piątek, 22 sierpnia 2014

Uprowadzona XVI

Skąd ta obojętność, która karze mi stać
kiedy chciałabym za Tobą pobiec?



-Bóg powiedział nam: "Czyńcie dobro. Kochajcie i głośnie Moją Chwałę, nauczajcie, upominajcie, bo jeśli nie dla was, dla kogo oddałem swoje życie? Proście, a będzie wam dane, niesprawiedliwi dostąpią sprawiedliwości, ubodzy doznają majątku - po raz kolejny na twarzy młodej dziewczyny wdarł się pogardliwy uśmiech.
 Dopiero teraz zrozumiała, że jej wiara nie umocniła się przez modlitwę, a raczej pewną osobę,
której jej brakuje.
-Nie wam przyjdzie sądzić ludzi, zostawcie to Bogu. On wybacza i umacnia tych, którzy w Niego wierzą.


Lidia oparła brodę o rękę nie ukrywając znudzenia.
Na prawdę miała dość tego faceta, stojącego na środku  ołtarza, przy którym nauczał i mówił coś czego nie chciała zrozumieć.
Gdy była mała, przychodziła tutaj częściej by wysłuchać co nowego powie pastor, czym ją zaciekawi.
Ależ się myliła, gdy myślała, że te "kazania" zawsze będą ją intrygować i ciekawić.
Miała dosyć tego współczucia w oczach innych ludzi, którzy na nią patrzyli, którzy mówili, że świetnie ją rozumieją, że cieszą się, bo wróciła.
Ale oni przecież gówno wiedzą.
Wszyscy na siłę próbowali jej pomóc, wczuć się przez moment choćby w jej ból, ale nie potrafią.
Przecież tutaj nie tylko chodzi o ból fizyczny, ale o ten duchowy.
Miała wrażenie, że w końcu wyląduje w psychiatryku, no bo jak ktoś normalny po takim doświadczeniu może wrócić do codziennego funkcjonowania?


-Jesteście tutaj, bo wierzycie. Wierzycie, że będziecie zbawieni, bo czynicie dobro. - Lidia z ledwością powstrzymała śmiech. Zakryła sobie usta rękawem szarej bluzy, który wystawał spod długiej kurtki w odcieniu khaki. Gdyby ktoś przyglądał jej się dłużej doszedłby do wniosku, że chyba jest opętana.
Jedynie starsze kobiety od czasu do czasu rzucały jej ukradkowe spojrzenia.
Lidia zamknęła na chwilę oczy wracając do przedwczorajszej sytuacji.


*****


Usiedli na tapczanie, spuszczając wzrok w dół.
 Co najmniej wyglądali jakby zrobili coś złego, albo szli na skazanie, za jakieś przestępstwo.
 Kobieta w oczach miała łzy, a mężczyzna nie mówił nic. Najwidoczniej nie było mu to na rękę.
Jedynie Lidia zdawała się twardo patrzeć na nich ze skrzyżowanymi rękoma.
Usiadła na oparciu fotela, na przeciw nich wyczekująco patrząc.

-Byliśmy młodzi Lidia... nie mieliśmy pieniędzy... miałam dopiero 17 lat! - zawołała jej matka z rozpaczą jakby to miało usprawiedliwić ten straszny czyn.
-Urodziłaś mnie 3 lata później. Czemu nie wzięliście jej z powrotem?
-Oddaliśmy ją do sióstr, z karteczką jej imienia i datą urodzenia. Zakonnice nie wiedziały za wiele o nas, byliśmy tam tylko raz.
-Musisz zrozumieć, że nie zawsze mieliśmy pieniądze...
-Tylko dwa razy w życiu widzieliście Nicole? W dniu narodzin i 3 lata później?
-Nie potrafiliśmy jej zaakceptować. To nie było proste - mruknęła kobieta zalewając się łzami.
Lidia uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
-Kochani rodzice, przez was Nicole stała się okropną suką - szepnęła patrząc na nich bezczelnie.
-Lidia hamuj się do cholery! O czym ty mówisz?! - krzyknął ojciec ze złością patrząc na swoją córką.
-Nicole była sama. Nigdy nie wysłaliście jej prezentu w dniu urodzin, nigdy nie zadzwoniliście spytać jak się czuje. Myślicie, że wyrosła na dobrą dziewczynę!?! Z resztą już nie ważne. Nicole umarła.
-J-jak to umarła? - wyjąkała zrozpaczona kobieta.
-Zginęła w wypadku samochodowym. Tylko tyle wiem. A jeśli nie wiecie jak wygląda to wam podpowiem. Prawie jak ja. Różnimy się tylko kolorem włosów i charakterem. Może gdybym miała po niej temperament nikt nie wykorzystywałby mojej dobroci.
-Lidia....
-Nie chce tego słuchać. Zabiliście moją siostrę, po części zabiliście też mnie. Nigdy wam tego nie wybaczę i nigdy nie będzie tak samo! - zawołała ze złością po czym pobiegła do swojego pokoju.

