piątek, 24 kwietnia 2015

Uprowadzona XXXI


WHEN YOU SAY YOU LOVE ME
I KNOW  I LOVE YOU MORE



- Więc to twój "genialny" plan? Drobne przewinienia by oczernić jej czystą kartę? Powiedz mi, dlaczego ci jakoś nie wierzę? - Nicole zaśmiała się perliście patrząc z politowaniem na blondynkę.
Wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Ann, skarbie. Ludzie się zmieniają.
- Być może, ale na pewno nie tacy jak ty.
- Znów chcesz mnie obrazić?
Blondynka westchnęła zaciskając usta w cienką linię.
 - Jak przypuszczam nikt nie może wiedzieć, że tu jesteś.
Brunetka pokiwała głową na zgodę.
 - Dokładnie i lepiej, żeby nie rozeszło się to przez ciebie.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że nic nie powiem. Znamy się już ponad 15 lat.
- To prawda, ale nie mogę nikomu ufać i tak za dużo ci powiedziałam - Anna pochyliła się nad brunetką, a jej niebieskie tęczówki natrętnie patrzyły w jej oczy, które nie wyrażały żadnych większych uczuć.
- Wiesz o tym prawda? Wiesz, że Moris nie żyje?
Nicole zachichotała patrząc z politowaniem na dziewczynę.
 - Feksler?
- Nawet z tego żartujesz? Myślałam, że coś dla ciebie znaczył, że...
- To, że on nie potrafił sobie przez te dwa cholerne lata poukładać życia, nie oznacza, że ja tego nie zrobiłam. Miałam sporo czasu na przemyślenia.
- Zimna niczym lód, ale i tak mnie nie nabierzesz. W żadnym stopniu jego śmierć ani trochę cię nie ruszyła?
Nicole westchnęła.
- Nie.
- Kłamiesz. Jesteś dobrym kłamcą.
- Co innego moja siostrunia. Litry łez dla takiego palanta. - odparła z niesmakiem wykrzywiając twarz w grymasie obrzydzenia.
- Gdy na początku chciałaś ją znaleźć nie zamierzałaś jej zniszczyć życia.
- Wiesz dlaczego David ją porwał? Bo mu ją przypominałam, a ona się w nim zakochała. Czyż nie jest głupiutka?
- A Sebastian? Masz z nim kontakt?
Nicole skrzywiła się słysząc to imię.
- Nie i lepiej, aby nie wiedział.
- Dlaczego? Myślałam, że on...
- On był moją pierwszą miłością, bla, bla, bla. Dorośnij do cholery. Żadnego z nich nie kochałam.
- Więc czemu to robiłaś?
- Dla zabawy - mruknęła z promiennym uśmiechem.


* * * * * * * * * * *
W czarnym aucie rozbrzmiała piosenka "I love rock n' roll".
Kobieta zacisnęła kurczowo palcami skórzaną kierownicę, a jej noga ani na chwilę nie oddaliła się od gazu. Wciąż co kilka sekund przyciskała go mocno, przerzucając gwałtownie biegami.
Zgłosiła muzykę, która i tak strasznie ją zirytowała i powodowała okropny ból głowy.
Zignorowała dzwoniący telefon, gwałtownie wjeżdżając do lasu.
Jechała wprost na wielki dąb, który z każdą sekundą zdawał się zbliżać jeszcze bardziej.
W pewnej chwili zahamowała gwałtownie powodując, głuchy pisk opon.
Zatrzymała pojazd oddychając ciężko. Czuła narastający gniew i w żaden sposób nie mogła go powstrzymać. Wyszła po chwili z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.
Spojrzała przenikliwie na połamane nieopodal gałęzie.
Obeszła je natrafiając na most.
Podeszła bliżej patrząc przed siebie.
Opuszkami palców dotknęła wgniecenia na barierce by następnie spojrzeć w dół.
Nie wiedziała ile było metrów głębokości, ale zdecydowanie było to miejsce idealne dla samobójców.
Zatrzymała rękę dopiero w tedy, gdy wgniecenie się zakończyło.
Przykucnęła, wolno oplatając palcami barierkę.
Przymknęła oczy czując nieprzyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele.

******************
Zadzwoniła dwa razy cierpliwie czekając, aż ktoś raczy jej otworzyć. 
Była pewna, że dom nie był pusty tylko najwidoczniej właściciel nie miał ochoty przyjmować teraz gości.
Weszła więc pewnym krokiem domyślając się, że drzwi i tak będą otwarte.

