sobota, 18 czerwca 2016

EPILOG


Oh, chciałbym się znów zakochać, ale tym razem
Ale tym razem bez żalu
Chciałbym dać to wszystko jeszcze raz, ale tym razem
Ale tym razem bez sekretów.
Nie chcę tylko nikogo. Nikogo nowego
Chcę się jeszcze raz zakochać w Tobie
Czy możemy zapomnieć o wszystkich kłamstwach
Które sobie przedstawiliśmy
Zabierających nas tak daleko od prawdy
Czy możemy zatrzeć wszystkie łzy i ból
Które przeze mnie doświadczyłaś
Czy możemy jeszcze raz,
Jeszcze raz wrócić do tego momentu, w którym zrozumiałem, że się w Tobie zakochałem.
Że jesteś dla mnie wszystkim.


Choć wyglądało tak, jakby nie mieli niczego, mieli wszystko.
Mieli siebie mimo, że na początku nie było wcale łatwo.
Życie uczy nas radzenia sobie z pewnymi sytuacjami, wystawia nas na próbę,
sprawdza naszą wytrwałość.


Nauczyła go wszystkiego. Choć nigdy nie czuł takiej potrzeby.
Był zamknięty w świecie nienawiści, przemocy i samotności.
Ale wraz z jej pojawieniem się... w jego życiu wszystko się zmieniło.
To ona pokochała go jak jeszcze nikt nigdy w życiu.
Pokochała go całym sercem. Ta miłość była bezinteresowna.
Czysta, jak ona sama...
W tej walce każdy z nich poniósł jakąś małą klęskę,
 ale wszyscy stali się w pewnym momencie zwycięzcami.


Niektórzy ponownie nauczyli się kochać.

Mała dziewczynka zaśmiała się głośno, gdy ręce mężczyzny zwinnie łaskotały ją po brzuszku.
- Tatusiu przestań! - zapiszczała nie przestając się śmiać.
Do salonu weszła kobieta, po czym spojrzała na nich z politowaniem.
- Obiad już jest. Kto pierwszy ten dostanie podwójny deser! - zawołała unosząc do góry jedną brew.




Oboje gwałtownie wstali.
- Ja pierwsza! - zawołała dziewczynka wyprzedzając mężczyznę i udając się szybko do jadalni.
Nicole zaśmiała się cicho, patrząc na blondyna przed sobą.
- Ja też dostanę podwójny deser? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- Lepiej kup coś Neli. Za tydzień kończy trzy latka. - dodała spoglądając w jego niebieskie oczy.
- Jesteś wspaniała Nicole. Dajesz jej dużo miłości.
- Oboje dajemy, Sebastian. 



Inni dopiero zrozumieli czym jest prawdziwa miłość. 

Blondynka spojrzała zadowolona na balejaż, który jej idealnie wyszedł.
Młoda kobieta patrzyła w lusterko rozczesując palcami kosmyk swoich nowych włosów.
- Jest pięknie. Dziękuje - odparła po chwili z zachwytem, po czym wstała z obrotowego krzesła.
Anna uśmiechnęła się z ulgą.
- Proszę przyjść za dwa miesiące na odrosty.
- Oczywiście. Do widzenia.

- Ja też mogę przyjść na odrosty? - odwróciła się z przerażeniem widząc blondyna.
- Co Ty tu robisz? - zapytała ozięble krzyżując ręce na piersi.
- Tęskniłem za Tobą Ann.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nicole mi powiedziała.
Słysząc to imię dziewczyna przekręciła teatralnie oczami.
- No tak.. mogłam się domyśleć. Po co tu przyszedłeś? Znów chcesz się mną pobawić?
- Zrozumiałem, że z nikim nie było mi tak dobrze jak z Tobą.
- Bredzisz.
- Przysięgam Anna! - zawołał podchodząc do dziewczyny.
-To był tylko letni romans...
- Też tak na początku myślałem.
- Zack ja mam męża.
- Kochasz go?
- To nie jest proste.
- Jest i to bardzo. Albo kogoś kochasz i chcesz z nim być, albo nie.
Blondynka spojrzała na niego czując dziwne kłucie w sercu.
- Nie mam pojęcia czym jest miłość.
- Masz, Ann. Po prostu jedź ze mną. Zaufaj mi. - dodał wyciągając do niej rękę.
Kobieta spojrzała niepewnie na niego jakby chcąc to przeanalizować, ale po chwili chwyciła jego dłoń udając się z nim szybko do wyjścia.
Jeszcze nigdy w życiu nie była taka szczęśliwa.