Gdyby David jej nie porwał najprawdopodobniej nigdy nie dowiedziałaby się, że ma siostrę.
A jej rodzicie nigdy by nie mieli odwagi się przyznać do zbrodni, którą popełnili.



*******


W jednej chwili poczuła, że ogarnia ją złość.
Wstała z ławki po czym wybiegła z pomieszczenia na zimne powietrze.
Wiatr przyjemnie drażnił jej twarz i rozwiewał długie włosy.
Złapała się za głowę starając się uspokoić. Zbyt dużo emocji targało nią.
-Lidia, co się stało? - zapytała jej matka, która nagle zjawiła się obok łapiąc dziewczynę za ramię.
-Nie chce tu chodzić. Nie chce kłamać, że znów jest jak dawniej.
-Może być jak dawniej, Lidia...
-Nigdy nie będzie jak dawniej, rozumiesz!?! Nienawidzę tego życia! Tego pieprzonego udawania! - zawołała ze złością po czym wyrywając się z rąk matki pobiegła przed siebie.
-Lidia!


Ruszyła do parku, w którym zawsze przebywała w czasie wagarów.
Co dziwne ławka była zupełnie pusta, nie taką ją zapamiętała.
Zawsze było kilka osób, w tym jej najlepsza przyjaciółka.
Nawet gdy było wolne od szkoły zawsze ktoś się znalazł.
Dopiero teraz zrozumiała, że jest na prawdę sama.
Jej najlepsza przyjaciółka odwróciła się od niej, gdyż zmieniła towarzystwo.
Dopiero teraz, gdy Lidia wróciła ludzie, którzy nigdy z nią nie rozmawiali, którzy się z niej śmiali zaczęli wydzwaniać do jej domu i pytać jak się czuje.
Nie miała zamiaru wracać do szkoły. Wiedziała, że rodzice na taki układ pójdą.
W końcu przeżyła prawdziwe piekło.
Nawet jeśli znalazłaby się taka osoba, z która chciałaby porozmawiać nie mogła tego uczynić.
Przecież David miał jej telefon choć nigdy o nim nie wspominał.
Pewnie go wyrzucił. Jak ją.
Gdy tylko przechodził obok jakiś mężczyzna ona miała wrażenie, że to David.
W pierwszej chwili chciała do niego podbiec, rzucić mu się na szyję i powiedzieć, że nikt jej nie rozumie, w drugiej chwili jednak docierała do niej szara rzeczywistość.
To tylko głupie omamy.
Davida nie ma i nie będzie. TYLE.


* * * * * *  * * * * *


Minął tydzień zanim odważyła się w końcu porozmawiać z matką.
Udała się do kuchni gdzie kobieta przygotowywała wigilijną kolacje.
Te święta chyba były najsmutniejsze w całym jej życiu.
Nawet wspólne strojenie choinki nie dawały jej tyle radości co wcześniej.
Gdy przechodziła ulicami oglądając jak ludzie stroją okna świątecznymi naklejkami,
jak dzieci bawią się wspólnie na placu i rzucają się nawzajem śnieżnymi kulkami śmiejąc się przy tym do utraty tchu, jak lepią ogromnego bałwana i ubierają go w swoje ciuchy miała wrażenie, że wie o czym David jej mówił. O tym całym udawaniu, że jest się rodziną gdy tak na prawdę grunt sypie się pod nogami.
To przykre, że w tym dniu ludzie przestają być sobą, a udają szczęśliwych.

