piątek, 22 sierpnia 2014

Uprowadzona XVI

Skąd ta obojętność, która karze mi stać
kiedy chciałabym za Tobą pobiec?



-Bóg powiedział nam: "Czyńcie dobro. Kochajcie i głośnie Moją Chwałę, nauczajcie, upominajcie, bo jeśli nie dla was, dla kogo oddałem swoje życie? Proście, a będzie wam dane, niesprawiedliwi dostąpią sprawiedliwości, ubodzy doznają majątku - po raz kolejny na twarzy młodej dziewczyny wdarł się pogardliwy uśmiech.
 Dopiero teraz zrozumiała, że jej wiara nie umocniła się przez modlitwę, a raczej pewną osobę,
której jej brakuje.
-Nie wam przyjdzie sądzić ludzi, zostawcie to Bogu. On wybacza i umacnia tych, którzy w Niego wierzą.


Lidia oparła brodę o rękę nie ukrywając znudzenia.
Na prawdę miała dość tego faceta, stojącego na środku  ołtarza, przy którym nauczał i mówił coś czego nie chciała zrozumieć.
Gdy była mała, przychodziła tutaj częściej by wysłuchać co nowego powie pastor, czym ją zaciekawi.
Ależ się myliła, gdy myślała, że te "kazania" zawsze będą ją intrygować i ciekawić.
Miała dosyć tego współczucia w oczach innych ludzi, którzy na nią patrzyli, którzy mówili, że świetnie ją rozumieją, że cieszą się, bo wróciła.
Ale oni przecież gówno wiedzą.
Wszyscy na siłę próbowali jej pomóc, wczuć się przez moment choćby w jej ból, ale nie potrafią.
Przecież tutaj nie tylko chodzi o ból fizyczny, ale o ten duchowy.
Miała wrażenie, że w końcu wyląduje w psychiatryku, no bo jak ktoś normalny po takim doświadczeniu może wrócić do codziennego funkcjonowania?


-Jesteście tutaj, bo wierzycie. Wierzycie, że będziecie zbawieni, bo czynicie dobro. - Lidia z ledwością powstrzymała śmiech. Zakryła sobie usta rękawem szarej bluzy, który wystawał spod długiej kurtki w odcieniu khaki. Gdyby ktoś przyglądał jej się dłużej doszedłby do wniosku, że chyba jest opętana.
Jedynie starsze kobiety od czasu do czasu rzucały jej ukradkowe spojrzenia.
Lidia zamknęła na chwilę oczy wracając do przedwczorajszej sytuacji.


*****


Usiedli na tapczanie, spuszczając wzrok w dół.
 Co najmniej wyglądali jakby zrobili coś złego, albo szli na skazanie, za jakieś przestępstwo.
 Kobieta w oczach miała łzy, a mężczyzna nie mówił nic. Najwidoczniej nie było mu to na rękę.
Jedynie Lidia zdawała się twardo patrzeć na nich ze skrzyżowanymi rękoma.
Usiadła na oparciu fotela, na przeciw nich wyczekująco patrząc.

-Byliśmy młodzi Lidia... nie mieliśmy pieniędzy... miałam dopiero 17 lat! - zawołała jej matka z rozpaczą jakby to miało usprawiedliwić ten straszny czyn.
-Urodziłaś mnie 3 lata później. Czemu nie wzięliście jej z powrotem?
-Oddaliśmy ją do sióstr, z karteczką jej imienia i datą urodzenia. Zakonnice nie wiedziały za wiele o nas, byliśmy tam tylko raz.
-Musisz zrozumieć, że nie zawsze mieliśmy pieniądze...
-Tylko dwa razy w życiu widzieliście Nicole? W dniu narodzin i 3 lata później?
-Nie potrafiliśmy jej zaakceptować. To nie było proste - mruknęła kobieta zalewając się łzami.
Lidia uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
-Kochani rodzice, przez was Nicole stała się okropną suką - szepnęła patrząc na nich bezczelnie.
-Lidia hamuj się do cholery! O czym ty mówisz?! - krzyknął ojciec ze złością patrząc na swoją córką.
-Nicole była sama. Nigdy nie wysłaliście jej prezentu w dniu urodzin, nigdy nie zadzwoniliście spytać jak się czuje. Myślicie, że wyrosła na dobrą dziewczynę!?! Z resztą już nie ważne. Nicole umarła.
-J-jak to umarła? - wyjąkała zrozpaczona kobieta.
-Zginęła w wypadku samochodowym. Tylko tyle wiem. A jeśli nie wiecie jak wygląda to wam podpowiem. Prawie jak ja. Różnimy się tylko kolorem włosów i charakterem. Może gdybym miała po niej temperament nikt nie wykorzystywałby mojej dobroci.
-Lidia....
-Nie chce tego słuchać. Zabiliście moją siostrę, po części zabiliście też mnie. Nigdy wam tego nie wybaczę i nigdy nie będzie tak samo! - zawołała ze złością po czym pobiegła do swojego pokoju.

