Oh You’re beautiful
Don’t you go
I need you so
Mężczyzna przyłożył jej zimną chusteczkę do nosa, a ona broniąc się ile mogła w końcu poddała się w błogi sen, który zdawał się nie mieć końca. Obudziła się dopiero po około godzinie.
Rozejrzała się niepewnie czując pulsujący ból głowy. Jej ręce były mocno związane.
Leżała na łóżku, a jej usta pokryła gruba, srebrna taśma.
Szarpnęła się chcąc się uwolnić, ale sznury były zbyt mocne.
Panicznie wzrokiem błądziła po pomieszczeniu. Była w jakieś piwnicy.
Przegniłe ściany z mnóstwem zacieków i grzybów w kątach.
Śmierdziało stęchlizną.
Dopiero po chwili szarpania zorientowała się, że ktoś ją obserwuje.
Spojrzała w bok po czym zamarła. Znała tą budowę ciała, te ciemne oczy, masę warkoczyków i diabelski uśmieszek. - Witaj ponownie w piekle Lidio - szepnął ironicznie, a z kieszeni spodni wyciągnął nóż.
Dziewczyna szarpnęła się nerwowo próbując wydać z siebie okrzyk przerażenia, ale taśma doskonale to stłumiła. Jej oczy zaszkliły się.
Chciała by wrócił, ale dlaczego jego wzrok ją przerażał?
To nie jesteś ty... to tylko sen powtarzała w myślach chcąc się wybudzić z tego koszmaru.
Odetchnęła głęboko i zmrużyła oczy, gdy lampka przy łóżku została przez nią włączona.
Czuła delikatne krople potu na czole, a jej serce szalenie biło.
Nienawidziła takich snów. Nienawidziła tego, że zawsze chciał ją w nich skrzywdzić.
2 tygodnie później.
Stukała długimi, smukłymi palcami o metalowy blat stołu, a jej kocie oczy natarczywie gapiły się na bukiecik sztucznych kwiatów postawiony na samym środku okrągłego stolika.
Cicha muzyka lecąca w lokalu powodowała stan melancholii i natłoku myśli.
Westchnęła głośno wyjmując z czarnego kubka piramidową, czerwoną saszetkę i położyła ją obok na mały talerzyk. Do jej nozdrzy dotarł słodki zapach dzikiej róży.
Oblizała suche usta wyciągając w stronę napoju prawą dłoń, ale powstrzymała się w ostatniej chwili gdy usłyszała szelest, a przed nią pojawiła się dziewczyna, która ze zmęczeniem opadła na krzesło na przeciwko i głośno westchnęła.
Katey uniosła do góry jedną brew przyglądając się z nieukrywaną ciekawością,
gdy dziewczyna zdjęła ciemne okulary.
Jej włosy były w całkowitym nieładzie, wyglądała jakby co najmniej wstała z łóżka.
Ciemne oczy były opuchnięte, czerwone i małe.
Pod nimi miała lekkie wory sugerujące nieprzespane noce.
Skóra na twarzy była nienaturalnie blada, a usta sine.
Jej twarz wyrażała niepokój, a oczy nieprzerwanie rozglądały się na boki.
- Lidia w porządku? - ruda odgarnęła pukiel kręconych włosów do tyłu pochylając się nad dziewczyną.
Nastolatka dopiero po chwili zatrzymała wzrok na kobiecie.
Wzruszyła ramionami oddychając głęboko.
- To uczucie jest straszne... jestem przerażona. - odparła w końcu z przejęciem.
Katey prychnęła na te słowa patrząc na dziewczynę.
- Jestem tego świadoma inaczej chyba nie przyjęłabyś tego zaproszenia. Co cię przeraża?
- Jak wyglądam? - zignorowała pytanie rudej patrząc na nią z nadzieją.
Katey westchnęła nie rozumiejąc z tego zupełnie nic.
Ponownie stukała palcami o blat stołu. -Jakbyś była chora.
Lidia jęknęła głośno znów nerwowo rozglądając się na boki.
- Ja... na prawdę jestem chora. Chyba oszalałam! - kobieta zmarszczyła brwi dopiero po chwili dotarł do niej sens jej słów. Od razu zareagowała łapiąc ją za rękę i ściskając lekko.
