piątek, 24 kwietnia 2015

Uprowadzona XXXI


WHEN YOU SAY YOU LOVE ME
I KNOW  I LOVE YOU MORE



- Więc to twój "genialny" plan? Drobne przewinienia by oczernić jej czystą kartę? Powiedz mi, dlaczego ci jakoś nie wierzę? - Nicole zaśmiała się perliście patrząc z politowaniem na blondynkę.
Wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Ann, skarbie. Ludzie się zmieniają.
- Być może, ale na pewno nie tacy jak ty.
- Znów chcesz mnie obrazić?
Blondynka westchnęła zaciskając usta w cienką linię.
 - Jak przypuszczam nikt nie może wiedzieć, że tu jesteś.
Brunetka pokiwała głową na zgodę.
 - Dokładnie i lepiej, żeby nie rozeszło się to przez ciebie.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że nic nie powiem. Znamy się już ponad 15 lat.
- To prawda, ale nie mogę nikomu ufać i tak za dużo ci powiedziałam - Anna pochyliła się nad brunetką, a jej niebieskie tęczówki natrętnie patrzyły w jej oczy, które nie wyrażały żadnych większych uczuć.
- Wiesz o tym prawda? Wiesz, że Moris nie żyje?
Nicole zachichotała patrząc z politowaniem na dziewczynę.
 - Feksler?
- Nawet z tego żartujesz? Myślałam, że coś dla ciebie znaczył, że...
- To, że on nie potrafił sobie przez te dwa cholerne lata poukładać życia, nie oznacza, że ja tego nie zrobiłam. Miałam sporo czasu na przemyślenia.
- Zimna niczym lód, ale i tak mnie nie nabierzesz. W żadnym stopniu jego śmierć ani trochę cię nie ruszyła?
Nicole westchnęła.
- Nie.
- Kłamiesz. Jesteś dobrym kłamcą.
- Co innego moja siostrunia. Litry łez dla takiego palanta. - odparła z niesmakiem wykrzywiając twarz w grymasie obrzydzenia.
- Gdy na początku chciałaś ją znaleźć nie zamierzałaś jej zniszczyć życia.
- Wiesz dlaczego David ją porwał? Bo mu ją przypominałam, a ona się w nim zakochała. Czyż nie jest głupiutka?
- A Sebastian? Masz z nim kontakt?
Nicole skrzywiła się słysząc to imię.
- Nie i lepiej, aby nie wiedział.
- Dlaczego? Myślałam, że on...
- On był moją pierwszą miłością, bla, bla, bla. Dorośnij do cholery. Żadnego z nich nie kochałam.
- Więc czemu to robiłaś?
- Dla zabawy - mruknęła z promiennym uśmiechem.


* * * * * * * * * * *
W czarnym aucie rozbrzmiała piosenka "I love rock n' roll".
Kobieta zacisnęła kurczowo palcami skórzaną kierownicę, a jej noga ani na chwilę nie oddaliła się od gazu. Wciąż co kilka sekund przyciskała go mocno, przerzucając gwałtownie biegami.
Zgłosiła muzykę, która i tak strasznie ją zirytowała i powodowała okropny ból głowy.
Zignorowała dzwoniący telefon, gwałtownie wjeżdżając do lasu.
Jechała wprost na wielki dąb, który z każdą sekundą zdawał się zbliżać jeszcze bardziej.
W pewnej chwili zahamowała gwałtownie powodując, głuchy pisk opon.
Zatrzymała pojazd oddychając ciężko. Czuła narastający gniew i w żaden sposób nie mogła go powstrzymać. Wyszła po chwili z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.
Spojrzała przenikliwie na połamane nieopodal gałęzie.
Obeszła je natrafiając na most.
Podeszła bliżej patrząc przed siebie.
Opuszkami palców dotknęła wgniecenia na barierce by następnie spojrzeć w dół.
Nie wiedziała ile było metrów głębokości, ale zdecydowanie było to miejsce idealne dla samobójców.
Zatrzymała rękę dopiero w tedy, gdy wgniecenie się zakończyło.
Przykucnęła, wolno oplatając palcami barierkę.
Przymknęła oczy czując nieprzyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele.

******************
Zadzwoniła dwa razy cierpliwie czekając, aż ktoś raczy jej otworzyć. 
Była pewna, że dom nie był pusty tylko najwidoczniej właściciel nie miał ochoty przyjmować teraz gości.
Weszła więc pewnym krokiem domyślając się, że drzwi i tak będą otwarte.

Usłyszała dźwięk tłuczonego szkła uderzający o ścianę.

 Drgnęła na to przełykając wolno ślinę. 
Weszła głębiej nie ściągając swoich wysokich butów. Oparła się o framugę drzwi prowadzących do salonu patrząc z zaciekawieniem jak David niszczy wszystko co napotkały jego silne ręce.
- Powinieneś ograniczyć cukier. Słyszałam, że podnosi ciśnienie - mruknęła z rozbawieniem przykuwając uwagę mężczyzny. 
Spojrzał na nią ze wściekłością, a ona z wielkim zainteresowaniem przyglądała się zdemolowanym meblom, mnóstwem potarganych książek oraz roztrzaskanym szkłem.
- Nicole to nie jest dobra chwila - warknął zaciskając pięści.
- No chyba się domyślam skoro postanowiłeś pobawić się w architekta - David czuł, że jeszcze chwila i ona znajdzie się na jego liście do "zniszczenia". 
Nie wiedział po co tutaj przyszła, ale im dłużej tak stała z tym bezczelnym uśmiechem tym bardziej działała na niego jak płachta na byka. 
Nie chciał jej zrobić krzywdy, ale znał swoje możliwości.
- Wyjdź stąd - warknął starając się jakoś zniechęcić ją. 
- Szukam Sebastiana.
- Jak widać nie ma go tu, kurwa.
- Wyluzuj kochanie - mruknęła wyciągając ręce w obronnym geście.
David nie odpowiedział. Kopnął tylko mocno w stolik, który przewrócił się z wielkim hukiem.
Nicole prychnęła na ten widok, ale po chwili uniosła do góry jedną brew.
- Aaah, jakbym mogła zapomnieć? Dziś jest ten dzień, prawda? Twój ojciec... - zaczęła z uśmiechem, ale David jej nie pozwolił dokończyć.