Przy swoich troskach, obawach, doświadczeniach i mocnym bólu oraz niewiedzy o swoją przyszłość pamiętali o tych, którzy mieli wpływ na to kim są teraz i jak wygląda ich życie.

Katey spojrzała na grób przed sobą.
 Czuła ogromny smutek, ale wiedziała, że nie może się teraz poddać.
 Nie, gdy tak daleko już zaszła.
Uśmiechnęła się lekko kładąc czerwoną różę na marmurowej płytce.
- Tęsknie za Tobą Lidia. I za Michaelem też - mruknęła cicho.
- Chodź Katey. Musimy iść do lekarza na badania - dziewczyna spojrzała na Iana, który podał jej rękę. Uśmiechnęła się delikatnie kładąc dłoń na swoim już dużym brzuszku.
- Kocham Cię Katherine. Najbardziej na świecie. - dodał.
- Nie wiem czy będę dobrą matką Ian. - mruknęła cicho, niepewnie.
Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem.
- Skoro Nicole dała radę Ty tym bardziej to zrobisz, Katey.


Inni, musieli upaść na samo dno, by pewnego dnia próbować się podnieść.


Siedział w barze od dobrych trzech godzin co chwilę opróżniając kieliszek wódki.
W jego głowie coraz bardziej szumiało, ale alkohol pomagał mu wyłączyć wszystkie uczucia.
- Chyba masz na dzisiaj dosyć, kolego - mruknął barman z uśmiechem zabierając od mężczyzny pustką butelkę.
- Pierdolisz. Daj mi jeszcze jedną.
- Zaraz się zapijesz na śmierć.
- I o to mi właśnie chodzi.


Ale w całym tym biegu, nieporozumień, łez i rozgoryczenia były Anioły, które obiecały do samego końca czuwać. 
Po mimo, że nie dawały znaku o sobie za często, były zawsze.
Zawsze, gdy jakieś serce pękało na kawałeczki.


Kochany Davidzie, 

Wiem, że ten list otworzysz wtedy, gdy będziesz tego potrzebować.

Wiem też, że znienawidziłeś mnie za niego.
Musisz mnie zrozumieć. Pisałam go, gdyby coś mi się stało.
Przy Tobie zawsze było niebezpiecznie, ale ja to na prawdę uwielbiałam. 
Wiem, że potrzebujesz tych słów, bo znów upadasz.

Musisz żyć David. 

Nauczyłeś mnie kochać, choć sam nie miałeś o tym żadnego pojęcia. 
Dzięki Tobie stałam się silniejsza, poczułam się piękna. 

Proszę, znajdź powód do tego by znów być dobrym. 

Wierzę, że Ci się uda, tak samo jak wierzyłam w to, że będę z Tobą do końca życia.

I choć nie mogę już Cię pocałować, złapać za rękę...

Obiecuje, że będę przy Tobie zawsze. 
Wstań skarbie. 
Wytrzyj tą krew na rękach. 
Zrozum, że dobro wraca. Tylko musisz w to uwierzyć.
A potem... gdy już będziesz gotowy przyjdź i weź ją na ręce.
Kochaj ją tak samo mocno jak kochałeś mnie.

I pamiętaj David...
Anioły wracają. 