Westchnęła głośno.

Za godzinę miała przyjechać dalsza rodzina Lidii.
W końcu zaginęła. Nastolatka poprawiła nerwowo swoją czarną z długim rękawem sukienkę.
-Mamo... - zaczęła niepewnie siadając na krześle przy oknie.
-Tak? - zapytała z uśmiechem kobieta doprawiając jakieś danie.
-Muszę ci o czymś powiedzieć... Chodzi o tego, który mnie porwał... - kobieta zesztywniała po czym odwróciła się powoli do córki. Usiadła obok niej łapiąc ją za ręce.
-O co chodzi kochanie?
-Nie mogę go zapomnieć... Myślałam, że mi się wydaje, w końcu tylko on był ze mną, ale myślę... chyba... ja go kocham mamo! - zawołała w końcu z lekką rozpaczą. Kobieta spojrzała na nią zaskoczona po czym ścisnęła mocniej jej zimne dłonie.
-Lidia. To nie jest miłość. Tak się nie kocha. Jesteśmy już przy tobie. Już nigdy nie będziesz sama. Już nigdy cię nie skrzywdzi.
-Ale... to dobre wspomnienia ... - szepnęła cicho dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Lidia, on cię wykorzystał. Zagrał na twoich emocjach, a potem bezczelnie porzucił. Nie miał odwagi przyjść tutaj z tobą. Dlaczego? Bo nic nie czuł. Bo to pierdolony sukinsyn, który porwał moje dziecko niszcząc jej tym samym życie! - nastolatka spojrzała na matkę. Nigdy nie słyszała by przeklinała.
Widziała, że kobieta również cierpi, że nie może sobie z tym poradzić.
-Mamo... on był dla mnie dobry...

Kobieta nagle wstała patrząc za okno i łapiąc się za głowę.
Najwyraźniej była już tym wszystkim zmęczona.
-Dobrze. Zapiszemy cię na terapię. Porozmawiasz z psychologiem.
-Co? Nie jestem wariatką!
-On ci wytłumaczy co to miłość i na czym polega.
-Wiem doskonale co to miłość!
-Więc do cholery nie pleć bzdur, że kochasz tego sukinsyna! - zawołała ze złością kobieta, a Lidia drgnęła lekko przestraszona tym nagłym wybuchem gniewu.
-Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wszedł mężczyzna poprawiając swoje okulary.
-Wytłumacz jej co to miłość, bo ja nie potrafię - warknęła jej matka po czym wyszła z kuchni.
Lidia powstrzymała z ledwością płacz. Ojciec podszedł do niej obejmując ją ramieniem.
-Zawsze jest zła, gdy się czymś stresuje. W końcu znów będziemy całą rodziną. - odparł pocieszająco ojciec uśmiechając się blado.
-To nie ma sensu.. -szepnęła dziewczyna podążając śladem matki.


Nie cieszyła ją choinka ozdobiona pięknymi, kolorowymi bombkami.
Ani nawet masa prezentów pod nią. Przy stole panowała idealna harmonia.
Nikt nie wchodził na niewygodne tematy wszyscy byli dla siebie przesadnie mili.
Dopiero teraz zauważyła tą sztuczność.
Nie chciała jednak pokazywać jakiś humorków. Nie miała już na to siły.
Odpakowała swój prezent już nie z takim entuzjazmem jak jeszcze rok temu.
Kolorowy papier w gwiazdki krył pod sobą telefon. Uśmiechnęła się lekko.
 Swój straciła więc wypadałoby mieć nowy.
-Dziękuje - mruknęła cicho siląc się na uśmiech.
-To jeszcze nie wszystko - zaczął ojciec dziewczyny. Lidia uniosła do góry brew odgarniając długie włosy do tyłu. Mężczyzna spojrzał wymownie na swoją żonę, która wyciągnęła zza pleców małego kundelka.
Lidia pisnęła z radości gdy kobieta ją podała dziewczynie.
Mała, merdała ogonkiem i lizała jej rękę.
-Jest piękna! - zawołała zachwycona.
-Znaleźliśmy ją w schronisku. Ale nie ma jeszcze imienia. Jak ją nazwiesz? - zapytał ojciec z uśmiechem.
Lidia zamyśliła się na chwilę.
-Nel. Będzie miała na imię Nel. - odparła głaszcząc maleńką brązową główkę.
-Nel? To dość oryginalne imię - zaczęła babcia dziewczyny z uśmiechem.
-To skrót - mruknęła dziewczyna tuląc do piersi pieska.
-Od czego? - zapytała matka najwyraźniej zaciekawiona.
-Never Ending Love - odparła nastolatka wprawiając w tym wszystkich zgromadzonych w osłupienie i niezręczną ciszę.