Popchnął ją na ścianę zaciskając mocno ręce wokół jej szyi. Nicole odchyliła głowę w bok oddychając płytko. Dopiero teraz zauważyła, że jego ręce są poranione.

- Nie mów o nim, bo nie wytrzymam. Wypierdalaj stąd zanim się wkurwię. 
- Myślisz, że się ciebie boje? - brunetka prychnęła z rozbawieniem.
Mężczyzna zmrużył gniewnie oczy.
- Ja nie żartuje. Na prawdę zrobię ci krzywdę. Zapomnę, że jesteś kobietą, więc mnie nie prowokuj. Po prostu stąd wyjdź. 
Jego ręce uwolniły jej szyję. Nicole uśmiechnęła się lekko rozcierając obolałe miejsce.
Spojrzała na niego.
- Okey wyjdę, ale nie rozumiem jak mogłeś kogoś takiego kochać. Ćpuna, dla którego liczył się tylko kolejny towar - wcale nie była głupia. 
Wiedziała, że jeśli David coś mówi, to mówi to po to, aby ją ostrzec. 
Potoczyło się szybciej niż myślała.
David złapał ją za nadgarstek boleśnie zaciskając tam dłoń i obrócił ją do siebie.
Podłożył jej nogę powodując, że upadła na podłogę. 
Skrzywiła się lekko czując ból.
Mężczyzna położył się na jej drobnym ciele ponownie oplatając jej szyję rękami 
 i podnosząc lekko głowę.
- DLACZEGO KURWA MNIE PROWOKUJESZ?! NIE WIERZYSZ, ŻE CIĘ UDERZĘ?! - krzyczał jej prosto w twarz. Wiedziała, że wpadł w furię. 
Płonął, czuła gorycz i złość emanującą z jego ciała. 
Z trudnością łapała powietrze. 
- Zrób to. Zapomnij, że jestem kobietą i uderz tak mocno, żebym poczuła ten ból, który ty nosisz odkąd byłeś dzieckiem. Niech on stanie się moim bólem. 
- Wyjdź stąd - powtórzył tylko po czym odsunął się od niej siadając na podłodze.
Nicole przekręciła teatralnie oczami. Nie spodziewała się, że aż tak trudno będzie.
- Dobrze, zrobię to inaczej - mruknęła cicho po czym wstała. 
Rozejrzała się po pokoju w pewnej chwili pociągając za serwetkę, na której znajdowały się dwa talerze. Naczynia z głośnym hukiem uderzyły o podłogę roztrzaskując się na kawałki. 
David spojrzał na nią ze zdziwieniem. 
- Nicole...
- Chcę poczuć ten ból! Chce być taka jak ty! Dlaczego zimno przychodzi ci tak łatwo?! - zawołała z irytacją zbierając odłamki talerzy i jeszcze raz rzucając nimi o ścianę. 
Poczuła ból w okolicach nadgarstka, gdy ostre narzędzie przejechało po jej skórze.
David wstał z podłogi po czym przyciągnął ją do siebie.
- Zrobisz sobie krzywdę. 
- Ty też. - odparła twardo patrząc w jego oczy.
David prychnął patrząc na nią z litością.
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz. Nic dla ciebie nie znaczę, patrzysz na mnie w ten sam sposób jak inni. Na przestępce, kogoś kto nie ma prawa bytu.
- To nieprawda, David. Żyłeś przez tyle lat samotnie, nie potrafiłeś nikomu zaufać. Nie chciałeś. Wytworzyłeś sobie barierę do której nikt nie ma prawa. Nie jesteś złym człowiekiem, nigdy za takiego cię nie uważałam. Nasze ręce są poplamione krwią, chorym pragnieniem zemsty. 
- Nicole....
- Spójrz na mnie. Jesteśmy tacy sami. Pod maską obojętności, kryjemy doznane krzywdy i ból, z którym nie potrafimy sobie poradzić. Nienawidzimy poczucia samotności, ale nic z nim nie robimy. Już do tego przywykliśmy. 
- Jak możesz mówić, że ja żyłem przez tyle lat samotnie, gdy ty w tym  samym czasie, gdy ja miałem dach nad głową, rodziców, brata... nigdy nie zaznałem głodu... a ty po prostu... po prostu byłaś tam. Czekałaś aż się zjawią, ale oni nigdy się nie przyszli. Nigdy ich nie poznałaś.
- Ale mogłam sobie wmówić, że umarli, że nigdy tak na prawdę mnie nie porzucili, że mnie kochali. Twoi żyli David. I jestem pewna, że mój ból jest bardziej do zniesienia niż twój. 
David wypuścił ze świstem powietrze gubiąc się już coraz bardziej. 
Przybliżył się do niej dotykając jej policzka.
- Sebastian to mój najlepszy przyjaciel i jak dotąd jedyny, aż nagle... pojawiłaś się ty. I wszystko komplikujesz. Jak mam patrzeć mu w oczy, gdy w mojej głowie wciąż pojawia się wizja całowania cie, dotykania... Nicole.... 


Dziewczyna podeszła bliżej obejmując jego szyję i przytulając się do niego.