Usłyszała dźwięk tłuczonego szkła uderzający o ścianę.

 Drgnęła na to przełykając wolno ślinę. 
Weszła głębiej nie ściągając swoich wysokich butów. Oparła się o framugę drzwi prowadzących do salonu patrząc z zaciekawieniem jak David niszczy wszystko co napotkały jego silne ręce.
- Powinieneś ograniczyć cukier. Słyszałam, że podnosi ciśnienie - mruknęła z rozbawieniem przykuwając uwagę mężczyzny. 
Spojrzał na nią ze wściekłością, a ona z wielkim zainteresowaniem przyglądała się zdemolowanym meblom, mnóstwem potarganych książek oraz roztrzaskanym szkłem.
- Nicole to nie jest dobra chwila - warknął zaciskając pięści.
- No chyba się domyślam skoro postanowiłeś pobawić się w architekta - David czuł, że jeszcze chwila i ona znajdzie się na jego liście do "zniszczenia". 
Nie wiedział po co tutaj przyszła, ale im dłużej tak stała z tym bezczelnym uśmiechem tym bardziej działała na niego jak płachta na byka. 
Nie chciał jej zrobić krzywdy, ale znał swoje możliwości.
- Wyjdź stąd - warknął starając się jakoś zniechęcić ją. 
- Szukam Sebastiana.
- Jak widać nie ma go tu, kurwa.
- Wyluzuj kochanie - mruknęła wyciągając ręce w obronnym geście.
David nie odpowiedział. Kopnął tylko mocno w stolik, który przewrócił się z wielkim hukiem.
Nicole prychnęła na ten widok, ale po chwili uniosła do góry jedną brew.
- Aaah, jakbym mogła zapomnieć? Dziś jest ten dzień, prawda? Twój ojciec... - zaczęła z uśmiechem, ale David jej nie pozwolił dokończyć.

Popchnął ją na ścianę zaciskając mocno ręce wokół jej szyi. Nicole odchyliła głowę w bok oddychając płytko. Dopiero teraz zauważyła, że jego ręce są poranione.