* * * * * * *


Lidia opadła zmęczona na łóżko, a jej nowa towarzyszka niemal od razu uczyniła to samo kładąc się obok jej ramienia.
-Mam nadzieje, że David spędza te święta lepiej od nas. - szepnęła do zwierzaka głaszcząc czubek jego głowy.
Zamknęła na chwilę oczy, gdy jakieś wspomnienia wróciły.

-Miłość nie jest żartem David.
-Ale moje życie nim jest!


-To miłość jest słabością Lidia. To ona nas niszczy.

-Cieszysz się, że to ja, bo wiesz, że tego nie zrobię?
Nie, bo wiem, że kiedy ty wymierzasz we mnie broń ja nie będę w stanie cię przed tym powstrzymać.

Nie będę w stanie się bronić, bo nie chce zrobić ci krzywdy.


-Porwałem cię, zgwałciłem, biłem, ciąłem, a ty chcesz mi powiedzieć, że mnie nie nienawidzisz?


Ścisnęła mocniej oczy, gdy te gorsze sytuacje wróciły.

-Co ty możesz wiedzieć o życiu, co?! Wszystko miałaś czego chciałaś! Zrozumiałem, że bycie złym się opłaca!

-Jesteś na prawdę chory! Chce wrócić do domu! Wypuść mnie stąd!
-Już ci mówiłem, że...
-Zacznę krzyczeć! Będę wrzeszczeć aż mnie zabijesz!
W porządku wiec zaczynaj.

-Nie zbliżaj się do mnie... proszę...


-Masz krzyczeć. Masz prosić, żebym przestał.


-Jeśli się we mnie zakochasz zabiję cię, ale jeśli ja pierwszy to uczynię będę zmuszony dać ci to czego pragniesz. 


Lidia usiadła na łóżku zastanawiając się przez moment.
Co mógł jej David dać czego pragnęła?
W jednej chwili wszystko zrozumiała. Jej serce właśnie pękło na milion kawałków.
Chciała WOLNOŚCI i ją dostała, a to znaczy...
-David mnie kocha... on mnie kocha... - szepnęła z niedowierzaniem zalewając się łzami.




* * * * * * * *


David wigilię spędził na wyrzucaniu starych kartonów, gdy z jednego z nich wypadł telefon.
Spojrzał ze zdziwieniem orientując się, że to Lidii.
Instynktownie wszedł na galerię oglądając jej zdjęcia.
Na jego twarzy pojawił się leciutki uśmiech, ale zaraz szybko zniknął.
Rzucił telefonem o ścianę, a ten rozpadł się na małe kawałeczki.
Musiał zapomnieć o tej dziewczynie. Im szybciej to uczyni tym lepiej.
Bill wszedł do piwnicy podając bratu drogiego szampana.
-Wesołych świąt David.
Warkocz uśmiechnął się ironicznie biorąc do ręki szampana.
-Więc kiedy przyjdą dziewczyny?






* Never Ending Love - nigdy niekończąca się miłość.




Notka jest dopiero teraz.
Mam nadzieje, że się podoba choć teraz będę się głównie skupiała na Lidii.

Kochani proszę trzymajcie za mnie kciuki 27 sierpnia!!!
To bardzo ważny dzień dla mnie i już odczuwam stres. :D
Pozdrawiam i mam nadzieje, że u was jest lepsza pogoda niż u mnie! :)


piątek, 15 sierpnia 2014

Uprowadzona XV

Czas stoi w miejscu. Jak to się stało? 

 Chce byś wrócił do mojego życia.