- Musiałam cię sprowokować. Twój ojciec jest na pewno z ciebie dumny. Z Billa także. - szepnęła pochłaniając cudowny zapach jego ciała.
David oddalił ją po chwili od siebie, ale wciąż trzymał ją w ramionach.
- Chce złamać dzisiaj wszystkie zasady - szepnął, a jego ręce mimowolnie powędrowały pod bluzkę dziewczyny dotykając jej pleców.
- Dobrze, bo ja też mam taki zamiar - mruknęła cicho po czym wpiła się w usta Davida, który ochoczo przyjął pocałunek. Jego ręce powędrowały na jej biodra po czym uniosły ją do góry. 
Nicole przyssała się do dolnej wargi mężczyzny wywołując przyjemne dreszcze na jego ciele. 
Opadła na wielkie łóżko odruchowo rozrzucając ręce po obu stronach głowy.
David zawisł nad nią spoglądając na nią intensywnie.
- Nienawidzę, gdy to robisz - mruknęła czując lekkie wypieki na buzi.
- Nie moja wina, że taki masz na mnie wpływ - wyszeptał uśmiechając się uwodzicielko.
Dziewczyna przyciągnęła go do siebie ciągnąc za złoty łańcuszek, który miał na sobie.
Spojrzała śmiało w jego oczy. 
- Pragnę cię, Davidzie Moris. 
To jedyny raz, kiedy David zobaczył w jej oczach coś, czego nigdy mu nie pokazała. - że ma serce.
* * * * * * * ** * * * * ** * * * *

Wstała wolno, odruchowo otrzepując czarne, obcisłe rurki. 
Spojrzała na most uśmiechając się lekko. 
To było jedno z tych dobrych wspomnień związanych z Davidem.
Do którego nigdy nie powinna dopuścić, ale którego za nic w świecie nie żałowała. 
Cofnęła rękę, gdy ponownie wbrew jej woli kierowała się na metalową konstrukcje mostu. 
Odwróciła się z napięciem udając się w stronę samochodu.

* * * * * * * * * * ** *

- Nie kłam. - jej oczy były podkrążone, usta niepokojąco sine, włosy roztrzepane. 
Rękawy jej czarnego powyciąganego sweterka były stanowczo za długie. 
- Nie kłamię - odparł mężczyzna uśmiechając się delikatnie po czym złapał ją za dłonie. 
- Ty umierasz. Widzę to do cholery. Umierasz. - wyszeptała rozpaczliwie, gdy głos zaczął jej się załamywać. Oczy ponownie się zaszkliły.
- Lidia to tylko kontrola u lekarza. To nie wyrok śmierci. 
- Nie wyrok śmierci, bo on już dawno zapadł.
Mężczyzna westchnął odgarniając jej z twarzy kosmyki ciemnych włosów. 
- Pójdziesz ze mną? 
Pokiwała głową ocierając resztki łez, które zdawały się nie mieć końca.
- I obiecujesz nie płakać? 
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Spojrzała na niego po czym przytuliła się do jego boku.
Jej ramiona zadrżały lekko. 

Życie nie jest sprawiedliwe.
I dobrze o tym wiesz.
Bóg nie jest sprawiedliwy.
Daje życie tym, którzy go nie chcą.
Daje płodność tym, którzy porzucają dzieci.
Daje talent tym, którzy go marnują.
Daje zdrowie tym, którzy wcale o to nie prosili.
Ty dałaś mu wszystko. Swoje serce, życie.
A On nie dał ci nic.
Zabiera ci wszystko. 
I nie możesz Go powstrzymać.
Jesteś przegrana.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * 
Anna rozejrzała się po klubie.
Nie uznała za dobry pomysł imprezować tutaj z Nicole, ale niestety dziewczyna trzymała ją pod kluczem. Najwidoczniej świetnie się bawiła kosztem blondynki.
Nicole uśmiechnęła się do kelnera, który podał im dwa kolorowe drinki.
- Oh, dawno nie byłam w żadnym klubie. Czuje się tak staro - odparła ze śmiechem upijając gorzko-słodki posmak alkoholu. Anna uśmiechnęła się lekko rozglądając po klubie.
Dochodziła dopiero 20, a tłumu przybywało.
Głośna muzyka wypełniała pomieszczenie, a światła okropnie migotały na przeróżne barwy.
- Może kogoś wyrwiemy? - dodała z rozbawieniem uważnie rozglądając się po klubie.
- Mam męża - przypomniała blondynka, wywołując w dziewczynie chichot.
- Tak, wiem, wiem. Tylko się droczę.
- Lidia? - Nicole zakaszlała nerwowo poprawiając włosy.
Odwróciła się do w stronę młodego mężczyzny, który przyglądał się jej z uwagą.
Anna wyprostowała się nagle, gdy jej serce zaczęło bić.
Nicole spojrzała na chłopaka. Miał blond włosy roztrzepane w każdą stronę.
Czarna koszula założona luźno na jeansowe spodnie. Mógł mieć maksymalnie 18 lat.
 A skoro tyle, był rówieśnikiem Lidii.
- To ty - odparła tylko ukradkiem zerkając na Annę, która zbladła, gdy zdała sobie sprawę, że dziewczyna improwizuje. Chłopak odetchnął jakby z ulgą po czym usiadł obok.
- Cieszę się, że cię spotkałem. Tęskniłem za tobą, dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? - zapytał jakby z wyrzutem, a jego zielone tęczówki natrętnie na nią spoglądały.
- Widocznie miałam ku temu powód - odparła unosząc do góry brew.
Chłopak przymknął lekko oczy, co tylko utwierdziło dziewczynę w tym, że trafiła. 
- To było miesiące temu. Źle zrozumiałaś moje zachowanie. Nie chciałem cię skrzywdzić. Nie chciałem byś uciekała przede mną, byś się mnie bała. Lidia nie chciałem cię zmuszać do niczego, ale jesteś taka piękna... - nie musiała być przy tej sytuacji, by wiedzieć o czym mówi.
Chłopak spojrzał niepewnie na towarzyszkę brunetki. Nicole westchnęła zwracając się do blondynki.
 - Przynieś moją katanę. Zaraz wychodzimy - dziewczyna pokiwała na zgodę głową widząc pewność Nicole.
- Posłuchaj... nie chce mieć z tobą kontaktu, rozumiesz? To co było między nami... już tego nie ma.
- Lidia, ale ja cię nadal kocham! 
- Kochasz? Żartujesz sobie? Chciałeś...
- Nie chciałem cię zgwałcić! Nigdy bym tego nie zrobił.
- Więc dlaczego uciekałam? 
Chłopak zagryzł nerwowo wargę. 
- Daj mi szansę.
- Idź stąd. 
- Ale...
- Idź - powtórzyła nieco głośniej obserwując blondyna.
Chłopak westchnął poddańczo, po czym niechętnie wstał. 
- Znasz mój numer. Dzwoń w razie czego. 
Odprowadziła go wzrokiem, gdy zniknął w tłumie tańczących ludzi. 
Odetchnęła z ulgą. Oddaliła od siebie alkohol. Nie miała ochoty już na niego.