- Nie mów o nim, bo nie wytrzymam. Wypierdalaj stąd zanim się wkurwię. 
- Myślisz, że się ciebie boje? - brunetka prychnęła z rozbawieniem.
Mężczyzna zmrużył gniewnie oczy.
- Ja nie żartuje. Na prawdę zrobię ci krzywdę. Zapomnę, że jesteś kobietą, więc mnie nie prowokuj. Po prostu stąd wyjdź. 
Jego ręce uwolniły jej szyję. Nicole uśmiechnęła się lekko rozcierając obolałe miejsce.
Spojrzała na niego.
- Okey wyjdę, ale nie rozumiem jak mogłeś kogoś takiego kochać. Ćpuna, dla którego liczył się tylko kolejny towar - wcale nie była głupia. 
Wiedziała, że jeśli David coś mówi, to mówi to po to, aby ją ostrzec. 
Potoczyło się szybciej niż myślała.
David złapał ją za nadgarstek boleśnie zaciskając tam dłoń i obrócił ją do siebie.
Podłożył jej nogę powodując, że upadła na podłogę. 
Skrzywiła się lekko czując ból.
Mężczyzna położył się na jej drobnym ciele ponownie oplatając jej szyję rękami 
 i podnosząc lekko głowę.
- DLACZEGO KURWA MNIE PROWOKUJESZ?! NIE WIERZYSZ, ŻE CIĘ UDERZĘ?! - krzyczał jej prosto w twarz. Wiedziała, że wpadł w furię. 
Płonął, czuła gorycz i złość emanującą z jego ciała. 
Z trudnością łapała powietrze. 
- Zrób to. Zapomnij, że jestem kobietą i uderz tak mocno, żebym poczuła ten ból, który ty nosisz odkąd byłeś dzieckiem. Niech on stanie się moim bólem. 
- Wyjdź stąd - powtórzył tylko po czym odsunął się od niej siadając na podłodze.
Nicole przekręciła teatralnie oczami. Nie spodziewała się, że aż tak trudno będzie.
- Dobrze, zrobię to inaczej - mruknęła cicho po czym wstała. 
Rozejrzała się po pokoju w pewnej chwili pociągając za serwetkę, na której znajdowały się dwa talerze. Naczynia z głośnym hukiem uderzyły o podłogę roztrzaskując się na kawałki. 
David spojrzał na nią ze zdziwieniem. 
- Nicole...
- Chcę poczuć ten ból! Chce być taka jak ty! Dlaczego zimno przychodzi ci tak łatwo?! - zawołała z irytacją zbierając odłamki talerzy i jeszcze raz rzucając nimi o ścianę. 
Poczuła ból w okolicach nadgarstka, gdy ostre narzędzie przejechało po jej skórze.
David wstał z podłogi po czym przyciągnął ją do siebie.
- Zrobisz sobie krzywdę. 
- Ty też. - odparła twardo patrząc w jego oczy.
David prychnął patrząc na nią z litością.
- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz. Nic dla ciebie nie znaczę, patrzysz na mnie w ten sam sposób jak inni. Na przestępce, kogoś kto nie ma prawa bytu.
- To nieprawda, David. Żyłeś przez tyle lat samotnie, nie potrafiłeś nikomu zaufać. Nie chciałeś. Wytworzyłeś sobie barierę do której nikt nie ma prawa. Nie jesteś złym człowiekiem, nigdy za takiego cię nie uważałam. Nasze ręce są poplamione krwią, chorym pragnieniem zemsty. 
- Nicole....
- Spójrz na mnie. Jesteśmy tacy sami. Pod maską obojętności, kryjemy doznane krzywdy i ból, z którym nie potrafimy sobie poradzić. Nienawidzimy poczucia samotności, ale nic z nim nie robimy. Już do tego przywykliśmy. 
- Jak możesz mówić, że ja żyłem przez tyle lat samotnie, gdy ty w tym  samym czasie, gdy ja miałem dach nad głową, rodziców, brata... nigdy nie zaznałem głodu... a ty po prostu... po prostu byłaś tam. Czekałaś aż się zjawią, ale oni nigdy się nie przyszli. Nigdy ich nie poznałaś.
- Ale mogłam sobie wmówić, że umarli, że nigdy tak na prawdę mnie nie porzucili, że mnie kochali. Twoi żyli David. I jestem pewna, że mój ból jest bardziej do zniesienia niż twój. 
David wypuścił ze świstem powietrze gubiąc się już coraz bardziej. 
Przybliżył się do niej dotykając jej policzka.
- Sebastian to mój najlepszy przyjaciel i jak dotąd jedyny, aż nagle... pojawiłaś się ty. I wszystko komplikujesz. Jak mam patrzeć mu w oczy, gdy w mojej głowie wciąż pojawia się wizja całowania cie, dotykania... Nicole.... 


Dziewczyna podeszła bliżej obejmując jego szyję i przytulając się do niego.

- Musiałam cię sprowokować. Twój ojciec jest na pewno z ciebie dumny. Z Billa także. - szepnęła pochłaniając cudowny zapach jego ciała.
David oddalił ją po chwili od siebie, ale wciąż trzymał ją w ramionach.
- Chce złamać dzisiaj wszystkie zasady - szepnął, a jego ręce mimowolnie powędrowały pod bluzkę dziewczyny dotykając jej pleców.
- Dobrze, bo ja też mam taki zamiar - mruknęła cicho po czym wpiła się w usta Davida, który ochoczo przyjął pocałunek. Jego ręce powędrowały na jej biodra po czym uniosły ją do góry. 
Nicole przyssała się do dolnej wargi mężczyzny wywołując przyjemne dreszcze na jego ciele. 
Opadła na wielkie łóżko odruchowo rozrzucając ręce po obu stronach głowy.
David zawisł nad nią spoglądając na nią intensywnie.
- Nienawidzę, gdy to robisz - mruknęła czując lekkie wypieki na buzi.
- Nie moja wina, że taki masz na mnie wpływ - wyszeptał uśmiechając się uwodzicielko.
Dziewczyna przyciągnęła go do siebie ciągnąc za złoty łańcuszek, który miał na sobie.
Spojrzała śmiało w jego oczy. 
- Pragnę cię, Davidzie Moris. 
To jedyny raz, kiedy David zobaczył w jej oczach coś, czego nigdy mu nie pokazała. - że ma serce.
* * * * * * * ** * * * * ** * * * *

Wstała wolno, odruchowo otrzepując czarne, obcisłe rurki. 
Spojrzała na most uśmiechając się lekko. 
To było jedno z tych dobrych wspomnień związanych z Davidem.
Do którego nigdy nie powinna dopuścić, ale którego za nic w świecie nie żałowała. 
Cofnęła rękę, gdy ponownie wbrew jej woli kierowała się na metalową konstrukcje mostu. 
Odwróciła się z napięciem udając się w stronę samochodu.