Gdyby David jej nie porwał najprawdopodobniej nigdy nie dowiedziałaby się, że ma siostrę.
A jej rodzicie nigdy by nie mieli odwagi się przyznać do zbrodni, którą popełnili.



*******


W jednej chwili poczuła, że ogarnia ją złość.
Wstała z ławki po czym wybiegła z pomieszczenia na zimne powietrze.
Wiatr przyjemnie drażnił jej twarz i rozwiewał długie włosy.
Złapała się za głowę starając się uspokoić. Zbyt dużo emocji targało nią.
-Lidia, co się stało? - zapytała jej matka, która nagle zjawiła się obok łapiąc dziewczynę za ramię.
-Nie chce tu chodzić. Nie chce kłamać, że znów jest jak dawniej.
-Może być jak dawniej, Lidia...
-Nigdy nie będzie jak dawniej, rozumiesz!?! Nienawidzę tego życia! Tego pieprzonego udawania! - zawołała ze złością po czym wyrywając się z rąk matki pobiegła przed siebie.
-Lidia!


Ruszyła do parku, w którym zawsze przebywała w czasie wagarów.
Co dziwne ławka była zupełnie pusta, nie taką ją zapamiętała.
Zawsze było kilka osób, w tym jej najlepsza przyjaciółka.
Nawet gdy było wolne od szkoły zawsze ktoś się znalazł.
Dopiero teraz zrozumiała, że jest na prawdę sama.
Jej najlepsza przyjaciółka odwróciła się od niej, gdyż zmieniła towarzystwo.
Dopiero teraz, gdy Lidia wróciła ludzie, którzy nigdy z nią nie rozmawiali, którzy się z niej śmiali zaczęli wydzwaniać do jej domu i pytać jak się czuje.
Nie miała zamiaru wracać do szkoły. Wiedziała, że rodzice na taki układ pójdą.
W końcu przeżyła prawdziwe piekło.
Nawet jeśli znalazłaby się taka osoba, z która chciałaby porozmawiać nie mogła tego uczynić.
Przecież David miał jej telefon choć nigdy o nim nie wspominał.
Pewnie go wyrzucił. Jak ją.
Gdy tylko przechodził obok jakiś mężczyzna ona miała wrażenie, że to David.
W pierwszej chwili chciała do niego podbiec, rzucić mu się na szyję i powiedzieć, że nikt jej nie rozumie, w drugiej chwili jednak docierała do niej szara rzeczywistość.
To tylko głupie omamy.
Davida nie ma i nie będzie. TYLE.


* * * * * *  * * * * *


Minął tydzień zanim odważyła się w końcu porozmawiać z matką.
Udała się do kuchni gdzie kobieta przygotowywała wigilijną kolacje.
Te święta chyba były najsmutniejsze w całym jej życiu.
Nawet wspólne strojenie choinki nie dawały jej tyle radości co wcześniej.
Gdy przechodziła ulicami oglądając jak ludzie stroją okna świątecznymi naklejkami,
jak dzieci bawią się wspólnie na placu i rzucają się nawzajem śnieżnymi kulkami śmiejąc się przy tym do utraty tchu, jak lepią ogromnego bałwana i ubierają go w swoje ciuchy miała wrażenie, że wie o czym David jej mówił. O tym całym udawaniu, że jest się rodziną gdy tak na prawdę grunt sypie się pod nogami.
To przykre, że w tym dniu ludzie przestają być sobą, a udają szczęśliwych.

Westchnęła głośno.