* * * * * * * *
Lidia chodziła zniecierpliwiona po długim korytarzu niecierpliwiąc się z każdą kolejną minutą coraz bardziej.
Jej serce biło szybko, a ręce okropnie się pociły.
Po chwili wyszedł lekarz patrząc na nią.
Zmarszczył siwe brwi poprawiając na nosie wielkie okulary.
- Polepszyło mu się? - zapytała od razu, natrętnie patrząc w jego oczy.
Mężczyzna westchnął jakby nad czymś myślał.
- Wie pani co... są dwa rodzaje nowotworów. Złośliwy i łagodny, każdy z nich przez walkę z chemioterapią można usunąć, jednak czasem są pewne komplikacje...
- Nic nie rozumiem.
Lekarz westchnął. - Czasem robią się przeżuty. Chemioterapia nie zawsze jest skuteczna. Michael ma Rdzeniaka. To nowotwór z kategorii "tych złośliwych".
- Więc będzie znów rozpoczynał chemioterapię, tak?
Lekarz zaprzeczył delikatnie głową. - Ta walka jest z góry przegrana.
Jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- Co to ma znaczyć? Że on umrze? Michael umrze?!
- Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Choroby i śmierci nie da się oszukać. Bardzo mi przykro.
- Więc co teraz? - pisnęła nie ukrywając łez. - Co teraz z nim będzie? - dodała cicho.
- Każdy guz mózgu ma podobne objawy. Są różne etapy przechodzenia tej choroby. Zaczyna się od niewinnych bólów głowy, zmęczenia, wymiotów. Rdzeniak osadza się najczęściej w móżdżku, który jest odpowiedzialny za koordynacje ruchową, ale to nie wszystko. Pod koniec pacjent może mieć problemy ze sobą, zacznie się zmieniać, będzie majaczył, może nawet stracić pamięć. Cofnie się w rozwoju do dwulatka. Nie będzie mógł sam się poruszać, będzie niczym zabawka. Będzie miał problemy z mówieniem, pisaniem i czytaniem. Nie będzie mógł ocenić co jest realne, a co tylko wytworem wyobraźni.

Lidia słuchała tego nieprzerwanie pozwalając łzą wydostać się na zewnątrz.
Kłamał. Zapewniał, że jest dobrze, że czuje się świetnie.
Gdyby nie poszła tutaj z nim, pewnie by jej nawet nie powiedział.
- Ile mu zostało? - zapytała po chwili ochrypłym głosem.
- Miesiąc. Może dwa.
Nic więcej nie powiedziała. Nie potrafiła. To bolało ją coraz bardziej.

Spojrzała na niego.
Nie mogła uwierzyć, że jego ciemne tęczówki, które teraz patrzą na nią z zatroskaniem i z miłością, za kilkanaście dni będą patrzyły ze zdziwieniem i ze zmieszaniem.
Nie będzie jej pamiętał. Tego co mówiła, ani tego jak się poznali.
Jego serce stanie się zimne.
Obojętne w czasie, gdy jej będzie pękać na milion kawałeczków.
- Lidia... - wyszeptał wyciągając do niej dłoń.
Nie usłyszy tego imienia z taką samą czułością jak do tej pory.
Będzie to imię dla niego niczym niezwykłym, jak każde inne.
Nie będzie wiedział, że coś dla niego znaczyła.
Nie będzie pamiętał niczego.
Jaki zapach ma jej ciało.
Jak smakują jej wargi.
Jaki ma śmiech.
Będzie czuł pustkę względem niej, może jakieś ukłucie w sercu, którego nie będzie w stanie wyjaśnić.
A potem pozostanie pustka, która nie będzie mieć końca.

Chwyciła jego dłoń zaciskając mocno palce.
 Przybliżyła ją do swoich ust, po czym złożyła na niej kilka pocałunków.
Jej łzy skapywały na jego dłoń.
- To nie musi tak wyglądać. Możesz odejść. W końcu i tak wrócę do początku gdzie się nie znaliśmy. To będzie chwila.

-Zbliżyłeś się do mnie wiedząc, że jesteś chory, a teraz pozwolisz mi odejść? Myślisz, że odejście mniej mnie zaboli niż twoja śmierć? - Michael dotknął jej policzka, kciukiem ocierając łzy.
- Jesteś moim Aniołem, którego zesłał mi Bóg, choć nigdy w niego nie wierzyłem. Nigdy go o nic nie prosiłem, bo miałem wszystko. Ale im bardziej o tym myślałem, tym zrozumiałem, że moje życie nie jest idealne. Nie jest idealne, bo nie ma w nim żadnego anioła, ale potem poznałem ciebie.

Ona też miała swojego Anioła.
Który właśnie zaczął tracić skrzydła.
Anioł, który był na ziemi
Zaczął powoli sięgać nieba. 
* * * * * * * * * * * * * * * * * * 


Chciała jak najszybciej ulotnić się z tego klubu. 
- Moja mała, słodka Nicole... - przymknęła oczy, gdy na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Jej serce nienaturalnie zaczęło bić, a oddech stał się płytszy.
Poczuła jak miękną jej nogi. 
Poznała ten głos. Poznała ten perfum.
Odwróciła się powoli nieśpiesznie, jakby mając nadzieje, że to tylko sen, że gdy się odwróci nie zobaczy Sebastiana. Ale on nie był snem. Był realny. 
Przełknęła nerwowo ślinę.
- Sebastian... - wyszeptała lekko zachrypniętym głosem.
Spojrzała przez ramię na Annę, której oczy się poszerzyły.
Zatrzymała się gwałtownie uchylając lekko usta.
Nicole dyskretnie pokiwała przecząco głową na znak tego, że ma nie podchodzić.
- Chyba musimy porozmawiać. - dodał z uśmiechem udając się w stronę wyjścia.
Nicole przymknęła oczy czując, że zaraz zemdleje.
 Siłą woli zmusiła się by podążyć za nim.