 Czy słyszysz? Płaczę. 

Ukochany zniknął...

Gdy ktoś zabrałby jej ukochaną zabawkę ona nie mogłaby nic z tym zrobić.
Jedynie tupałaby nogą i płakała mając nadzieje, że to jej pomoże. To coś jakby dać komuś wolność, swobodę i nadzieje na marzenia, a potem bez mrugnięcia okiem to wszystko zabrać.
Życie tutaj pękło niczym bańka mydlana. A ona nic z tym nie mogła zrobić.
Bezsilność.
To właśnie czuła choć przez moment zastanawiała się czy czasem złość, nie jest silniejsza od pierwszego uczucia. Nie miała ochoty płakać. I tak nic by to nie dało.
Jego decyzja była niczym sakramentalne "tak" wypowiedziane przez dwoje szaleństwo zakochanych w sobie ludzi stojących przed pięknym ołtarzem.
Jego decyzja była
prosta, stanowcza i nieodwracalna.
Gdy ona przekonywała go, że Bóg jednak istnieje coraz bardziej zaczynała w to wątpić.
Wyrządził jej krzywdę, ale przecież miłość wybacza.
A może to nie jest miłość, może to w sobie wmawia?



Uśmiechnęła się z żalem patrząc na ochroniarza, który na nią czekał. 
-David wyszedł? - zapytała choć bardziej odpowiedziała sobie na to pytanie.
-Tak. Już czas - odparł mężczyzna wyraźnie dając do zrozumienia, że nic tu po niej.
Lidia westchnęła ostatni raz spoglądając na ich "wspólną" sypialnię.
Zrobiła krok do przodu, ale po chwili przystanęła spoglądając na mężczyznę.
-Chcę zostawić coś Davidowi. - mruknęła cicho patrząc na ochroniarza błagalnie. 
Wahał się. Nie wiedział czy powinien się zgodzić skoro jego szef odsyła ją z powrotem do domu dając do zrozumienia, że nie chce mieć z nią już nic wspólnego.
Z drugiej jednak strony wiedział jak dziewczyna to wszystko przeżywa dlatego przytaknął głową.
-Potrzebuje długopis i jakąś kartkę - dodała czując ulgę, że jej pozwolił. Mężczyzna wyciągnął ze swojego czarnego garnituru kartkę i długopis po czym wręczył go nastolatce.


* * * * * * * * *  * * * *


Jechali w milczeniu. Lidia dopiero teraz zdała sobie sprawę jak daleko jest od domu.
Nie patrzyła w okno starając się ignorować okropny ból w sercu.
Co ona ma im powiedzieć?
"Cześć miło was widzieć po tak długim czasie!".
Westchnęła głośno zamykając oczy.
Jej życie już nie miało żadnego sensu.
Ale to nie oznaczało, że chciała skończyć z życiem.
David po prostu się nią zabawił i już sama nie wiedziała czy zabicie jej przez niego nie  okazałoby się wcale takim złym pomysłem. Dopiero po około 6 godzinach dojechali na miejsce, a gdy samochód się zatrzymał Lidia rozejrzała się dookoła.
Było ciemno, a śnieg przyjemnie odbijał się powodując wrażenie, że chodniki są posypane małymi, srebrnymi kryształkami. Przełknęła ciężko ślinę.
Bała się tego. W pewnej chwili chciała po prostu uciec z tego auta, ale resztkami zdrowego rozsądku pozbyła się tej myśli. David kupił jej nowe, czyste ciuchy, w których kazał jej jechać.
Nawet gdyby policja miała 'sztuczki' nie znaleźliby żadnego jego DNA.
Prychnęła cicho pod nosem.
Thomas spojrzał na nią odwracając się do tyłu.
Lidia miała wrażenie, że zaczyna się dusić.
Jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły, a ona miała wrażenie, że straciła głos.
-Już czas - usłyszała spokojny głos ochroniarza.
Nie odpowiedziała zaciskając nerwowo ręce na czarnych spodniach.
-Spójrz na mnie - dopiero po chwili to uczyniła.