* 3 miesiące później *

Biegła ile sił w nogach ciągle odwracając się za siebie.
Była przerażona, ale jednocześnie przygotowana na walkę.
Odwróciła się z powrotem przed siebie, ale mocny ból w okolicach czoła uniemożliwił dalszy ruch.
Właśnie uderzyła w coś, a raczej w kogoś.
Szybko podniosła wzrok zdezorientowana na mężczyznę z zarostem i kolczykiem w wardze, który przyglądał jej się przenikliwie.
- Przepraszam... nie chciałam.. ale jezu... to najgorszy dzień w moim życiu - zaczęła ze zdenerwowaniem oddychając ciężko.
David uniósł wysoko brwi mając wrażenie, że gdzie już to kiedyś słyszał.
Uważnie spojrzał na dziewczynę.
Wyglądała strasznie młodo, miała gęste, czarne włosy i niebieskie oczy.
Jej usta zdobiła czerwona szminka, a sama była ubrana na czarno.
- Wyglądasz na młodą osobę. Chodzenie o tak późnej porze w takiej dzielnicy jest bardzo niebezpiecznie - odparł po chwili, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Dzięki za ostrzeżenie i jeszcze raz przepraszam - mruknęła, po czym uśmiechnęła się wymijając mężczyznę. David poczuł jej perfumy i mimowolnie obejrzał się za nią.
- Powinienem cię odprowadzić. Tam gdzie idziesz jest bar czynny całą noc - zawołał za nią, co spowodowało, że automatycznie się zatrzymała.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale podeszła bliżej.
- A nie jesteś seryjnym mordercą i gwałcicielem? - zapytała z rozbawieniem krzyżując ręce na piersi.
Mężczyzna prychnął na te słowa, ale wzruszył ramionami.
- Za pewne i jestem.
- A więc zgodzenie się na twoją propozycje może spowodować, że będę mieć kłopoty? - dopytywała unosząc do góry brew.
David zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Była niższa od niego prawie o głowę.
- Każdy lubi niebezpieczeństwa. - niemal szepnął, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Raczej każdy chce spotkać w życiu prawdziwą miłość.
Poczuł dziwne kłucie w sercu, gdy patrzył na nią.
- Może to zabrzmi tandetnie... ale mam wrażenie, że już kiedyś Cię spotkałem.
- Oh, może byłam twoją wielką miłością w tamtym wcieleniu, a teraz znów powróciłam by moralizować Cię i uszlachetniać? - z rozbawieniem spojrzała na niego.
- Oh, to bardziej brzmiało tandetnie - odparł po chwili wywołując w nieznajomej udawane oburzenie.
- A ja myślę, że to przeznaczenie - mruknęła cicho, gdy szli już spacerkiem drogą,
 a towarzyszył im księżyc.
- Tylko nie zakochaj się we mnie.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
- Dobre dziewczyny kochają złych chłopców.
David uśmiechnął się.
To było śmieszne, niedorzeczne, ale na prawdę poczuł się jak... w tedy.

Ona miała racje. Anioły wracają. 




_____________________________________

Koniec historii. :)

Mam nadzieje, że w Epilogu wszystko się wyjaśniło.
Nicole nie oddała Corneli. Nigdy nie miała zamiaru tego zrobić.

Tak samo jak nigdy nie twierdziłam, że Lidia jest główną bohaterką kochani.
Musicie mi to wybaczyć i jednocześnie zrozumieć.

Trudno mi się pisało ostatnie rozdziały, bo lubiłam tą historię,
 po mimo, że nie zawsze dodawałam notki na czas.
Za co Was jeszcze raz bardzo przepraszam.

Chciałabym Wam podziękować, że wytrwaliście do końca opowiadania i dziękuje
za każdy komentarz nawet ten z krytyką. :)
Bardzo mnie to motywowało, bo czasem miałam chwilę słabości czy ma to jakiś sens.
Uwielbiam z Wami pisać, na prawdę :)
 Zwłaszcza gdy macie tą samą pasję jaką ja miałam - pisanie. :)
I dziękuje mojej kochanej przyjaciółce za doradzanie mi w niektórych momentach :)


I na sam koniec pytanie do Was.
Czy chcecie bym coś pisała nowego?
Może macie jakieś pomysły? Może chcecie dalszych losów, ale już córki Lidii i Davida?

Proszę o odpowiedź, jeśli już macie mnie dość to nie będę nic pisać, haha :D


Pozdrawiam kochani! <3



środa, 8 czerwca 2016

Uprowadzona LII


Tak jak tonę w piachu
Widząc Cię wymykającą mi się z rąk.
Oh, tak umrę tutaj pewnego dnia.
Bo jedyne co robię to płacze za Twoim uśmiechem.




Słońce przysłoniły ciemne i gęste chmury.
Robiło się coraz zimniej, a wiatr nieustępliwie rozwiewał włosy na wszystkie strony.
W oddali słychać było płacz małego dziecka.
Widać kobieta, która miała je na rękach nie umiała uspokoić.
Kołysanie, butelka - nic nie pomagało.


