisana do końca.
Znała ją bardzo dobrze. Jej oczy zaszkliły się, gdy zrozumiała o co w tym tak na prawdę chodzi.
Zrozumiała to doskonale - Sułtan to David, a ona była lalką, którą porzucił, bo mu się znudziła.
Była przerażona, a jedyną osobą, która byłaby zdolna jej to wysłać to Sebastian.
W końcu to z nim Nicole była.
To on wiedział w co się ubierała.
Ale skąd wiedział, że akurat tą sukienkę spaliła?
Odwróciła kartkę czytając kolejny napis:

 "Dzisiaj pod niebem pełnym gwiazd, w czerwonej sukni zobaczyć cię chcę.
Nie chowaj się przede mną - Ja wszędzie znajdę Cię".

Zakryła usta dłonią oddychając głęboko.
 Nie rozumiała z tego prawie nic.
Miała w tej sukni gdzieś wyjść?
Niby gdzie? Do sklepu? 

Jesteś przerażona. 
Dusisz to w sobie i nikomu nie możesz o tym powiedzieć.
Nikt nie jest w stanie cię zrozumieć.
Jesteś w tym sama. 
Odizolowana od ludzi, od rodziców.
Oni udają, że to rozumieją, że cię wspierają.
Tak na prawdę czują się dziwnie.
Czują się dziwnie, bo widzą, że się zmieniasz.
Zaczynasz wariować.
Panikować.
Oni to widzą, lecz nic z tym nie robią.

* * * 

-Kochane muszę wam coś powiedzieć - obie kobiety w salonie spojrzały na mężczyznę przed sobą.
Wyglądał na szczęśliwego jakby co najmniej wygrał na loterii.
Lidia uśmiechnęła się lekko tym widokiem.
 Ostatnio ojciec ciężko pracował.
-Dostałem awans z powodu nowego pomysłu zrobienia domu. Mój pomysł tak się spodobał tym ludziom, że od razu zadzwonili do szefa. Dzisiaj świętujemy z pracownikami dlatego zorganizowano bankiet na dzisiaj. Musicie iść ze mną. Oczywiście wiem, że dość późno wam to mówię, ale dzisiaj się o tym dowiedziałem - dokończył z szerokim uśmiechem. Ruda kobieta przytuliła się do męża składając na jego policzku pocałunek.
-Gratuluje kochany. Wiedziałam, że jesteś wielki.
Lidia uśmiechnęła się szerzej zadowolona z tego widoku.
-Przecież Lidia nie ma sukienki - odparła nagle kobieta patrząc na swoją córkę.
Lidia uniosła do góry brwi jakby nie słysząc co powiedziała matka, ale po chwili jej entuzjazm zniknął z twarzy zamieniając się z niedowierzanie i przerażenie.
-Lidia wszystko w porządku? Strasznie zbladłaś.. - zaczął z lekkim niepokojem ojciec.
-W porządku. Mam sukienkę. - odparła w końcu, gdy znów odzyskała mowę.


Przypadków nie ma.
One nie istnieją.
Powiedział Ci to na samym początku.
Powiedział, że to przeznaczenie.
Ta suknia to też nie przypadek.
Nie przez przypadek dostałaś ją tego dnia.
O tej godzinie.
Ta osoba to wiedziała.
Ona wie o Tobie wszystko.
A ty o niej nic.
Nie wiesz kim jest, nie wiesz czego może chcieć.
Wiesz jednak, że ta osoba jest zła.
Wiesz, że jesteś na jej celowniku.
To cicha śmierć.
Która Cię zaatakuje, gdy stracisz czujność.

* * * 

Nie mogła w to uwierzyć.
Powinna być za luźna, albo choć trochę bardziej obcisła.
Ale była idealna. Sukienka była jakby dla niej.
Wciąż czuła zimno patrząc na siebie w lustrze.
Nie czuła się się dobrze. Miała wrażenie, że Nicole tu jest.
Sukienka przecież pachniała nią.
Pachniała osobą, która już nie żyła.
Nie chciała o tym myśleć.
Powinna siedzieć w domu, ale bała się zostać sama.
Nie poznawała siebie. To nie było to samo, gdy szła z Michaelem do teatru.
Teraz było gorzej. Jej skóra przybrała odcień bieli, oczy były duże, pomalowane czarnym tuszem.
Włosy spięte w koka, a po bokach opadały dwa kręte kosmyki.
W uszach miała srebrne kolczyki.
Czarne na lekkim obcasie buty i czarna marynarka.
Pomalowała lekko usta po czym odsunęła się od lustrzanego odbicia.
Nie chciała więcej już na siebie patrzeć.