- Nie w tym sensie, Lidia. Wyglądasz jakbyś była przeziębiona, nie szalona.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo.
- Boję się...
Katey spojrzała na nią marszcząc brwi.
Pochyliła się nad nią bardziej patrząc z niepokojem.
- Co się dzieje? Ktoś zrobił ci krzywdę? - Lidia zacisnęła usta, a jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- Ona mnie obserwuje. Czeka tylko na dobry moment - ruda była coraz bardziej przerażona i coraz więcej nie rozumiała tego co mówiła nastolatka.
- Lidia do cholery kto cię obserwuje? - jej głos wydał się już zirytowany tą słowną gierką.
Nastolatka spojrzała na nią po czym cicho wyszeptała - Śmierć...
Katey wypuściła ze świstem powietrze opadając na drewniane krzesło w kawiarni.
Twarde drewno boleśnie wbijało jej się w plecy.
- Wstawaj. Przejedziemy się - mruknęła dopiero po chwili wyczekująco patrząc na nastolatkę.
Lidia podniosła się wolno zasuwając krzesło, które zrobiło lekki hałas w pomieszczeniu.
Katey wyciągnęła z czarnej torebki paczkę papierosów po czym podała jednego dziewczynie i wyjęła z kieszeni obcisłych jeansów czerwoną zapalniczkę.
Lidia nie zaprotestowała.
Od razu przyjęła "podarunek" odpalając szlugę.
Zaciągnęła się dosyć mocno, a dym przyjemnie drażnił jej płuca i przełyk.
Katey otworzyła drzwiczki białego Mercedesa gestem pokazując by wsiadła.
Uchyliła z obu stron okna by czasem nie zatruły się smrodem papierosa.
Lidia założyła ponownie ciemne okulary, gdy z jej oczu poleciało kilka łez.
- Powiedz mi co się dzieje.
- Ktoś trzy dni temu wysłał mi to - mruknęła dopiero po chwili wyciągając z torebki złoty naszyjnik.
Ruda uniosła do góry brew skręcając w jakąś uliczkę.
- No i? Jest ładny.
Lidia prychnęła tą odpowiedzią. - Ładny i zabójczy.
- A nie możesz mieć po prostu cichego wielbiciela, któremu się podobasz?
- To na pewno Sebastian. Chce mnie zabić!
Katey po chwili zahamowała spoglądając na dziewczynę.
- Nie uważasz, że popadasz w lekką paranoje?
- Dwa tygodnie temu dostałam sukienkę. Czerwoną, intensywny zapach. Wiem, że to mógł być przypadek z tym naszyjnikiem, ale dałabym sobie rękę uciąć, że już gdzieś go widziałam. Mam wrażenie, że on chce bym zwariowała.
- Może ktoś robi sobie z ciebie żarty? Przecież szukali cię twoi rodzice byli nawet w telewizji.
Lidia prychnęła. - Ale żadna osoba nie zna tej historii tak bardzo jak ja.
Katey przez moment zastanawiała się czy aby czasem na prawdę paranoja Lidii wynika z jakiegoś późnego działania szoku przez to, że została porwana.
Przecież nie miała kontaktu ze światem oprócz z tymi psycholami, którzy ją zgarnęli.
Westchnęła głośno po czym wyłączyła silnik wyjmując od razu kluczyki ze stacyjki.
- Okej. Zacznijmy od samego początku. Kto znał tą historię? Kto w niej uczestniczył?
Lidia zamyśliła się na chwilę. -Mój oprawca, Sebastian, jego brat... ich ludzie...
- Mieli swoich ludzi?
- Tak, mieli ochronę. Pilnowali mnie bym nie zwiała.
- Pamiętasz ich twarze? Coś charakterystycznego?
- Nie wiem, cholera.
- Lidia to ważne. Skup się. Czy jest jakaś osoba, która nienawidzi cię?
- No przecież mówię, że Sebastian.
- A oprócz niego jest ktoś jeszcze? - Lidia spojrzała z niedowierzaniem na Katey.
- Nic nie przychodzi mi do głowy. Nicole nie żyje... z resztą nawet mnie nie znała. Tylko on...