Po drugiej stronie roznosił się rozpaczliwy szloch dziewczyny.
Wysoki mężczyzna próbował ją jakoś uspokoić, ale nie potrafił do końca tego zrobić.
Mocny uścisk jego dłoni splecionej z jej na nic się zdawał.
Gęste łzy przysłoniły jej piękne, zielone, kocie oczy.

Czterech mężczyzn ubranych w czarny garnitur wzięło swoimi białymi rękawiczkami grube pasy.
Ich poważne twarze nie wyrażały żadnych emocji, jakby nie znali tej dziewczyny.
Jakby nigdy nic dla nich nie znaczyła.
Podnieśli białą trumnę, po czym opuszczając ją wolno w dół jeden z nich zdjął
 białe lilie ułożone na górze.
Opuszczali ją nieśpiesznie, wolno doprowadzając wszystkich do szaleństwa.

Katey upadła na kolana, a jej przeraźliwy szloch przeraził nawet Nicole.
Kobieta poprawiła swoje ciemne okulary rozglądając się na boki.
Zauważyła go. Stał na wzgórzu i patrzył na to wszystko z pogardą.
Jakby cała ta sytuacja była jakąś kiepską, marną komedią do której oglądania został zmuszony.
Na głowie miał szeroki kaptur.
Po chwili jego wzrok wolno zszedł na Nicole, a potem na dziecko,
które trzymała w rękach.
Skrzywił się mocno, jakby z obrzydzeniem.
Nicole odchrząknęła przykrywając dziewczynkę swoją czarną chustką,
 którą miała założoną na ramionach.


Zatrzymała go dopiero na samym końcu ceremonii.
Złapała go stanowczo za ramię zmuszając tym samym by na nią spojrzał.
- I co teraz? - zapytała poważnie wciąż mając na rękach dziewczynkę.
- Chuj mnie to obchodzi. Zrób z nią co chcesz. Możesz oddać ją do domu dziecka, w którym byłaś.
- David...
- Jeśli mi ją oddasz z zimną krwią ją zabije. Nie mogę na tego bachora patrzeć! - warknął ze złością zaciskając pięści.
- Więc to tyle? Tak po prostu chcesz ją oddać? To twoje...
- Mam to w dupie rozumiesz?!


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nicole spojrzała na mężczyznę przed sobą, po czym bez zaproszenia weszła do domu.
Jej czarne szpilki uderzały o panele na podłodze,
ale ona jakby nie przejmowała się, że może je zniszczyć.
Weszła od razu do salonu instynktownie go odnajdując.
Odwróciła się do mężczyzny przodem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Myślisz, że mogę sobie wziąć jej ciuchy? - zapytała z rozbawieniem unosząc do góry brew.
- Jesteś pojebana! Tak samo jak David! Nienawidzę was kurwa! - kobieta nie zdążyła zareagować, gdy pojawiła się Katey i zaczęła ją szarpać.
Ian od razu zareagował łapiąc swoją żonę za ramiona i odciągając ją od Nicole.
Brunetka zaśmiała się tylko wzruszając ramionami.
- Co z małą? - zapytała w końcu swoim zachrypniętym głosem.
- Jesteś aktualnie jej najbliższa. Lidia chciała byś Ty ją wzięła. - odparła po chwili Katey niepewnie.
Nicole przekręciła teatralnie oczami.
- Nie mam zamiaru bawić się w matkę. Nie jestem dobra w wychowywaniu dziecka.
- My ją weźmiemy - dodała szybko blondynka.
Nicole prychnęła.
- Chętnie bym wam ją oddała, ale moja siostrunia chciała bym to ja zrobiła z nią co chce.
- Nicole... - wtrącił Ian, ale kobieta mu przerwała gestem ręki.
- Jestem za młoda by kogoś uczyć dobrych rzeczy. Załatwię to inaczej.  - odparła po chwili zamyślając się na moment.