Wciąż rozglądała się nerwowo.
Jej twarz była spięta i nawet żarty jej ojca nie poprawiły jej humoru.
Czekała na moment w którym wyskoczy Sebastian.
W którym ją zabije, albo znów opowie o swojej byłej dziewczynie.
 Siedziała przy okrągłym stole zdenerwowana i tylko białe wino,
które podał jej kelner spowodowało, że choć trochę się rozluźniła.
Nie miała pojęcia o czym rozmawia ojciec ze swoim szefem, który siedział obok niej.
Pamięta tylko, że mówili coś o ogrodach, potem odpłynęła myślami daleko.
Niecierpliwiła się.
Była w tej restauracji już od jakiś 40 minut i gdy tylko ktoś na nią spojrzał,
 albo otarł się o nią chodźmy nie chcący doprowadzało ją to do obłędu.
Westchnęła głośno po czym wstała robiąc przy tym lekki hałas.
-Przepraszam muszę iść do toalety - odparła z lekkim uśmiechem po czym odeszła od stołu.
Zamknęła się w kabinie nerwowo szukając w małej torebce telefon.
Spojrzała na ekranik jakby chcąc się upewnić, że nie ma tam żadnych esemesów od Sebastiana.
A co jeśli to David?
Co jeśli David jednak żyje?
Szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy.
Policja przecież wyraźnie powiedziała, że zginął.
Po paru minutach wyszła z toalety myjąc ręce w zimnej wodzie.
Spojrzała w lusterko.
Wyglądała całkiem dobrze choć nie zbyt komfortowo czuła się w tak dużym dekolcie.
Teraz nagle wszystko zaczęło jej przeszkadzać.
Nabrała głębszego oddechu po czym wyszła z łazienki udając się ponownie do stolika.
-Miałaś iść do toalety, a nie podrywać kelnerów - mruknęła z uśmiechem jej mama puszczając dziewczynie oczko. Lidia zmarszczyła brwi.
- O czym ty mówisz? Byłam w łazience...
-Oh ja wiem młodzież teraz ukrywa romanse - mruknęła żartobliwie zwracając się tym bardziej do pozostałego towarzystwa niż do niej.
 Lidia starała się ukryć zdezorientowanie.
Przecież ona była W ŁAZIENCE.
Rozejrzała się nerwowo, gdy przemknęła jej z daleka czerwona sukienka.
Szybko wstała nie przepraszając ponownie po czym pobiegła w to samo miejsce.
Była pewna, że to ten sam kolor sukienki, którą ma na sobie.
Czuła zapach róży i mięty i była przerażona, że właściwie nie do końca wie czy to od niej czy może od osoby, która właśnie tędy przemierzała kilka sekund temu.
Ruszyła do wyjścia rozglądając się na boki. Było już ciemno.
Na dworze stała kobieta w czarnym, eleganckim płaszczu, która paliła papierosa.
Lidia już chciała do niej podejść i ją spytać,
gdy nagle ktoś szarpnął ją za rękę odwracając tym samym w przeciwnym kierunku.
-O mój boże.. - szepnęła piskliwie, gdy mężczyzna w kapturze ułożył palec wskazujący na swoje usta tym samym dając jej do zrozumienia, żeby była cicho.
Ruszyła za nim z mocno bijącym sercem, a po jej policzkach nieprzerwanie ciekły łzy.










_____________

Kochani bardzo was przepraszam za tak długi okres czekania na nową notkę. :(
Ostatnio mam urwanie głowy.
Dziękuje za te 74 osoby - jesteście wielcy!!
Choć mam wrażenie, że coraz mniej osób czyta mojego bloga.
Chyba was już znudziłam :C
W każdym razie dziękuje za każdy nowy komentarz to na prawdę daje kopa do pisania.
Pozdrawiam kochani i udanego weekendu! <3