* * * * * * * * * * ** *

- Nie kłam. - jej oczy były podkrążone, usta niepokojąco sine, włosy roztrzepane. 
Rękawy jej czarnego powyciąganego sweterka były stanowczo za długie. 
- Nie kłamię - odparł mężczyzna uśmiechając się delikatnie po czym złapał ją za dłonie. 
- Ty umierasz. Widzę to do cholery. Umierasz. - wyszeptała rozpaczliwie, gdy głos zaczął jej się załamywać. Oczy ponownie się zaszkliły.
- Lidia to tylko kontrola u lekarza. To nie wyrok śmierci. 
- Nie wyrok śmierci, bo on już dawno zapadł.
Mężczyzna westchnął odgarniając jej z twarzy kosmyki ciemnych włosów. 
- Pójdziesz ze mną? 
Pokiwała głową ocierając resztki łez, które zdawały się nie mieć końca.
- I obiecujesz nie płakać? 
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Spojrzała na niego po czym przytuliła się do jego boku.
Jej ramiona zadrżały lekko. 

Życie nie jest sprawiedliwe.
I dobrze o tym wiesz.
Bóg nie jest sprawiedliwy.
Daje życie tym, którzy go nie chcą.
Daje płodność tym, którzy porzucają dzieci.
Daje talent tym, którzy go marnują.
Daje zdrowie tym, którzy wcale o to nie prosili.
Ty dałaś mu wszystko. Swoje serce, życie.
A On nie dał ci nic.
Zabiera ci wszystko. 
I nie możesz Go powstrzymać.
Jesteś przegrana.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * 
Anna rozejrzała się po klubie.
Nie uznała za dobry pomysł imprezować tutaj z Nicole, ale niestety dziewczyna trzymała ją pod kluczem. Najwidoczniej świetnie się bawiła kosztem blondynki.
Nicole uśmiechnęła się do kelnera, który podał im dwa kolorowe drinki.
- Oh, dawno nie byłam w żadnym klubie. Czuje się tak staro - odparła ze śmiechem upijając gorzko-słodki posmak alkoholu. Anna uśmiechnęła się lekko rozglądając po klubie.
Dochodziła dopiero 20, a tłumu przybywało.
Głośna muzyka wypełniała pomieszczenie, a światła okropnie migotały na przeróżne barwy.
- Może kogoś wyrwiemy? - dodała z rozbawieniem uważnie rozglądając się po klubie.
- Mam męża - przypomniała blondynka, wywołując w dziewczynie chichot.
- Tak, wiem, wiem. Tylko się droczę.
- Lidia? - Nicole zakaszlała nerwowo poprawiając włosy.
Odwróciła się do w stronę młodego mężczyzny, który przyglądał się jej z uwagą.
Anna wyprostowała się nagle, gdy jej serce zaczęło bić.
Nicole spojrzała na chłopaka. Miał blond włosy roztrzepane w każdą stronę.
Czarna koszula założona luźno na jeansowe spodnie. Mógł mieć maksymalnie 18 lat.
 A skoro tyle, był rówieśnikiem Lidii.
- To ty - odparła tylko ukradkiem zerkając na Annę, która zbladła, gdy zdała sobie sprawę, że dziewczyna improwizuje. Chłopak odetchnął jakby z ulgą po czym usiadł obok.
- Cieszę się, że cię spotkałem. Tęskniłem za tobą, dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? - zapytał jakby z wyrzutem, a jego zielone tęczówki natrętnie na nią spoglądały.
- Widocznie miałam ku temu powód - odparła unosząc do góry brew.
Chłopak przymknął lekko oczy, co tylko utwierdziło dziewczynę w tym, że trafiła. 
- To było miesiące temu. Źle zrozumiałaś moje zachowanie. Nie chciałem cię skrzywdzić. Nie chciałem byś uciekała przede mną, byś się mnie bała. Lidia nie chciałem cię zmuszać do niczego, ale jesteś taka piękna... - nie musiała być przy tej sytuacji, by wiedzieć o czym mówi.
Chłopak spojrzał niepewnie na towarzyszkę brunetki. Nicole westchnęła zwracając się do blondynki.
 - Przynieś moją katanę. Zaraz wychodzimy - dziewczyna pokiwała na zgodę głową widząc pewność Nicole.
- Posłuchaj... nie chce mieć z tobą kontaktu, rozumiesz? To co było między nami... już tego nie ma.
- Lidia, ale ja cię nadal kocham! 
- Kochasz? Żartujesz sobie? Chciałeś...
- Nie chciałem cię zgwałcić! Nigdy bym tego nie zrobił.
- Więc dlaczego uciekałam? 
Chłopak zagryzł nerwowo wargę. 
- Daj mi szansę.
- Idź stąd. 
- Ale...
- Idź - powtórzyła nieco głośniej obserwując blondyna.
Chłopak westchnął poddańczo, po czym niechętnie wstał. 
- Znasz mój numer. Dzwoń w razie czego. 
Odprowadziła go wzrokiem, gdy zniknął w tłumie tańczących ludzi. 
Odetchnęła z ulgą. Oddaliła od siebie alkohol. Nie miała ochoty już na niego.