grafika Nina Dobrev, tvd, and katherine pierce


* * * * * * * * * * * * * * * * * * *


* 3 DNI PÓŹNIEJ *

Nicole spojrzała na małą dziewczynkę, która spała w foteliku na tylnym siedzeniu samochodu.
Nie chciała jej budzić i właściwie nie przejęła się zbytnio tym,
że nie powinna zostawiać dziecka samego. Zwłaszcza tak malutkiego.
Wzruszyła tylko ramionami, po czym wyszła z auta uchylając lekko okno.
Spojrzała na dom przed sobą.
Czuła dziwny ból w okolicach serca, ale ignorowała to resztkami sił.
Weszła bez pukania domyślając się, że drzwi będą otwarte.
Jakby właściciel czekał w nich na kogoś kto już nigdy tu nie przyjdzie.
Odsunęła swoimi czarnymi trampkami rozbite szkło na podłodze i weszła w głąb domu.
Udała się do salonu i zatrzymała się widząc Davida.
Jego oczy były podkrążone, ręce poobdzierane.
Wyglądał jakby stracił wszystko.

- Miło Cię widzieć, David - mruknęła po chwili, gdy mężczyzna uważnie się jej przyglądał.
- Wyjdź stąd.
- Mamy do pogadania.
- Wyglądasz jak ona. Jak moja Lidia.
Nicole prychnęła na to.
 - Raczej to ona wyglądała jak ja, ale no nie ważne. W moim aucie jest coś.. a raczej ktoś Twój.
David spojrzał na nią ze złością.
 - Już Ci mówiłem, że nie chce tego bachora.
- To Twoje dziecko czy tego chcesz czy nie!
- To było jej dziecko!
- Czyli w seksie nie brałeś udziału!? - zawołała ze złością krzyżując ręce na piersi.
- Wynoś się. Więcej nie powtórzę.

- Nie musisz powtarzać. Musisz mnie wysłuchać. Jesteś temu winny David, rozumiesz?! Tracisz wszystkich na własne życzenie. To nie Bóg Ci ich zabiera... sam to robisz. Jesteś zły... Ona była skłonna zrobić dla Ciebie wszystko i przez to wszystko jej już tu nie ma. Odeszła. Umarła, ale ona dawała szanse. Milion szans byś się ogarnął. Upadałeś, a ona podawała Ci rękę za każdym razem. A Twoja dłoń ją biła. Ona ustami całowała Twoje rany, a Twoje usta? Twoje... bluzgały ją jakby była nikim. Patrzyła na Ciebie jak na coś dobrego, przysięgam w życiu nie widziałam, by ktoś patrzył z taką miłością na inną osobę... a Twój wzrok? Pełen obrzydzenia i pogardy. Obejmowała Twoją szyję chcąc się do Ciebie przytulić,a Twoje ręce owijały się wokół niej i dusiły. Ona miała setki okazji by wyznać Ci miłość, powiedzieć, że w was wierzy. A Ty? Ty nigdy jej nie powiedziałeś, że ją kochasz. Zostawiła dla Ciebie wszystko, wszystko poświęciła. a Ty? Ty nawet nie umiesz wziąć na ręce kogoś kto jest dowodem tej miłości. Kogoś kto ma Ci ją przypominać. Już na zawsze.

- A może jest mi tak lepiej, co? Może nie mam kurwa zamiaru być dobry, łaskawy. Może znów mam ochotę zabijać! Chyba nawet będę mieć pierwszą ofiarę - dodał, a na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.  Jego oczy stały się ciemniejsze.
Poznała ten wzrok. Wzrok zabójcy.
Nie zdążyła nic powiedzieć, gdy David szybko podszedł do niej i powalił ją na podłogę.
Przygniótł ją swoim ciałem.
Syknęła głośno czując ból w okolicach kręgosłupa.
- Ten twój wygląd jest przekleństwem dla Ciebie, rozumiesz?! - jego dłonie objęły jej szyje.
 Nicole złapała go za ręce próbując wyrwać się z jego uścisku. Nie umiała złapać tchu.
- Nie chcesz mnie.. skrzywdzić - wyszeptała resztkami sił.
- Chce. Zawsze chciałem Cię zabić. Teraz już mnie nic nie powstrzymuje. - warknął ze złością.
Jej twarz była coraz bladsza, usta coraz bardziej sine.
Po chwili Nicole krzyknęła głośno czując ból w prawej ręce.
Szkło wbiło jej się w ramię.
Dopiero chwilę później David zorientował się co się stało.
Odsunął swoje ręce patrząc na nią w szoku.
Nicole wykorzystując okazję wstała szybko oddalając się na bezpieczną odległość.
Spojrzała na niego przestraszona.