Za godzinę miała przyjechać dalsza rodzina Lidii.
W końcu zaginęła. Nastolatka poprawiła nerwowo swoją czarną z długim rękawem sukienkę.
-Mamo... - zaczęła niepewnie siadając na krześle przy oknie.
-Tak? - zapytała z uśmiechem kobieta doprawiając jakieś danie.
-Muszę ci o czymś powiedzieć... Chodzi o tego, który mnie porwał... - kobieta zesztywniała po czym odwróciła się powoli do córki. Usiadła obok niej łapiąc ją za ręce.
-O co chodzi kochanie?
-Nie mogę go zapomnieć... Myślałam, że mi się wydaje, w końcu tylko on był ze mną, ale myślę... chyba... ja go kocham mamo! - zawołała w końcu z lekką rozpaczą. Kobieta spojrzała na nią zaskoczona po czym ścisnęła mocniej jej zimne dłonie.
-Lidia. To nie jest miłość. Tak się nie kocha. Jesteśmy już przy tobie. Już nigdy nie będziesz sama. Już nigdy cię nie skrzywdzi.
-Ale... to dobre wspomnienia ... - szepnęła cicho dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Lidia, on cię wykorzystał. Zagrał na twoich emocjach, a potem bezczelnie porzucił. Nie miał odwagi przyjść tutaj z tobą. Dlaczego? Bo nic nie czuł. Bo to pierdolony sukinsyn, który porwał moje dziecko niszcząc jej tym samym życie! - nastolatka spojrzała na matkę. Nigdy nie słyszała by przeklinała.
Widziała, że kobieta również cierpi, że nie może sobie z tym poradzić.
-Mamo... on był dla mnie dobry...

Kobieta nagle wstała patrząc za okno i łapiąc się za głowę.
Najwyraźniej była już tym wszystkim zmęczona.
-Dobrze. Zapiszemy cię na terapię. Porozmawiasz z psychologiem.
-Co? Nie jestem wariatką!
-On ci wytłumaczy co to miłość i na czym polega.
-Wiem doskonale co to miłość!
-Więc do cholery nie pleć bzdur, że kochasz tego sukinsyna! - zawołała ze złością kobieta, a Lidia drgnęła lekko przestraszona tym nagłym wybuchem gniewu.
-Co tu się dzieje? - do pomieszczenia wszedł mężczyzna poprawiając swoje okulary.
-Wytłumacz jej co to miłość, bo ja nie potrafię - warknęła jej matka po czym wyszła z kuchni.
Lidia powstrzymała z ledwością płacz. Ojciec podszedł do niej obejmując ją ramieniem.
-Zawsze jest zła, gdy się czymś stresuje. W końcu znów będziemy całą rodziną. - odparł pocieszająco ojciec uśmiechając się blado.
-To nie ma sensu.. -szepnęła dziewczyna podążając śladem matki.


Nie cieszyła ją choinka ozdobiona pięknymi, kolorowymi bombkami.
Ani nawet masa prezentów pod nią. Przy stole panowała idealna harmonia.
Nikt nie wchodził na niewygodne tematy wszyscy byli dla siebie przesadnie mili.
Dopiero teraz zauważyła tą sztuczność.
Nie chciała jednak pokazywać jakiś humorków. Nie miała już na to siły.
Odpakowała swój prezent już nie z takim entuzjazmem jak jeszcze rok temu.
Kolorowy papier w gwiazdki krył pod sobą telefon. Uśmiechnęła się lekko.
 Swój straciła więc wypadałoby mieć nowy.
-Dziękuje - mruknęła cicho siląc się na uśmiech.
-To jeszcze nie wszystko - zaczął ojciec dziewczyny. Lidia uniosła do góry brew odgarniając długie włosy do tyłu. Mężczyzna spojrzał wymownie na swoją żonę, która wyciągnęła zza pleców małego kundelka.
Lidia pisnęła z radości gdy kobieta ją podała dziewczynie.
Mała, merdała ogonkiem i lizała jej rękę.
-Jest piękna! - zawołała zachwycona.
-Znaleźliśmy ją w schronisku. Ale nie ma jeszcze imienia. Jak ją nazwiesz? - zapytał ojciec z uśmiechem.
Lidia zamyśliła się na chwilę.
-Nel. Będzie miała na imię Nel. - odparła głaszcząc maleńką brązową główkę.
-Nel? To dość oryginalne imię - zaczęła babcia dziewczyny z uśmiechem.
-To skrót - mruknęła dziewczyna tuląc do piersi pieska.
-Od czego? - zapytała matka najwyraźniej zaciekawiona.
-Never Ending Love - odparła nastolatka wprawiając w tym wszystkich zgromadzonych w osłupienie i niezręczną ciszę.


* * * * * * *


Lidia opadła zmęczona na łóżko, a jej nowa towarzyszka niemal od razu uczyniła to samo kładąc się obok jej ramienia.
-Mam nadzieje, że David spędza te święta lepiej od nas. - szepnęła do zwierzaka głaszcząc czubek jego głowy.
Zamknęła na chwilę oczy, gdy jakieś wspomnienia wróciły.