________________________________________________________


Kolejna notka za nami ;)
Nie wiem czemu, ale pisząc ją popłakałam się haha. Tak, wiem. Jestem dziwna XD
Dziękuje za każdy komentarz i zachęcam nadal do wyrażania swojej opinii.
Kochani, jak już zauważyliście Michael jest tylko epizodycznym bohaterem, choć niektórzy go polubili.
Z bólem serca pisałam tą notkę, ale na pocieszenie mogę wam zdradzić, że też mi tu brakuje Davida.
Może ta notka was nie zaskoczyła, może nadal wieje tutaj nudą. :C


+ Jeśli chodzi o chorobę Michaela, to musicie mi wybaczyć jeśli coś się nie zgadza, gdzieś się wygłupiłam, albo napisałam coś nierealnego, gdyż nie jestem dobra z biologii. Zawsze miałam dwa! :D
+ Dzięki Maria za pomoc przy moście, haha :*
+ I mojej korektorce .<3
Miłego weekendu misiaki!





piątek, 10 kwietnia 2015

Uprowadzona XXX


Kolejny raz słyszę strzał w mojej głowie.
Jak długo ciągnąć to mam, życie na linii ognia.
Wygrana to twój cel, choć wojna toczy się codziennie
od nowa, od nowa, od nowa
Od jutra będą znów nowe dni, lepsze dni
Wierzę to z całych sił.
Sabotaż to twoja broń, chcesz zniszczyć mnie.
Więc teraz doskonale wiem, w którą stronę chcę biec.
Sabotaż - teraz cofnij się, nie boję się
Sabotaż to twoja broń więc patrz - nie poddam się


Przekręciła teatralnie oczami, niecierpliwie oczekując połączenia.
Dopiero za drugim razem usłyszała, niski kobiecy głos.
- Słucham?
- Dzień Dobry. Z tej strony wróżka zębuszka jest znudzona tym, że ciągle spełnia zachcianki rozpuszczonych dzieciaków i pomyślała sobie, że może teraz jej życzenia będzie ktoś spełniał? - mówiąc to na jej twarzy malował się ironiczny uśmieszek.
Kobieta po drugiej stronie słuchawki wstrzymała na moment powietrze, rozpoznając ten charakterystyczny głos.
- Halo? Wróżka się niecierpliwi - dodała po czym zaśmiała się figlarnie.
- Nie taka była umowa. Miałaś dać mi spokój! - warknęła ze zirytowaniem kobieta wywołując jeszcze większe rozbawienie w dziewczynie.
- Szybko mi się znudziła taka umowa. To jak będzie? Pomożesz mi, czy mam poprosić twojego męża o pomoc? Oh, nie martw się przy okazji wspomnę mu, co robiłaś przez 3 miesiące swojego życia. - brunetka zmrużyła oczy z rozbawieniem, po czym skoczyła na wysoki taboret przy barze.
- Co ty znowu kombinujesz?
- To nowe życie zesłane od samego diabła. Jak mogłabym cokolwiek zrobić? - udała zdziwienie i lekkie oburzenie, po czym skinęła na kelnera by podał jej drinka.
Kobieta głośno westchnęła po drugiej stronie.
- Czego potrzebujesz?
- Niech pomyślę - postukała się palcem wskazującym po brodzie, po czym znów zachichotała.
- Jest cudowny marzec i moje włosy plotą mi figle dlatego, potrzebuje je wyprostować tak na dłużej. Musisz podciąć moje okropne, rozdwojone końcówki  i pofarbować je na ciemniejszy kolor. W dodatku musisz mi pożyczyć jakieś ciuchy, bo zablokowali mi kartę kredytową, która w zasadzie nie była moja. Musisz zrobić ze mnie cnotkę. Jakoś przerobić moją śliczną buźkę, na jeszcze bardziej niewinną niż jest - dokończyła z szerokim uśmiechem upijając gorzki napój, który podał jej kelner.
- To tyle? Żadnych ciał?
Znów się zaśmiała.
- A czego się spodziewałaś Anno? Mówiłam ci, że przechodzę teraz oczyszczającą metamorfozę.
- Nie potrzebujesz do tego innego wyglądu. Co ty kombinujesz?
- Okej, rozgryzłaś mnie. Wiedziałaś, że jest udowodnione naukowo, że faceci lecą na święte dziewice? Niby wiesz wolą jak laska jest ostra i tak dalej, ale prędzej czy później i tak kończą u matki Teresy.
- Nic...
- Cicho, bo mi działasz na nerwy. Po prostu chce poćwiczyć. Chce dostać główną rolę, ale żeby to zrobić muszę być "dziewicza". To jak będzie, przyjdziesz?


* * * * * * *
Blond włosa kobieta odgarnęła swoją grzywkę na bok patrząc do lusterka.
Uniosła do góry brew, wyczekując opinii swojej klientki.
Dziewczyna dopiero po chwili podniosła się z obrotowego krzesła i wolnym krokiem zbliżyła do lusterka.
Uniosła prowokacyjnie jedną brew do góry, a na jej porcelanowej twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
Dotknęła swoich prostych, miękkich włosów. Były cudowne w dotyku i pachniały brzoskwinią.
- Jest cudownie. Wiedziałam do kogo powinnam się zgłosić. Jeszcze tylko potrzebuje jakiś butów. Najlepiej jakiś starych, brudnych adidasów. Wrrr, aż mam ciarki na tą myśl - odparła z lekkim obrzydzeniem, krzyżując ręce na piersi.
- Adidasy? Po co ci takie buty? Przecież to kompletnie nie twój styl... zamieniasz się w... nastolatkę.
Dziewczyna zaśmiała się perliście, odgarniając kosmyk prostych włosów za ucho.
- Po co śpiewakowi mikrofon, zespołowi instrumenty, a modelce długie nogi? Po co biegaczowi sportowe buty? - dodała, a z jej twarzy ani przez chwilę nie znikał szyderczy uśmiech.
- By szybciej biegać. - blondynka zastanowiła się przez moment.
Spojrzała z nieukrywanym zaskoczeniem na brunetkę.
- Lub uciekać. Przed kim lub czym uciekasz?
- Przed nikim kochana. Raczej kogoś gonie - odparła poruszając zabawnie brwiami.
- Czekaj... ty nie poprawiasz swojego wyglądu... Ty chcesz go zmienić! Chcesz się do kogoś upodobnić! Ale po co? - dziewczyna przekręciła teatralnie oczami, słysząc tą nutkę dramatu w głosie blondynki.
- Ułatwię ci to misiaczku. Kogo kochają mężczyźni? - Anna słysząc to pytanie prychnęła, ale po chwili odpowiedziała. - Powinni kobiety.
- Zgadza się, a kogo kochają kobiety?
- Mężczyzn.
- No, jednak nie jesteś taka głupia.
Anna nie odpowiedziała zastanawiając się przez moment. Jej twarz nagle zbladła.
Spojrzała w zdumieniu na kobietę przed sobą.
- Ty chyba nie chcesz...
- Właśnie, że chcę. I właśnie to robię, a ty mi  w tym pomożesz, bo świetna ze mnie przyjaciółka.