-Twoi rodzice długo cię szukali. Masz szanse znów ich zobaczyć. Na pewno bardzo za tobą tęsknią. Bardziej niż David. - pokiwała powoli na zgodę głową, ale w ogóle nie wierzyła w sens jego słów.
David miał odwagę zwrócić jej wolność, ale nie miał odwagi z nią jechać?
Przełknęła nerwowo ślinę, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Jestem szalona, że to mnie nie cieszy? - zapytała cicho patrząc na starszego mężczyznę.
-Nie szalona, lecz uczuciowa. To nie jest miłość Lidia. Tak miłość nie wygląda. To tylko zauroczenie, ale to minie. Masz 17 lat i szansę by wrócić do normalnego życia. Po prostu wysiądź.
Nabrała głębszego oddechu kiwając na zgodę głową.
Owinęła się szczelniej czarnym szalikiem po czym wyszła z ciemnego auta.
Nic się tutaj nie zmieniło. Ta sama ulica, te same drzewa i domy.
Jedynie pogoda była nieco inna.
Stanęła pod drzwiami z numerem "17" i właściwie sama nie wiedziała czy powinna zadzwonić czy po prostu wejść jak do siebie. Problem polegał na tym, że ona już nie czuła, że to jej dom.
Więc zadzwoniła czekając aż ktoś jej otworzy.
Było jej tak gorąco, że równie dobrze mogłaby stać przed tymi drzwiami w kąpielówkach, a ona nie poczułaby chłodu. Po chwili drzwi się otworzyły, a Lidia patrzyła z lekkim przerażeniem na kobietę, której rude włosy były spięte niedbale w koka.
Wyglądała jeszcze starzej niż na ekranie telewizora.
Była ubrana całkiem na czarno jakby miała długą żałobę.
Lidia nie odezwała się pierwsza czekając na reakcję kobiety.
Ruda kobieta spojrzała nią unosząc do góry brwi w zdumieniu.
-Lidia? - wyjąkała zalewając się łzami.
-Cześć.... mamo - odparła nastolatka i nim cokolwiek dodała kobieta przytuliła ją mocno do siebie zalewając się gorzkimi łzami.


* * * * *

Miała wrażenie, że wariuje. Nie mogła oddychać, gdyż matka mocno ją tuliła do piersi jakby bojąc się, że znów zniknie. Ojciec natomiast zadawał mnóstwo pytań na które nawet nie zdążyła odpowiadać , bo już pytał o coś innego. Czuła się nieswojo w ich obecności. Nawet nie mogła zmusić się do płaczu.
Nie czuła niczego. Niczym lalka wyprana z jakichkolwiek emocji.
Nie czuła nawet gorąca zielonej herbaty, którą podała jej matka na rozgrzanie.
Ten dom był dla niej obcy. Nie pamiętała, że w salonie stał wielki niebieski wazon upchany sztucznymi różami, że w jej pokoju pachniało miętą i koksem, że ściany w łazience miały kolor lazurowy.
Nie mogła sobie tego przypomnieć.
Po chwili kobieta wstała łapiąc się za głowę i uspokajając nieco emocje.
Zadzwoniła na policję by przestali szukać.

-Policja za niedługo przyjedzie skarbie. Chcą z tobą rozmawiać. Możesz to zrobić dzisiaj, lub jutro. - odparła spokojnie kobieta patrząc z czułością na córkę.
-Dzisiaj - mruknęła cicho spuszczając na chwilę wzrok.


* * * *

Właściwie nie tak wyobrażała sobie swoje zachowanie, gdy znajdowała się na posterunku policji.
Była opanowana, a nawet wyluzowana. Nie przejmowała się pytaniami, które może jej zadać policjantka i policjant, którzy siedzieli na przeciwko niej.
-To pytania będę bardzo osobiste. Twoja mama.. -zaczęła blond włosa policjantka, ale rodzicielka nastolatki przerwała jej stanowczym głosem.
-Zostaje!
-Lidio chcesz by matka została? - dopytała patrząc na dziewczynę łagodnym wyrazem twarzy.
Lidia nie odpowiedziała. Wzruszyła tylko ramionami.
-W porządku. Nie martw się złapiemy go, ale musisz nam w tym pomóc. Zrobisz to dla nas?