Każdy powiew wiatru, każdy szelest
Powoduje, że popadasz w obsesje.
Czujesz się obserwowana.
Ale nie wiesz przez kogo.
Nie wiesz czym mu zawiniłaś
I dlaczego akurat Ty stałaś się jego celem.
- Ta osoba wie co robię, gdzie chodzę. Wyprzeda fakty nim się wydarzą. Jest jakby... - Lidia zawahała się, gdy przypomniała sobie o nim.
-Jak to?
- Jak bóg. - odparła cicho. Nie chciała używać tego określenia, gdyż tylko David nazywał się "bogiem".
Nikt inny nie mógł się tak nazwać. Katey milczała. Nie wiedziała właściwie co powinna powiedzieć by uspokoić dziewczynę. Sprawa wyglądała na poważną, jednak chyba nie było sensu zgłaszać tego na policję.
Dopóki jej "wielbiciel" nie wysłał jej jakiś zwłok lub listu z pogróżkami nie jest to rozpatrzone jako przestępstwo. Nie była do końca pewna czy Lidia nie wyolbrzymia pewnych spraw, w końcu ma siedemnaście lat i była więziona to, że wcześniej przyjęła to ze spokojem, że jest już wolna nie oznacza wcale, że jej podświadomość też do tego przywykła.
Do życia bez tych intryg.
- Co zrobiłaś z tą sukienką? - zapytała po chwili odwracając głowę w stronę brunetki.
Lidia wyrzuciła papierosa przez okno.
- Założyłam ją.
Oczy rudej rozszerzyły się nienaturalnie.
- Co kurwa zrobiłaś?!
Nastolatka westchnęła jakby niezadowolona z faktu, że musiała jej mówić wszystko od początku.
- Założyłam. - powtórzyła głośnej.
- Zrozumiałam za pierwszym razem - warknęła Katey oddychając głębiej.
- Po prostu... tata miał w pracy jakiś bankiet wiec musiałam iść z nimi, nie miałam żadnej sukni więc założyłam tą, którą mi ktoś wysłał. Pasowała idealnie. W środku pudełka, w którym była ta sukienka znajdowała się kartka.
- Co na niej było napisane?
- Dzisiaj pod niebem pełnym gwiazd, w czerwonej sukni zobaczyć cię chcę. Nie chowaj się przede mną ja wszędzie znajdę cię - Katey uniosła wysoko brwi.
Nie wiedziała co ją bardziej zaskoczyło, że Lidia zna to na pamięć czy treść tej karteczki.
- Ta osoba wiedziała, że pójdę na ten bankiet. Dlatego wysłała tą sukienkę, ale gdy byłam u Davida.. pozwolił mi spalić taką samą suknię od mojej siostry... ona nawet pachniała jak tamta, ja...
- Czekaj. Nie bardzo rozumiem. Chcesz mi powiedzieć, że suknia od twojej starszej, zmarłej siostry, którą spaliłaś za zgodą Davida wróciła do ciebie?! I na dodatek założyłaś ją na siebie?! - tym razem Lidia prychnęła słysząc przerażenie w głosie kobiety.
- To jeszcze nic. Gdy byłam już na tej imprezie poszłam do łazienki. W tedy mama upomniała mnie niby żartem,że miałam iść do łazienki a nie flirtować z kelnerem.
- Rozumiem, że nie gadałaś z żadnym kelnerem? - Katey spojrzała na nią niepewnie, a w jej zielonych oczach można było zobaczyć błaganie, które prosiło by jednak zagadała do obsługi.
Lidia pokiwała przecząco głową.
- Z nikim nie rozmawiałam... to było bardzo dziwne i w tedy zobaczyłam przez ułamek sekundy kobietę... miała czerwoną suknię. Pobiegłam za nią i wyszłam na dwór, on tam był...
- Lidia, kto tam był?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. - Borys.
*****
Nie widziała prawnie nic, gdyż z jej oczu leciały nieprzerwanie łzy powodując, że czarny tusz do rzęs rozmazywał się i boleśnie szczypał jej oczy.
Czuła tylko ciepłą dłoń na nadgarstku, która ciągnęła ją w nieznanym kierunku.
Jej ramiona trzęsły się od szlochu, a serce wyznaczyło sobie nienaturalnie szybki rytm.