* * * ** * * * ** *

- Będę cię miała na oku. Żadnych wymknięć z domu. Spać tutaj też nie może w dodatku, nie kupie wam tabletek antykoncepcyjnych.
- Mamo! - zawołała z oburzeniem nastolatka patrząc przepraszająco na mężczyznę, który siedział obok niej na kanapie. Lidia czuła lekkie rumieńce zażenowania takim obrotem sytuacji.
Mimo, że prawnik uśmiechał się w ogóle nie wzruszony tą bezsensowną rozmową.
- Żadnego piwa, fajek i narkotyków. Żadnych testów ciążowych, żadnych ślubów i zaręczyn.
- Tato! - ponownie podniosła głos mając ochotę zapaść się pod ziemię.
Jeśli w filmie pokazywali niezręczny moment, gdy rodzice rozmawiają z partnerem swojego dziecka nie wiedziała, że w rzeczywistości jest jeszcze gorzej.
Zaczęła nie znosić ich natrętnego wzroku i masy pytań.
Co innego gdyby to była mama, albo tata, ale oboje?!
Rodzice westchnęli jednocześnie.
- W porządku. I nie próbuj znów sprawić, by Lidia była smutna - dodał ostrzegawczo tata, a ona znów poczuła się niezręcznie.
- A ty nie przychodź na skargę, gdy znów złamie ci serce - mruknęła kobieta patrząc znacząco na dziewczynę. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc zmieszanie wymalowane na jej twarzy.
- To wszystko? Fajnie, idziemy na górę - syknęła nastolatka, po czym nie czekając ani chwili dłużej podniosła się z kanapy. ciągnąc za sobą nadal rozbawionego Michaela.
- Pamiętajcie co mówiliśmy o seksie! - krzyknął na koniec ojciec, gdy już byli w połowie schodów prowadzących do pokoju nastolatki.
Dopiero gdy zamknęła drzwi poczuła wyraźną ulgę.
- Wybacz mi za nich, nie wiedziałam, że są aż tak stuknięci - mruknęła czując, że nadal ma czerwone policzki.
- To było zabawne. I uroczo się rumienisz - Nel od razu zareagowała na nowego gościa.
Merdała wesoło ogonkiem, liżąc rękę mężczyzny.
- Nabijaj się dalej, ale zobaczysz jak zaczną cię przeszukiwać. Z resztą sam widzisz, że po nich można się wszystkiego spodziewać - dodała z lekkim rozbawieniem, marszcząc śmiesznie nos.
- Jestem prawnikiem Lidio, wiem co powinienem zrobić w takich chwilach.
- Wsadzić do więzienia? Byłoby cudownie... - mruknęła smętnie, odgarniając kosmyki włosów za ucho.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, patrząc na dziewczynę z politowaniem.
- Martwią się o ciebie. Wcale im się nie dziwię... zachowałem się jak palant.
- Tak, to prawda, ale masz szczęście, że podobają mi się palanci - mruknęła z uśmiechem, ale po chwili posmutniała siadając koło niego.
- Jak się czujesz? - zapytała z troską, dotykając jego dłoni.
Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie spoglądając na nią.
- Jak nowo narodzony.
- Michael nie żartuj sobie z tego.
- A co mam ci powiedzieć Lidia?
- Że będzie dobrze, że razem przez to przejdziemy - mężczyzna uciekł wzrokiem gdzieś dalej po czym westchnął. - Wiesz, że nie mogę.
Lidia nie odpowiedziała. - Nie mogę tego pojąć... jeśli cię tu nie będzie moje serce pęknie.
- Posłuchaj - zaczął z przejęciem, otulając jej twarz swoimi ciepłymi dłońmi.
- Nie chce byś czuła jakąkolwiek presję z mojej strony. Nie chce byś zmuszała się do tego uczucia tylko dlatego, że mogę umrzeć.
- Na prawdę za taką mnie masz? - jej głos wydał się rozżalony.
 Przykryła jego dłonie swoimi czując przyjemne ciepło na ciele.
- Miłość nie jest łatwa, Lidio. Masz dopiero 17 lat. Nie możesz od siebie wymagać czegoś, czego nie jesteś w stanie znieść.
- Kocham cię, Michael. Czego w tych dwóch słowach nie rozumiesz? - szepnęła patrząc w jego ciemne tęczówki, w których malowało się coś smutnego i intrygującego zarazem.
- Chciałbym ci tyle dać... chciałbym cię uszczęśliwić, ale wiem, że nie będę w stanie ci nic zapewnić. Moje dni...
- Twoje dni są moimi, twój ból jest moim, twoja miłość jest moja. Ty jesteś mój, a ja jestem twoja. - przerwała w połowie zdania, pochylając się do przodu lekko, po czym musnęła delikatnie jego wargi.
Michael uśmiechnął się, przymykając na chwilę oczy. Kciukiem obrysował kontury jej ust.
- Jesteś aniołem.