Nie była pełnoletnia, ale zaczynała irytować ją ta kobieta. Przecież nie była dzieckiem do cholery!
Lidia odwróciła wzrok, a widząc na nadgarstku mężczyzny złoty zegarek mimowolnie uśmiechnęła się leciutko. David miał taki sam. Na lewej ręce.
-Musisz nam powiedzieć co robiliście przez ten czas.
-Nic.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
-Lidio, wiemy, że się boisz, ale jest w porządku. Nie musisz się obawiać tylko mów prawdę - mężczyzna wyraźnie był od pisania, bo nic nie mówił tylko uważnie słuchał trzymając w ręku długopis i jakiś notes.
-Przecież mówię prawdę.
-Będąc z nim przez te prawie 5 miesięcy do niczego cię nie zmusił? Do stosunku? Do przemocy? Więc co robiliście cały ten czas? - kobieta mówiła to takim tonem jakby nie wierzyła w słowa dziewczyny.
Matka siedziała w milczeniu nie mogąc poukładać sobie tego w głowie.
-Osoba, która mnie porwała jest tchórzem. Mógł ze mną robić wszystko. Mógł kazać mi robić wszystko. Nie zrobił tego jednak. Nigdy nie spojrzał na mnie tak jak mężczyzna spogląda na kobietę, gdy jej pożąda. Nigdy mnie też nie dotykał. To tchórz - powtórzyła wywołując jeszcze większe zaskoczenie i zmieszanie w sali.
-Lidia do cholery! Mów co ci robił! - zawołała jej matka ze złością.
-Proszę się uspokoić. - upomniał ją mężczyzna poprawiając na nosie okulary.
-Pamiętasz go może? Jak wygląda? - dopytywała kobieta.
-Nie. Zawsze nosił maskę.
Lidia nie mogła uwierzyć z jaką łatwością przychodzi jej kłamstwo.
Może jednak nie różni się od Nicole?
-Niczego nie pamiętasz co by charakteryzowało? Tatuaż? Znamię? Kolor skóry?
-Nie.
-Wiec jak ci się przestawiał?
-Mówił, że jest bogiem i jeżeli się ma pieniądze to można wszystko.
-Ma pieniądze?
-Ma mnóstwo pieniędzy - odparła dziewczyna uśmiechając się delikatnie.
-Więc dlaczego cię porwał?
-Był znudzony życiem.
-Mamy kilku podejrzanych. Te same nastoletnie ofiary tylko, że były gwałty i morderstwa to bardzo dziwne, że cię wypuścił. Mówił ci dlaczego?
-Dla zabawy.
-Co w tym takiego zabawnego?
-Wszystko. Te szukanie, ogłoszenia, strach moich rodziców.
-Jaki był w stosunku do ciebie?
-Obojętny. Wychodził rano, wracał wieczorem. Jedynie mnie karmił.
-W porządku. To na razie tyle. Jeszcze nasz ginekolog musi cię zbadać. Chcemy mieć pewność, że cię nie dotknął.
Nastolatka spojrzała ze zdziwieniem na kobietę przypominając sobie słowa Davida.
"Bez twojej zgody policja nic nie będzie mogła zrobić".
Lidia spojrzała w oczy kobiecie.
-Nie zgadzam się - mruknęła cicho, gdy już kobieta zbierała się by ją zaprowadzić pod wskazaną salę.
-Nie możesz powiedzieć nie - wtrąciła się jej matka, a Lidia prychnęła cicho pod nosem.
-Właśnie, że mogę prawda? - zapytała patrząc prowokacyjnie na kobietę w mundurze.
Chyba pierwszy raz w życiu miała przed sobą dziewczynę, która została porwana i twierdzi, że nic jej nie zrobiono.
-Nasz ginekolog nie zrobi ci krzywdy - odparła.
-Mężczyzna, który mnie porwał również mnie nie skrzywdził.
-Na prawdę nie chcesz go złapać?
-Wypuścił mnie - mruknęła nastolatka patrząc wyczekująco na policjantów.
-W takim razie to wszystko. Gdybyś coś sobie przypomniała daj nam znać. To bardzo ważne.
Lidia nie odpowiedziała. Wstała z krzesła udając się na korytarz, gdzie czekał na nich ojciec.
-I co?- zapytał z niepokojem.
-Nic nie chce powiedzieć! - warknęła jej matka zirytowana zachowaniem córki.
Nie taką ją zapamiętała. Tamta Lidia była nieśmiała, uczciwa i szczera.
-Powiedziałam prawdę! Chce już wracać do domu! - zawołała z lekką złością dziewczyna,.
-Spokojnie, jedziemy do domu - odparł ojciec z lekkim uśmiechem po czym wszyscy udali się we trójkę do auta.