Miała wrażenie, że idą bardzo długo, właściwie to lecą, bo ledwo za nim nadążyła.
Dwa razy z trudem utrzymała równowagę, bo szpilki które miała na sobie były bardzo niewygodne.
W końcu zatrzymał się gwałtownie i oparł ją o zimny murek trzymając mocno za ramiona.
Na jej ciele pojawiły się dreszcze, gdy skóra dotknęła zimnej powierzchni.
Jej oczy były szeroko otwarte, usta rozchylone, a twarz wykrzywiła się w zdumieniu.
Na pierwszy rzut oka kompletnie go nie poznała.
Miał ścięte włosy w kolorze blond, wygolony z obu stron nie miał ani grama makijażu na sobie i obcisłe ciuchy też zniknęły.
Lidia zacisnęła usta w cienką linijkę po czym wzięła zamach uderzyła mężczyznę otwartą dłonią.
Bill spojrzał na nią ze zdziwieniem trzymając się za pulsujące miejsce.
- Zwariowałeś?! Myślałam, że to Sebastian kogoś na mnie wysłał! - zawołała ze złością.
Tylko przez chwilę była pewna siebie, bo znów rozpłakała się na dobre osuwając się po ścianie. Kucnęła wplatając palce we włosy i głośno szlochając. Bill westchnął podchodząc do niej bliżej i odgarnął niepewnie kosmyk jej włosów za ucho.
Lidia w tedy odważyła się na niego spojrzeć. Jego oczy były takie same jak Davida.
W końcu był jego bliźniakiem. Dlaczego on tutaj przyszedł?!
- Dlaczego nie przyszedłeś z Davidem? - zapytała dopiero po chwili z drżącym głosem.
Bill wypuścił ze świstem powietrze oddychając głęboko.
- Posłuchaj mała...
- Co u was? David pewnie...
- David nie żyje - przerwał jej. Zapanowała cisza, która zdawała się nie mieć końca.
Słychać było tylko jej przerywany oddech.
Lidia patrzyła na niego z niezrozumieniem.
Bill przymknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył dziewczyna znów zaczęła płakać.
- Powiedz, że to żart! Powiedz do cholery, że on nie umarł, że się ukrywa! - krzyczała wpadając w jakąś histerię.
Bill złapał ją mocno za nadgarstek po czym dźwignął ją do góry i zamknął szczelnie w swoich ramionach. Poczuła intensywny zapach wody kolońskiej.
Zamknęła oczy rozkoszując się ciepłem, które jej nagle dał.
Załkała głośno ściskając jego czarną koszulkę.
Nie spodziewała się, że kiedykolwiek okaże jej trochę sympatii zwłaszcza, że to on ją uświadamiał w przekonaniu, że David w końcu ją zabije.
A teraz?
Teraz ją przytulał, głaszcząc uspokajająco jej włosy i plecy.
- Chciałbym powiedzieć, że mam jeszcze brata, ale nie mogę... - szepnął dopiero po chwili po czym chwycił ją za ramiona oddalając od siebie by móc spojrzeć w jej rozpłakane oczy.
Lidia pociągnęła nosem.
- Powiedzieli, że nie żyje. Myślałam, że zrobili to celowo. Na początku w to uwierzyłam, ale potem dostawałam wiadomości od Sebastiana i w dodatku ta suknia, którą mam na sobie.. - mówiła cała roztrzęsiona na jednym tchu i gorączkowo gestykulowała.
- Wiedziałem, że skądś znam tą sukienkę - mruknął spokojnie, a na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, gdy wspomnienie Nicole na chwilę wróciło.
- Ty mi to wysłałeś? Tą głupią kołysankę o tym, że sułtan porzucił swoją lalkę?!
Bill ze zdziwieniem uniósł brwi.
- Jaką kołysankę do cholery?! Lidia nie mam siedmiu lat by wysyłać ci jakieś kołysanki.
- Więc kto ją wysłał? - zapytała z lekką irytacją, ale nieco spokojniej.
Była już zmęczona i Sebastianem i tajemniczą osobą, która chciała by oszalała.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale dobrze ci w tej sukience. - dodał po chwili.