Patrzył na nią w zdumieniu. Co chwilę zerkał na jej buty.
Trampki. Takie jakie nosiła Lidia.
Jej twarz wyglądała teraz tak niewinnie.
Patrzyła na niego swoimi wielkimi, przerażonymi oczami tak samo jak Lidia,
gdy podnosił na nią swoją rękę.
Przez kilka sekund miał wrażenie, że to ten Anioł stoi przed nim,
 ten którego w tak okrutny sposób stracił.
- Lidia... - wyszeptał patrząc na nią z błaganiem.
- Odeszła - mruknęła cicho Nicole przełykając ciężko ślinę.
Lewą dłoń trzymała na ranie, która krwawiła.
Podszedł do niej blisko, po czym przytulił ją mocno do siebie.
Nicole z trudnością powstrzymała płacz.
- Pocałuj mnie... - mruknął David tuż do jej ucha.
Dziewczyna odsunęła go od siebie, po czym wspięła się na palce muskając ustami jego policzek.
- Nigdy nie jest za późno by być dobrym, David. Pamiętaj o tym. - mruknęła poważnie wyciągając z kieszeni spodni jakąś czerwoną kopertę.
- Jeśli wasze dziecko nie może być powodem tego, że będziesz dobry może ten list to spowoduje - mruknęła cicho, po czym ostatni raz na niego spoglądając odeszła zostawiając
po sobie zapach róż i kokosu.


Oh, nie możesz słyszeć, że płaczę,
Zobaczyć jak moje marzenia umierają. 
W tym miejscu, w którym stoisz
Samotnie
Jest tutaj tak cicho
I jest mi tak zimno
Ten dom dłużej nie pozostanie moim domem. 


Spoglądał na porozrzucane rzeczy.
Nogą kopnął w jakąś szkatułkę, która poturlała się pod stół.
Wszystko mu ją przypominało.
Wszedł do sypialni, a jego wzrok powędrował na wielkie łóżko.
Dotknął palcem swoich ust jakby chcąc otworzyć jej pocałunki.
Rozsunął drzwi z szafy przeglądając jej ciuchy.
Pachniały nią.


Oh, jak powiedziałaś mi, że mnie opuszczasz,
Czułem się jakbym nie mógł oddychać.
Moje bolące ciało upadło na podłogę,
Potem zadzwoniłem do Ciebie.
Teraz to boli o wiele bardziej. 



Wciąż w ręce zaciskał kopertę.
Chciał ją otworzyć. Ale nie potrafił.
Wyciągnął z kieszeni bluzy czarną zapalniczkę i odpalił przykładając do ubrań dziewczyny.
To już nie był jego dom.
On już go nie ma.

Spowodowałaś, że moje serce krwawi 
I jesteś mi winna wyjaśnienia.
Ponieważ nie potrafię zrozumieć, dlaczego ode mnie odeszłaś.
Jestem tutaj samotny i zamarzam bez Ciebie

Chciałbym Cię znów móc pocałować.
Chyba umieram bez Ciebie. 


* * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nicole wsiadła do auta patrząc na dziewczynkę.
Miała takie same oczy jak David.
Westchnęła głośno.
- Sorki malutka, ale nie zamierzam być Twoją matką. - mruknęła od niechcenia po czym ruszyła w kierunku miejsca, w którym spędziła dzieciństwo.

- Będzie Ci tam dobrze. Musisz być po prostu silna i nie daj sobie wejść na głowę. Na pewno masz po mnie charakterek. Więc jestem pewna, że sobie poradzisz. - mówiła zbliżając się pod dom dziecka.
Wyszła z samochodu, po czym otworzyła tylne drzwi rozpinając małą.
Już ją miała podnosić, gdy zauważyła czerwoną kartkę.
Wypuściła ze świstem powietrze.

- Twoja mama do mnie ostatnio dzwoniła. Miała prośbę. Widzisz tą kartkę? - zapytała pokazując małej czerwoną kartkę.
 - Ta jest dla mnie. Taką samą kazała mi przekazać Twojemu tacie. Miałeś mądrą mamę. Napisała pożegnalne listy na wypadek, gdyby coś się stało. No i patrz! Nie myliła się. Przeczytam Ci. - dodała z uśmiechem rozwijając papier.