****************************************

- ... I mówię mu "Weź spadaj koleś, bo zaraz dostaniesz", a ten tylko coś tam, żebym się uspokoiła i wrzuciła na "chill" rany, co to w ogóle za słowo? A potem po prostu mu przywaliłam - już od godziny tak mówiła, od czasu do czasu zajadając popcorn wsypany do niebieskiego talerzyka.
Blondynka przełknęła ślinę nie przerywając swojemu gościowi, ale nie okazywała jej jakieś większej sympatii. W końcu uciszyła się uśmiechając się przebiegle. - Wiesz w ogóle jak cholernie drogie są buty w Paryżu?
- Byłaś w Paryżu? - najwidoczniej zaciekawił ten temat blondynkę, bo od razu usiadła na przeciw kobiety póki nie przyszli do niej jacyś klienci.
Brunetka machnęła od niechcenia ręką kręcąc się na na krześle.
- Interesy.
- W ogóle nie rozumiem już, co zamierzasz. - ciemne tęczówki świdrowały kobietę z rozbawieniem.
- Wiesz jak to mawiał Szekspir? "Życie jest tylko przechodnim półcieniem, nędznym aktorem, który swoją rolę przez parę godzin wygrawszy na scenie w nicość przepada - powieścią idioty głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą".
- Dwa lata czasu i nadal mówisz tajemniczo, że chyba tylko sam Szekspir, albo jakiś inny geniusz mógłby cię zrozumieć.

Dziewczyna wybuchła śmiechem, wzruszając bezradnie ramionami. 
- Uznam to jako komplement, bo jak przypuszczam nie chcesz mnie obrazić. Muszę uciekać, wrócę do ciebie jeszcze dzisiaj. Mam nadzieje, że nie schowasz mi się nigdzie - spojrzała na nią ostrzegawczo,
unosząc do góry jedną brew. 
- Nigdzie się nie wybieram.
- Dobrze dla ciebie. Do zobaczenia. 

- Pamiętaj, że cokolwiek zrobisz natura odda ci dwa razy. 

Zaśmiała się cicho na wspomnienie tych słów.
- Więc żegnaj moja słodka siostrzyczko. Żegnaj Sebastianie i żegnaj Davidzie. Czekałam zbyt długo na ten moment, by sobie odpuścić - szepnęła do siebie, a z jej bladej twarzy ani przez chwilę nie znikał kpiący uśmieszek. Zabawa miała się właśnie zacząć.


Czujesz w sercu żal i wielki ból, który zdawać się nigdy nie mieć końca.
Wydaje ci się, że sobie radzisz w życiu, że jesteś silna i niezależna. 
Lecz jeden podmuch wiatru powoduje, że się chwiejesz.
Nie jesteś już taka pewna siebie.
Jesteś zagubiona.
Ale najgorsze jest to, że jesteś w tym sama.
Nie możesz nikomu zaufać.
Bo już raz to zrobiłaś.
W tedy po raz ostatni czułaś, że masz serce,
bo potem zamieniło się w lód, 
A ty w lalkę, która jest wyprana i pozbawiona uczuć.

______________________________________________

- Pójdziesz ze mną czy nie? - Lidia zaśmiała się głośno, kiwając potakująco głową. 
Michael westchnął głośno kręcąc z politowaniem głową. - Nie śmiej się.
- Po prostu lubię twoje włosy - odparła po chwili uśmiechając się uroczo.
- Tylko troszeczkę - dziewczyna podeszła do niego bliżej, obejmując rękami jego szyję.
- Troszeczkę? - zapytała z uśmiechem wspinając się na palcach.
Jego ręce automatycznie powędrowały na jej talię
Przyciągnął ją jeszcze bliżej uśmiechając się promiennie.
- Odrobinę.
- Dobrze. Chodźmy - odparła składając krótki pocałunek na jego ustach.
Mężczyzna złapał ją za rękę splatając ich palce ze sobą.
Szli wolno, rozkoszując się cudowną wiosną, która zaczęła budzić się do życia. 
Słońce przyjemnie drażniło ich twarze, a niebo wreszcie nie pokrywało się ciemnymi chmurami, które zazwyczaj zapowiadały deszcze. 
Weszli do pomieszczenia, gdzie od razu zostali przyjęci przez niską blondynkę, która uśmiechnęła się do nich ciepło. 
- Dzień Dobry, w czym mogę służyć? 
- Chciałbym TROCHĘ się obciąć - mruknął Michael znacząco patrząc na nastolatkę, która zachichotała.
- Michael... - upomniała go uroczo się uśmiechając. 
- W porządku, w takim razie zapraszam - odparła wskazując na czarne, skórzane krzesło, które znajdowało się na wprost wielkiego lustra.
Blondynka zlustrowała chwilę dziewczynę wzrokiem jakby nad czymś myśląc.
- Ja tylko z chłopakiem przyszłam - mruknęła Lidia z uśmiechem, który kobieta niepewnie odwzajemniła.
Skądś znała te rysy twarzy.... 
Lidia wzruszyła ramionami nie dając po sobie poznać,
że poczuła się CO NAJMNIEJ dziwnie, gdy kobieta lustrowała ją wzrokiem. 
Michael puścił jej w odbiciu lustra oczko, co wywołało lekkie rumieńce. 
Opadła na kanapę obok przyglądając się z ciekawością jak kobieta sprawnie obsługuje się nożyczkami i grzebieniem. 
Po chwili wstała poprawiając czarne bolerko, które miała na sobie.
Spojrzała na prawnika.
W sumie nie wyglądał tak źle jak się obawiała.
 Michael zapłacił po czym z uśmiechem pożegnali kobietę.
- Czemu ona się tak na mnie gapiła? - zapytała, gdy już szli drogą.
- Może jej wpadłaś w oko - prychnęła patrząc z politowaniem na Michaela.
- Niby prawnik, a taki głupi.
- To chyba normalne, że nie tylko mnie możesz podniecać. 
Na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
Rany, zaczęła na prawdę wierzyć, że znów jest w stanie odnaleźć dawną siebie.
- Więc, co teraz robimy? 
- A na co byś miała ochotę? 
- Może jakiś film u ciebie? Rodzice by ciągle czuwali u mnie na dole - odparła przewracając teatralnie oczami.
- No nie wiem... jeszcze nie zdążyłem ukryć moich trzech kochanek.
-Mike! - zawołała z oburzeniem, szturchając go w ramię.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, zawieszając wzrok na dziewczynie.
- Nazwałaś mnie Mike? Ohh, to takie słodkie! - Lidia spojrzała na niego zażenowana.
- Przestań w końcu. 
- Nie, na serio poczułem się jakbym znów miał dwanaście lat.
- Wcześniej byłeś bardziej poważny.
- Tak było dopóki nie poznałem ciebie. 
- Okej Michaelu. 
- Mów mi Mike. W twoich ustach brzmi to cudownie - szepnął nachylając się nad jej uchem.
Lidia pokręciła z niedowierzaniem głową, a jej twarz wykrzywiła się w delikatnym uśmiechu.