Nastolatka wytarła ręką resztki łez po czym zmrużyła oczy patrząc na niego ze zdenerwowaniem.
- Oh zwłaszcza, że osobiście ją spaliłam, co?! - Bill prychnął drapiąc się po głowie.
- Ironiczna niczym Nicole - mruknął, a twarz wykrzywiła się w cynicznym uśmiechu.
Lidia spojrzała na niego z politowaniem.
Dopiero teraz mogła racjonalnie myśleć i przyzwyczaiła się do świadomości,
że stoi przed nią Borys.
- Chcesz mnie zabić? - zapytała odsuwając się do tyłu.
Mężczyzna wybuchnął śmiechem patrząc na nią z politowaniem.
- Jaja sobie robisz? Dlaczego miałbym cię chcieć zabić?
- Odkąd twój brat mnie porwał wszyscy chcą mojej śmierci. Co cię tu sprowadza skoro nie chęć poderżnięcia mi gardła?
- Chciałem sprawdzić czy wszystko okej. Poza tym wiem, że Sebastian cię prześladuje. Chcę go złapać i zemścić się za to wszystko co zrobił Davidowi.
Lidia spojrzała na niego ze smutkiem.
Ciągle płakała, że sobie nie poradzi bez Davida, a jak miał sobie jego brat poradzić?
Na dodatek brat bliźniak? Przecież stracił rodziców, teraz brata...
- Jak zginął? - wiedziała, że jeśli tego pytania nie zada wciąż nie będzie w stanie uwolnić się od tej chorej miłości. Billa twarz wykrzywiła się w grymasie jakby samo wspomnienie wywoływało w nim na nowo to okropne uczucie pustki, którą niegdyś wypełniał warkocz.
- Policja go ścigała. Wpadł w poślizg i zginął na miejscu. Auto spłonęło. Właściwie on też, ale go rozpoznali po tatuażu. Polowali na niego, mówiłem mu to tyle razy, ale ten idiota niczym się nie przejmował. Był bogiem w swoim życiu, a to życie go wyruchało.
-Stąd ta zmiana wizerunku? Ciebie też szukają?
Borys prychnął.
- Prawie nikogo nie zabiłem, ani nie porwałem. Jestem teoretycznie czysty, ale to, że jestem bratem jednego z najbardziej niebezpiecznych morderców aż przyciąga pieski nie uważasz?
-Przykro mi Bill. Wiem, że jest ci ciężko.
- Nie, nie wiesz jak mi jest. Tyle razy mówiłem mu, żeby się ogarnął, że życie nie kończy się na tej szmacie, na Sebastianie, na jebanych rodzicach, że życie nie kończy się na.. tobie. Ale on był egoistą. Tak samo jak Nicole. Nie widzę między nimi żadnej różnicy. - głos mężczyzny przepełniony był żalem i złością.
- Nie mów tak! - zawołała Lidia patrząc w jego ciemne tęczówki. - David nie jest taki jak ona!
-Właśnie, że jest! - warknął po czym zbliżył się do dziewczyny.
Lidia zrobiła krok w tył znów uderzając lekko w ścianę.
-David to pierdolony egoista. Rozkochał cię w sobie, a potem zostawił niczym zabawkę. Nigdy nie pomyślał co ja czuję, nigdy nie przyszło mu do głowy, że jest dla mnie ważny, że go kurwa kocham! Wolał ignorować wszystkich, brać z życia to co najlepsze, a potem bezczelnie odejść! Czy to jest wystarczająco dobry argument by stwierdzić, że David Moris jest pierdolonym egoistą?! - Lidia przymknęła oczy, gdy znów się zaszkliły. Cokolwiek Bill jej nie wykrzyczał miał racje.