-Miłość nie jest żartem David.
-Ale moje życie nim jest!


-To miłość jest słabością Lidia. To ona nas niszczy.

-Cieszysz się, że to ja, bo wiesz, że tego nie zrobię?
Nie, bo wiem, że kiedy ty wymierzasz we mnie broń ja nie będę w stanie cię przed tym powstrzymać.

Nie będę w stanie się bronić, bo nie chce zrobić ci krzywdy.


-Porwałem cię, zgwałciłem, biłem, ciąłem, a ty chcesz mi powiedzieć, że mnie nie nienawidzisz?


Ścisnęła mocniej oczy, gdy te gorsze sytuacje wróciły.

-Co ty możesz wiedzieć o życiu, co?! Wszystko miałaś czego chciałaś! Zrozumiałem, że bycie złym się opłaca!

-Jesteś na prawdę chory! Chce wrócić do domu! Wypuść mnie stąd!
-Już ci mówiłem, że...
-Zacznę krzyczeć! Będę wrzeszczeć aż mnie zabijesz!
W porządku wiec zaczynaj.

-Nie zbliżaj się do mnie... proszę...


-Masz krzyczeć. Masz prosić, żebym przestał.


-Jeśli się we mnie zakochasz zabiję cię, ale jeśli ja pierwszy to uczynię będę zmuszony dać ci to czego pragniesz. 


Lidia usiadła na łóżku zastanawiając się przez moment.
Co mógł jej David dać czego pragnęła?
W jednej chwili wszystko zrozumiała. Jej serce właśnie pękło na milion kawałków.
Chciała WOLNOŚCI i ją dostała, a to znaczy...
-David mnie kocha... on mnie kocha... - szepnęła z niedowierzaniem zalewając się łzami.




* * * * * * * *


David wigilię spędził na wyrzucaniu starych kartonów, gdy z jednego z nich wypadł telefon.
Spojrzał ze zdziwieniem orientując się, że to Lidii.
Instynktownie wszedł na galerię oglądając jej zdjęcia.
Na jego twarzy pojawił się leciutki uśmiech, ale zaraz szybko zniknął.
Rzucił telefonem o ścianę, a ten rozpadł się na małe kawałeczki.
Musiał zapomnieć o tej dziewczynie. Im szybciej to uczyni tym lepiej.
Bill wszedł do piwnicy podając bratu drogiego szampana.
-Wesołych świąt David.
Warkocz uśmiechnął się ironicznie biorąc do ręki szampana.
-Więc kiedy przyjdą dziewczyny?






* Never Ending Love - nigdy niekończąca się miłość.




Notka jest dopiero teraz.
Mam nadzieje, że się podoba choć teraz będę się głównie skupiała na Lidii.

Kochani proszę trzymajcie za mnie kciuki 27 sierpnia!!!
To bardzo ważny dzień dla mnie i już odczuwam stres. :D
Pozdrawiam i mam nadzieje, że u was jest lepsza pogoda niż u mnie! :)


10 komentarzy:

  1. Ok ja trzymam i powodzenia kopniak na szczescie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi sie podoba :) Fajne te imie dla pieska, mam wrazenie ze ten skrót ma coś wspólnego z Davidem :)))
    No i trzymamy kciuki!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne ! Jejku jak ja koocham postać Dave'a ♥
    I mam pytanie . . . jak nazywa się na prawdę ten chłopkak ? (ten na tle i wgl .) Jesteś ZAJEBISTA !! To opowiadanie też ♥
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału !

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę nazywa się Tom Kaulitz
    I zgasdzam się jest zajebisty <3
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział
    Zły Omen <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następna część bo nie mogę się już doczekamy a tak strasznie rzadko coś wrzucasz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda że tak rzadko dodajesz notki napisz chociaż kiedy mozna sie spodziewać no i jak ci poszło?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział, życzę weny ;) kiedy next, miał być tydzień temu a tu tylko wiatr na blogu zamiast posta co trochę smuci :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieje, że niedługo Lidia i David się spotkają (chociażby przypadkowo) Jeeeestem taaaaka ciekawa co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej kiedy dodasz notkę:( tyle nas tu czeka. Wkoncu kazdy pozapomina o blogu a szkoda bo jest swietna historia . Odezwij sie jak będziesz mogla.

    OdpowiedzUsuń