* * * * * * * *
Lidia chodziła zniecierpliwiona po długim korytarzu niecierpliwiąc się z każdą kolejną minutą coraz bardziej.
Jej serce biło szybko, a ręce okropnie się pociły.
Po chwili wyszedł lekarz patrząc na nią.
Zmarszczył siwe brwi poprawiając na nosie wielkie okulary.
- Polepszyło mu się? - zapytała od razu, natrętnie patrząc w jego oczy.
Mężczyzna westchnął jakby nad czymś myślał.
- Wie pani co... są dwa rodzaje nowotworów. Złośliwy i łagodny, każdy z nich przez walkę z chemioterapią można usunąć, jednak czasem są pewne komplikacje...
- Nic nie rozumiem.
Lekarz westchnął. - Czasem robią się przeżuty. Chemioterapia nie zawsze jest skuteczna. Michael ma Rdzeniaka. To nowotwór z kategorii "tych złośliwych".
- Więc będzie znów rozpoczynał chemioterapię, tak?
Lekarz zaprzeczył delikatnie głową. - Ta walka jest z góry przegrana.
Jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- Co to ma znaczyć? Że on umrze? Michael umrze?!
- Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Choroby i śmierci nie da się oszukać. Bardzo mi przykro.
- Więc co teraz? - pisnęła nie ukrywając łez. - Co teraz z nim będzie? - dodała cicho.
- Każdy guz mózgu ma podobne objawy. Są różne etapy przechodzenia tej choroby. Zaczyna się od niewinnych bólów głowy, zmęczenia, wymiotów. Rdzeniak osadza się najczęściej w móżdżku, który jest odpowiedzialny za koordynacje ruchową, ale to nie wszystko. Pod koniec pacjent może mieć problemy ze sobą, zacznie się zmieniać, będzie majaczył, może nawet stracić pamięć. Cofnie się w rozwoju do dwulatka. Nie będzie mógł sam się poruszać, będzie niczym zabawka. Będzie miał problemy z mówieniem, pisaniem i czytaniem. Nie będzie mógł ocenić co jest realne, a co tylko wytworem wyobraźni.

Lidia słuchała tego nieprzerwanie pozwalając łzą wydostać się na zewnątrz.
Kłamał. Zapewniał, że jest dobrze, że czuje się świetnie.
Gdyby nie poszła tutaj z nim, pewnie by jej nawet nie powiedział.
- Ile mu zostało? - zapytała po chwili ochrypłym głosem.
- Miesiąc. Może dwa.
Nic więcej nie powiedziała. Nie potrafiła. To bolało ją coraz bardziej.

Spojrzała na niego.
Nie mogła uwierzyć, że jego ciemne tęczówki, które teraz patrzą na nią z zatroskaniem i z miłością, za kilkanaście dni będą patrzyły ze zdziwieniem i ze zmieszaniem.
Nie będzie jej pamiętał. Tego co mówiła, ani tego jak się poznali.
Jego serce stanie się zimne.
Obojętne w czasie, gdy jej będzie pękać na milion kawałeczków.
- Lidia... - wyszeptał wyciągając do niej dłoń.
Nie usłyszy tego imienia z taką samą czułością jak do tej pory.
Będzie to imię dla niego niczym niezwykłym, jak każde inne.
Nie będzie wiedział, że coś dla niego znaczyła.
Nie będzie pamiętał niczego.
Jaki zapach ma jej ciało.
Jak smakują jej wargi.
Jaki ma śmiech.
Będzie czuł pustkę względem niej, może jakieś ukłucie w sercu, którego nie będzie w stanie wyjaśnić.
A potem pozostanie pustka, która nie będzie mieć końca.