Wparowała do salonu powodując lekki hałas drzwi. 
Blond włosa kobieta spojrzała na nią ze zdziwieniem podchodząc bliżej.
- Zapomniała pani czegoś? - zapytała ze zdziwieniem powodując, że dziewczyna wyprostowała się dumnie, unosząc do góry brew.
- Zapomniała pani czegoś? - powtórzyła za nią krzyżując ręce na piersi.


Jej twarz rozciągnęła się w triumfalnym uśmiechu, gdy blondynka otworzyła szeroko oczy, a z jej ust poleciało wiele przekleństw.
- Co to ma być do cholery?! Te ciuchy, te włosy... boże co ty wyprawiasz?! - zawołała z przerażeniem patrząc na kobietę przed sobą. - Jak ty to zrobiłaś?! 
Dziewczyna zaśmiała się figlarnie.
- Od 1 do 10 jak bardzo jestem do niej podobna? - zapytała z prowokacją, zawijając na palec kosmyk swoich włosów.
- To przestaje mi się podobać. Dlaczego ubrałaś się jak ona?! Skąd ty w ogóle wiesz, że tutaj przyszła, że...
- To moja siostra, długa historia - dodała, gdy kobieta chciała coś powiedzieć.
- Chcesz ją udawać, ale po co? To ci się nie uda, przecież...
- Masz racje - mruknęła dziewczyna kiwając potakująco głową, po czym weszła głębiej do salonu. 
Już nie unosił się stukot wysokich obcasów. 
Blondynka podążyła za nią wzrokiem, gdy ta w końcu się zatrzymała odwracając do niej przodem. 

- Ty się nabrałaś, bo jesteś blondynką. Bez urazy. Więc muszę nieco podnieść poprzeczkę. - mruknęła, jakby nad czymś się zastanawiając. 
- Myślałam...
- Daj mi minutę - przerwała dziewczyna, łapiąc się za czoło i gorączkowo nad czymś myśląc.
Blondynka wstrzymała na moment powietrze, uważnie obserwując kobietę przed sobą.
Po chwili odchrząknęła, spuszczając na moment głowę i przyglądając się swoim białym butom nike. 
- Nie poradzę sobie bez ciebie, rozumiesz?! Ja tak bardzo cię kocham... nie możesz mnie zostawić. Michael proszę nie umieraj... - zawołała z przejęciem, a gdy podniosła wzrok blondynka dostrzegła ból i łzy w jej oczach. 

- Jesteś dla mnie wszystkim... Straciłam Davida, nie mogę stracić ciebie! - dodała udając roztrzęsienie i podnosząc wzrok na blondynkę.


Anna wypuściła ze świstem powietrzem, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. 
- Nicole... - szepnęła nadal w szoku wywołując w dziewczynie śmiech.
- I jak mi poszło? 
- Przerażasz mnie... dlaczego to wszystko robisz? Chcesz zniszczyć jej życie? - brunetka przekręciła teatralnie oczami, zaatakowana tymi głupimi pytaniami.
- Nicole powróciła do gry. - szepnęła tylko wykrzywiając twarz w diabelskim uśmieszku. 


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *





DWIE WAŻNE SPRAWY :
1.) Jak już zauważyliście (lub nie) założyłam drugiego bloga. Historia jest zupełnie inna niż ta, tutaj.
Będę prowadzić dwa blogi i mam nadzieje, że odwiedzicie nowy i  też wam się spodoba jak ten.
Liczę na wasze komentarze, opinie, itp. :)
Notki i tutaj i na nowym blogu będę starała się dodawać r e g u l a r n i e  co dwa tygodnie. :)
aroohi-demony-przeszlosci.blogspot.com - na tym blogu notka pojawi się niestety rano :C
Lubię wyzwania, więc pomyślałam, że dodatkowy blog będzie przyjemnym wyzwaniem na nieprzespane noce. ;-) Dużo osób pytało mnie czy coś jeszcze prowadzę, wiec w sumie... czemu nie? ^^

2.) Pytaliście się też kilka razy jak długo jeszcze do końca. Nie wiem jak to pytanie mam odbierać, czy chcecie już wreszcie zakończenia tej historii, bo jesteście już nią zmęczeni czy wręcz przeciwnie.
Ale tutaj na nie odpowiem. Od tej notki, którą dodałam właśnie dzisiaj, akcja będzie niezwykle chaotyczna i zaskakująca (przynajmniej ja sobie to tak wyobrażam, zobaczymy jak wy to odczytacie, haha)
No i mam nadzieje, że was zaskoczę i to nie jeden raz!
Mogę tylko powiedzieć, że gdy będą dłuższe notki w tedy zmieszczę cię w 7 lub 8 rozdziałach.
Jeśli chcecie krótsze przedłużę pisanie. To WASZ wybór, więc możecie mi napisać jakbyście to widzieli.
Trochę czuje smutek, bo jako autorka wiem, kiedy zbliża się koniec tej historii.
I muszę wam powiedzieć, że NADCHODZI.


Dziękuje za wasze komentarze, dobre słowa, czasem płacze jak czytam te komentarze.
Jesteście cudowni, ale na pożegnania i podziękowania przyjdzie też odpowiedni czas :)
W każdym razie dzięki, że jesteście ze mną i wspieracie mnie. Życzę miłego weekendu! <3