Oboje rodziców miało już dość milczenia córki, tych telefonów dziennikarzy i policjantów, którzy stwierdzili, że ich córka jest w jakieś depresji pourazowej.
-Chrzanić ich, albo nam teraz powie jak było, albo.. - zaczęła ruda kobieta z irytacją patrząc na swojego męża.
-Albo co? - dopiero teraz zauważyli Lidię stojącą w progu kuchni. Wyraz twarzy kobiety złagodniał nieco.
-Po prostu się o ciebie martwimy. - odparł ojciec patrząc z zatroskaniem na córkę.
Lidia uśmiechnęła się lekko podchodząc bliżej.
-Szczerość za szczerość.
Matka spojrzała na nią marszcząc brwi.
-O co ci chodzi?
-Okłamaliście mnie, a właściwie to pominęliście fakt, że miałam siostrę. - Lidia musiała improwizować.
Matka uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
-Siostrę? Oszalałaś?
-Miała na imię Nicole. I była starsza o 3 lata. - oboje rodziców spojrzeli na nią w zdumieniu i w szoku.
-Kto ci takie brednie powiedział?! - zawołał ze zdenerwowaniem ojciec, który był najspokojniejszy tego dnia.
-Nicole zginęła dwa lata temu. Rodzice nie przyszli na jej pogrzeb. Nie mieli odwagi, bo ją zostawili gdy była jeszcze mała - nie wiedziała czy tak było czy też nie, ale chciała podpuścić rodziców.
-Lidia, to nie tak... - mruknęła cicho jej matka, a dziewczyna zrozumiała to doskonale.
Nicole była jej siostrą.

* * * *

David czuł się dziwnie. Nie czuł wcale ulgi wręcz przeciwnie.
Nawet wyżywanie się na innych nie dawało mu już takiej samej satysfakcji.
Westchnął przeciągle po czym usiadł zmęczony na wielkim łóżku.
Jego wzrok przykuła biała kartka zgięta na pół. Wziął ją do ręki wiedząc od kogo była...


Davidzie, 

Ludzie uważają, że nic nie dzieje się bez powodu, że wszystko ma w życiu jakiś sens.
Nasze narodzenie, nasz płacz czy radość. Nic nie dzieje się przypadkiem.
Ale patrząc z perspektywy nas nasze "spotkanie" nie pomogło nam w byciu silnym.
Zabrałeś mnie, bo tak strasznie tęsknisz za Nicole. Szukałeś we mnie jej. 
I być może znalazłeś, ale boisz się otworzyć na nowe uczucia.
Dałeś mi wolność, o którą tak prosiłam i której tak pragnęłam.
Ale dopiero teraz, gdy ostatni raz spoglądam na ten dom, dom który przez pewien czas był "mój" zrozumiałam, że to nie jest to czego chce.
Moim marzeniem stało się pragnienie bycia przy Tobie.
Nie tylko w tych szczęśliwych chwilach, ale także w tych smutnych.
Gdy świat obróci się przeciwko tobie,
gdy nie będziesz już wstanie udawać, że nic ci nie obchodzi.
Ale nie dałeś mi tej możliwości, nie pozwoliłeś mi na to.

Zmieniłeś moje marzenia David. 
Zmieniłeś mnie. 
I teraz gdy mam jeszcze więcej wątpliwości i pytań, gdy będę chciała znaleźć w końcu prawdziwy dom i szczęście pomyśle o tobie. Mając cichą nadzieje, że jesteś bardziej szczęśliwy ode mnie.

                                                                 Z MIŁOŚCIĄ
                                                                                                Lidia.









******

Przepraszam za opóźnienia, mam nadzieje, że rozdział wam się podoba.
Pozdrawiam!