Nicole, 
Choć to Ty masz wprawę w pisaniu listów teraz przyszła kolej na mnie. 
Po pierwsze chce Ci podziękować. 
Po mimo, że byłaś dla mnie wredna po raz pierwszy czułam, że na prawdę mam siostrę. 
Żałuje, że nie spędziłyśmy czasu normalnie... na malowaniu paznokci, albo oglądaniu komedii romantycznych. 
Teraz będzie burza... Wiem to.
 Będzie ogromna burza w waszych sercach, w głowach. 
Proszę... pozwól mu to wszystko robić. 
Pozwól mu zabijać, krzywdzić.
 Pozwól mu upaść.
Wiem, że w końcu znów wstanie. 
Ale nie pozwól by się zbliżył do dziecka. 
Może ją znienawidzić. Może ją pokochać. 
Ale chcę byś Ty się nią zajęła. 
I gdy pewnego dnia... David będzie chciał zmienić swoje życie.. być dobry już na zawsze pozwól mu przyjść. Pozwól mu ją przytulić, pocałować. 
Chroń ją. Tak bardzo Cię o to proszę.
Chroń ją przed palantami, przed złem tego świata. 

Nadaj jej imię. 
Naucz ją kochać. 
A potem... potem wspomnij o mnie. Gdy już będzie na to gotowa. 
I powiedz jej, że bardzo chciałabym móc zobaczyć jak uczy się mówić, jak chodzi... jak się zakochuje. Jak zdobywa dobre oceny. Wszystko. 

Teraz żyj, Nicole.
 Bo postawiłam Ci wyzwanie na całe życie. 
Nasi rodzice nie dali Ci miłości. Przepraszam Cię za to. 
Wiem, że będziesz dobra dla niej. Dasz jej wszystko. 
Bo na wszystko zasługuje. Na wszystko co dobre, tak samo jak Ty.

Kocham Cię Nicole, kocham tą dziewczynkę. Kocham Davida.
Będę przy Was, obiecuje. Będę waszym Aniołem. 

 Lidia. 

Nie zorientowała się kiedy zaczęła płakać.
- Jak mogłaś mnie zostawić? - mówiła przez łzy zanosząc się okropnym szlochem.
- Tak bardzo chciałam mieć siostrę! I ją straciłam! Nienawidzę tego życia! - krzyczała przez łzy.
Po chwili poczuła rękę na ramieniu.
Spojrzała do góry, a widząc blondyna zdziwiła się.
Mężczyzna złapał ją za rękę by wyszła z auta po czym przytulił ją mocno do siebie.






Jestem zazdrosny o deszcz
Który pada na Twoją skórę.
Jest bliżej niż moje ręce kiedykolwiek były.

Życzyłem Ci wszystkiego najlpeszego co może dać świat.
I powiedziałem Ci, kiedy mnie opuściłaś
Że nie ma nic do przebaczenia.
Ale ja zawsze myślałem, że wrócisz
Powiesz mi, że wszystko co znalazłaś to złamane serce i nędza.
Trudno mi powiedzieć, że jestem zazdrosny o to, 
że jesteś szczęśliwsza beze mnie 



- Ona... ona umarła... Lidia nie żyje... - mówiła przez łzy próbując złapać oddech.
Sebastian pogłaskał ją po plecach uspokajająco.
- Wiem kochanie.

- Co z nią zrobisz? - dodał po chwili patrząc na dziewczynkę.
- Nadam jej imię - mruknęła Nicole pociągając nosem.
- Jak ją nazwiesz?
- Cornelia.
- Czy to imię coś znaczy?
- Nigdy nie kończącą się miłość.




Już nic nie będzie takie jak kiedyś.



___________________________________________________

Okej kochani notka gotowa. Ufff.
Okropnie trudno mi się ją pisało, bo sami wiecie o czym jest
Od samego początku tej historii Lidia miała umrzeć.
Wybaczcie mi to.
Szykuje się tylko jeszcze epilog i koniec opowiadania :)
Dodam go w poniedziałek.
Pozdrawiam kochani!