-Nie wiem Bill. Nie mam pojęcia nawet co się dzieje. Jeszcze niedawno byłam zwyczajną, nudną nastolatką z masą problemów i nauki na głowie, a teraz... teraz nawet nie wiem kim jestem. Wszystko w co wierzyłam zostało mi odebrane, rozumiesz?! Wierzyłam w Boga tylko po to by zrozumieć, że go nie ma! Modliłam się o niego prosząc o coś co odmieni moje życie na lepsze. A tymczasem sprawił, że przestałam wierzyć w jego istnienie. Trwając przy boku twojego brata dzień w dzień powtarzałam sobie do upadłego, że to przetrwam, że cokolwiek mi zrobi to mnie nie złamie! Ale im dłużej to sobie wmawiałam tym bardziej nie rozumiałam dlaczego złość i rozpacz znika.. zupełnie inaczej zaczęłam na niego patrzeć! Jak mogłam dopuścić się tego, by zakochać się w kimś takim jak on?! Skrzywdził mnie, upokorzył, poniżył, a ja tak po prostu się w nim zakochałam! Może to ze mną jest coś nie tak?!
Powinnam się brzydzić samej siebie! Jestem okropna. To ja jestem egoistką Bill. Gdy rodzice mnie szukali, gdy płakali wołając moje imię ja wolałam tego nie słyszeć. Uparcie prosiłam w myślach, żeby mnie nigdy nie znaleźli. Chciałam trwać do końca przy boku Davida. - dokończyła oddychając ciężko. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek powie coś takiego na głos, ale gdy już zaczęła mówić to samo nagle przyszło.
Musiała to w końcu wykrzyczeć. Zbyt długo trzymała w sobie tą gorycz.
- Lidia...
- Wiesz jak trudno było mi się pozbierać po tym jak mnie "oddał"? Jak policja wypytywała mnie o różne rzeczy, chciała zbadać. Wiesz jak trudno patrzeć mi w oczy mamie i powtarzać nieustannie, że nigdy nie uprawiałam seksu z osobą, która mnie porwała? Wiesz jak ciężko było mi chodzić do psychologa, który uparcie wmawiał mi, że to nie jest miłość? Jak ciężko mi patrzeć na innego mężczyznę, gdy nie ma ciemnych i długich warkoczyków? Gdy nie ma tak przerażająco smutnych i jednocześnie pięknych oczu? Gdy jego usta nie zdobi srebrny kolczyk? Gdy nie nosi za dużych ubrań, gdy jest po prostu... zwyczajny?
Borys oblizał suche usta wypuszczając ze świstem powietrze.
Właściwie nie do końca wiedział po co tutaj przyszedł.
Co prawda chciał wiedzieć co u dziewczyny, ale nie planował rozmowy z nią.
Wszystko zaczęło się komplikować...
- Zamknij już ten rozdział w życiu. Go już nie ma. Jesteś młoda i piękna... zasługujesz na szczęście.
- Bill, ale ja siebie nienawidzę! - zawołała ze złością łapiąc się za czoło.
Nawet nie odczuwała zimna marcowego powietrza.
- Nie masz prawa tak mówić! Nie masz prawa mówić, że już przestałaś wierzyć!
- Bill ja..
- To ty byłaś jego wiarą! - tym razem to on wybuchł.
Lidia drgnęła na te słowa patrząc z niedowierzaniem na blondyna.
- Dzięki tobie on zwolnił! Ty dałaś mi nadzieje, że tamten David wróci! Byłaś jedyną dobrą osobą jaką kiedykolwiek spotkaliśmy w życiu, rozumiesz?! Tylko ty byłaś w stanie zobaczyć w nim dobro choć inny skreślali go już na starcie! Więc teraz nie masz prawa mówić, że nie wierzysz! Że się nienawidzisz! Nie możesz być taka jak ona! Nie możesz tracić wiary prze którą David choć na chwilę stał się dobry! Nie możesz wyciszyć tych cech dzięki którym znów poczułem, że mam brata.... - dokończył.
-On mnie nigdy nie kochał... - warknęła ze złością i wyminęła go.
Roztarła nagie ramiona dopiero teraz odczuwając lekki podmuch wiatru.
Bill prychnął kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Masz co do tego jakieś wątpliwości?
- Bill nie żartuj sobie ze mnie. Gdyby mnie kochał to...
- To co Lidia? Zabiłby cię, bo o to w tym chodziło? A może żyłabyś jak on czekając tylko aż złapie was policja? Albo wzięlibyście ślub i żyli długo i szczęśliwie? To nie ta bajka.
- Więc to nazywał miłością? Nie znam dokładniej definicji tego słowa, ale nie wydaje mi się, że o to w niej chodzi. By podejmować za dwojga decyzję. To trochę samolubne.