Chwyciła jego dłoń zaciskając mocno palce.
 Przybliżyła ją do swoich ust, po czym złożyła na niej kilka pocałunków.
Jej łzy skapywały na jego dłoń.
- To nie musi tak wyglądać. Możesz odejść. W końcu i tak wrócę do początku gdzie się nie znaliśmy. To będzie chwila.

-Zbliżyłeś się do mnie wiedząc, że jesteś chory, a teraz pozwolisz mi odejść? Myślisz, że odejście mniej mnie zaboli niż twoja śmierć? - Michael dotknął jej policzka, kciukiem ocierając łzy.
- Jesteś moim Aniołem, którego zesłał mi Bóg, choć nigdy w niego nie wierzyłem. Nigdy go o nic nie prosiłem, bo miałem wszystko. Ale im bardziej o tym myślałem, tym zrozumiałem, że moje życie nie jest idealne. Nie jest idealne, bo nie ma w nim żadnego anioła, ale potem poznałem ciebie.

Ona też miała swojego Anioła.
Który właśnie zaczął tracić skrzydła.
Anioł, który był na ziemi
Zaczął powoli sięgać nieba. 
* * * * * * * * * * * * * * * * * * 


Chciała jak najszybciej ulotnić się z tego klubu. 
- Moja mała, słodka Nicole... - przymknęła oczy, gdy na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
Jej serce nienaturalnie zaczęło bić, a oddech stał się płytszy.
Poczuła jak miękną jej nogi. 
Poznała ten głos. Poznała ten perfum.
Odwróciła się powoli nieśpiesznie, jakby mając nadzieje, że to tylko sen, że gdy się odwróci nie zobaczy Sebastiana. Ale on nie był snem. Był realny. 
Przełknęła nerwowo ślinę.
- Sebastian... - wyszeptała lekko zachrypniętym głosem.
Spojrzała przez ramię na Annę, której oczy się poszerzyły.
Zatrzymała się gwałtownie uchylając lekko usta.
Nicole dyskretnie pokiwała przecząco głową na znak tego, że ma nie podchodzić.
- Chyba musimy porozmawiać. - dodał z uśmiechem udając się w stronę wyjścia.
Nicole przymknęła oczy czując, że zaraz zemdleje.
 Siłą woli zmusiła się by podążyć za nim.


________________________________________________________


Kolejna notka za nami ;)
Nie wiem czemu, ale pisząc ją popłakałam się haha. Tak, wiem. Jestem dziwna XD
Dziękuje za każdy komentarz i zachęcam nadal do wyrażania swojej opinii.
Kochani, jak już zauważyliście Michael jest tylko epizodycznym bohaterem, choć niektórzy go polubili.
Z bólem serca pisałam tą notkę, ale na pocieszenie mogę wam zdradzić, że też mi tu brakuje Davida.
Może ta notka was nie zaskoczyła, może nadal wieje tutaj nudą. :C


+ Jeśli chodzi o chorobę Michaela, to musicie mi wybaczyć jeśli coś się nie zgadza, gdzieś się wygłupiłam, albo napisałam coś nierealnego, gdyż nie jestem dobra z biologii. Zawsze miałam dwa! :D
+ Dzięki Maria za pomoc przy moście, haha :*
+ I mojej korektorce .<3
Miłego weekendu misiaki!





7 komentarzy:

  1. Miło, że mogłam pomóc :D notka wyszła super ! :D - Marie

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham, kocham!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju nie martw sie, ja tez sie poplakalamXD
    Tak samo jak czytajac twoja kazda notke zreszta hahahaha
    Weny!:* ide czytac drugiego bloga:3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coraz ciekawiej się robi !!
    Nicole i Sebastian?!
    Ciekawe czy ją pozna.... :DD

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nastepny rozdzial?:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Super,szkoda ze ma raka ��

    OdpowiedzUsuń