- A co miał zrobić? Widział w tobie dobro, nie chciał byś upadła z nim. To cię niszczyło Lidia. On nie chciał cię zniszczyć. Nie chciał by jego wady stały się twoimi, byś przejęła jego nawyki, jego życie... byś poszła z nim na dno.
- Po prostu... Brakuje mi go - odparła cicho odgarniając kosmyk włosów do tyłu.
Bill westchnął. - Musisz o nim zapomnieć. Powinnaś wyjechać. Odpocząć od tego.
- A co z tobą? Co teraz?
- Jeszcze dzisiaj opuszczam kraj. Może wyjadę do Paryża. Zawsze lubiłem teatry tam choć żabie udka mnie nie przekonują - oboje się zaśmiali.
- Dziękuje Bill. Nie musiałeś tutaj przychodzić, a mimo to się pojawiłeś.
Mężczyzna uśmiechnął się. - Żegnaj - Lidia patrzyła jak mężczyzna obraca się i idzie w innym kierunku. Jeszcze chwilę się uśmiechała, ale chwila radości zniknęła, gdy uświadomiła sobie, że to już koniec. DEFINITYWNY koniec historii z tymi braćmi.
Oni już odeszli. Jedni dosłownie, drudzy tylko w przenośni.
-Nie chcę... - szepnęła cicho do siebie po czym pobiegła w jego stronę.
Złapała go za rękę odwracając tym samym do siebie.
Bill uniósł brwi ze zdziwienia.
- Lidia?
- Jesteś do niego podobny... Tak bardzo mi go przypominasz... masz nawet takie same usta... - mówiła z rozpaczą uważnie na niego patrząc.
Bill nie czuł się pewnie w tej sytuacji.
Miał wrażenie, że dziewczyna chce by go zastąpił.
Miał wrażenie, że dziewczyna chce by go zastąpił.
-Powinienem...
- Powinieneś zostawić mi swój numer telefonu.
- Lidia, ale...
- Jestem pewna, że tylko tym sposobem jestem w stanie przypomnieć sobie kim byłam, w co wierzyłam. Obiecuje, że nigdy nie zadzwonię, nie napiszę... ale gdy będę mieć twój numer będę miała wrażenie, że jesteś ze mną... że David jest ze mną... - dokończyła niepewnie jakby obawiając się jego reakcji. Bill spojrzał na nią zagryzając dolną wargę.
Przez moment miała wrażenie, że odmówi, że po prostu odejdzie i ją zostawi.
- Daj telefon - powiedział dopiero po chwili wbrew temu co sobie obiecał.
Lidia w tym momencie zorientowała się, że został w restauracji.
- Nie mam go przy sobie... ale mogę po niego wrócić poczekaj chwilę ja.. - zaczęła z niepokojem, że się rozmyśli.
- Nie mogę czekać. Muszę lecieć. Podaj mi swój poślę ci sygnał i będziesz miała mój numer.
- Spokojnie - dodał z lekkim rozbawieniem widząc jak się przejęła tym, że może nie mieć tych paru cyferek w telefonie.
- Do zobaczenia - mruknęła cicho patrząc w jego błyszczące tęczówki.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Na prawdę wyglądasz jak ona - szepnął z szerokim uśmiechem po czym odwrócił się wsiadając do czarnego samochodu, który właśnie podjechał obok.
* * * **
- Skoro Borys czy tam Bill powiedział, że wszystko załatwi nie wiem czym się martwisz. - mruknęła cicho Katey patrząc z troską na dziewczynę.
- Co jeśli nie udało mu się zabić Sebastiana?
- Ale czy to ma sens? Przecież gdyby chciał już dawno byłabyś martwa. Wciąż żyjesz.
- Go to bawi. Bawi go to, że się boje.
- Zróbmy tak, że jeśli to się powtórzy pójdziesz do psychologa. Nie twierdzę, że jesteś szalona, bo na pewno nie jesteś, ale potrzebujesz rozmowy z osobą, która jest doświadczona, ok? - Lidia pokiwała na zgodę głową oddychając głęboko. Rozmowa z Katey uspokoiła ją nieco.
- Chcę by było jak dawniej - dodała ruda cicho.
Lidia uniosła brwi do góry patrząc z powagą na kobietę.
Po chwili zaśmiała się cicho kręcąc z politowaniem głową.
- Jesteś wredną arogantką, ale kocham cię i też chce nadal się z tobą przyjaźnić - odparła w końcu.
Ruda odetchnęła jakby z ulgą po czym przyciągnęła do siebie dziewczynę tuląc ją do siebie.
Lidia odwzajemniła uścisk.
- Już nigdy więcej tajemnic. Dziękuje, że mi wybaczyłaś.
- A co z Michaelem? Od czasu, gdy poszłam nie miałam z nim kontaktu... - głos Lidii wydał się niepewny, a ona przez chwilę poczuła wyrzuty sumienia, że tak się zachowała.
Katey westchnęła.
- Dzisiaj, albo jutro go wypuszczą. Potem... potem się zobaczy.
Widać dla rudej to też nie był łatwy temat tym bardziej, że znała go już dość długo.
Nastolatka pokiwała na zgodę głową. - Powinnam już wracać.
- Ok, odwiozę cię, ale gdyby cokolwiek się działo masz mi mówić jasne?
- Tak jest!
* * *
Ułożyła ręce jak do modlitwy opuszczając lekko głowę w dół.
Miała dosyć tego wszystkiego.
Bill ma racje ona musi wyjechać. Inaczej wszystko będzie jej przypominać o nim.
Skoro on też wyjeżdża, bo sobie z tym nie radzi, z jego śmiercią, ona musi zrobić to samo.
Musi żyć na nowo.
Ale zanim wyjedzie najpierw będzie z Michaelem.
W jakiś dziwny sposób jest nim zauroczona.
Nie może wyjechać wiedząc, że jego życie jest na bardzo płytkim lodzie.
Westchnęła spoglądając na swoją mamę.
- Wyjedziemy stąd mamo. Wyjedźmy do innego kraju - odparła cicho patrząc na kobietę, która zmywała naczynia. Zakręciła wodę wycierając mokre ręce o leżącą na kuchennym blacie szmatkę.
- Co?
- Zróbmy sobie wakacje. Może na miesiąc, może na rok. Po prostu nie mogę tutaj dłużej być.
Kobieta westchnęła.
- Porozmawiam z ojcem. Może będzie mógł pracować w innym kraju.
Lidia uśmiechnęła się lekko. - Ale jeszcze nie teraz. Teraz muszę być szczęśliwa - odparła po czym wyminęła matkę udając się do góry.
Nel leżała zwinięta w małą kulkę na łóżku i najwyraźniej właśnie spała.
Dziewczyna zaśmiała się na ten widok. - Może zmienię ci imię? - zapytała cicho.
Skoro David na prawdę umarł nie może jeszcze bardziej dobijać się przez to.
Jej telefon zawibrował.
Spojrzała zaciekawiona na mały ekranik czytając wiadomość od nieznajomego numeru.
Otwórz drzwi.
Na początku nie zrozumiała treści tej wiadomości, ale gdy usłyszała dzwonek do drzwi drgnęła czując nieprzyjemne dreszcze.
Przełknęła nerwowo ślinę, a jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
Wybiegła z pokoju udając się na dół.
- Nie otwieraj mamo! - zawołała z rozpaczą.
Zahamowała gwałtownie prawie wywalając się, gdy zobaczyła uchylone wejściowe drzwi przy których stał on.
- Michael... - wyszeptała zalewając się łzami. Kamień z jej serca nagle spadł.
- Lidia wszystko dobrze? - zapytała ze zdziwieniem kobieta wyczuwając stres córki.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Wyminęła matkę po czym przytuliła się do mężczyzny głośno szlochając.
- Kocham cię. Nigdy więcej cię nie zostawię - mówiła z rozpaczą obejmując go w pasie i tuląc się do niego bardzo mocno. Michael uniósł ze zdziwienia brwi, ale odwzajemnił ten uścisk.
Wreszcie napisałam ufff.
Ostatnio kiepsko jest u mnie z weną stąd te opóźnienia.
Dziękuje wam za cierpliwość i za komentarze.
:)
Jesteście wspaniali. Pozdrawiam kochani!!